Tysiąc skazańców. Ich pracy pilnuje ich setka uzbrojonych strażników. Na każdą kobietę przypada pięciu mężczyzn. Napięcie jedynie rośnie, natomiast wszędzie dookoła widać bezkresny ocean. To właśnie realia „Banished” – nowego serialu BBC.
„Banished” to nowa produkcja brytyjskiego BBC. Tytuł zdaje się czerpać garściami z takich hitów srebrnego ekranu jak „LOST” czy „Gra o Tron”. Różnica polega na tym, że „Banished” koncentruje się na wydarzeniach osadzonych w prawdziwej historii. Zamiast smoków i tajemniczych wysp dostajemy kolonię karną, która jest jednocześnie głównym miejscem i główną tkanką serialu.
Australia roku pańskiego 1788. To właśnie tutaj rozgrywa się akcja „Banished”.
Na kontynent docierają brytyjscy kolonizatorzy. Nie jest to jednak sielanka. Statki są wypełnione skazańcami, którzy za różne grzechy i przewinienia trafili do kolonii karnej. Dni ich życia wypełnia ciężka praca, w zamian za którą otrzymują dach nad głowami i miskę czegoś, co ktoś naprawdę głodny mógłby uznać strawą. Bardzo szybko okazuje się, że życie w Australii rządzi się zupełnie innymi prawami niż to na Starym Kontynencie. Wszyscy muszą się dostosować, łącznie z oficerami.
„Banished” to raj dla wszystkich socjologów. Serial pokazuje niecodzienne relacje jakie wytwarzają się podczas życia w kolonii karnej. Wszyscy są od siebie zależni, chociaż ludzie chętniej skoczą sobie do gardeł niżeli to przyznają. Oficerowie starają się zachować porządek i prawo znane w Wielkiej Brytanii. Nie jest to możliwe bez strażników, którzy domagają się kobiet i przywilejów. Uzbrojeni mężczyźni nie mogą jednak przesadzić – wszakże skazańców jest dziesięć razy tyle i nikt nie ma ochoty na bunt.
Z perspektywy widza świat „Banished” jest równie tajemniczy co przyciągający.
Dopiero po czasie byłem w stanie wychwycić wszystkie relacje panujące w kolonii karnej. Produkcja BBC bez dwóch zdań może poszerzać perspektywę i pokazywać „jak było dawniej”. Widać to zwłaszcza na przykładzie kobiet i ich roli w obozie. Mężczyźni wymieniają się nimi z rąk do rąk, jak przedmiotami. Ciekawie kontrastuje to z Bogiem, którego Brytyjczycy przywieźli ze sobą z Europy.
„Banished” to zderzenie światopoglądów, tradycji, relacji międzyludzkich i grupowych oraz polityki. Roszady między głównymi bohaterami ogląda się niczym „Grę o Tron”. No, może bez tak wyrazistego pazura i bezwzględności. Niemniej odkrywanie skąpanej w słońcu i piasku kolonii karnej było zaskakująco przyjemne. Duża w tym zasługa obsady.
Serial BBC może pochwalić się licznymi gwiazdami na planie.
Moim ulubieńcem jest charakterystyczny Ewen Bremner z „Trainspotting”. Tutaj Brytyjczyk wciela się w rolę duchowego przewodnika. Nad kolonią sprawuje piecze David Wenham. Ten sam, który wcześniej wystąpił we „Władcy Pierścieni” oraz „300”. Rory McCann to z kolei gwiazda „Gry o Tron”, która tym razem wciela się w bezwzględnego kowala.
Aktorów ogląda się naprawdę dobrze. Nie tylko tych znanych. Cała obsada daje radę i sprawia, że „Banished” staje się znacznie, znacznie ciekawsze niż może się to początkowo wydawać. Jestem świeżo po pilocie produkcji BBC i wiem na pewno, że obejrzę drugi oraz trzeci odcinek. Widać, że producenci mają pomysł na cały sezon i z chęcią dam mu szansę. Oczywiście o ile nadchodząca „Gra o Tron” pozwoli na to czasowo.