REKLAMA

Mówiąc szczerze, nie oczekiwałem szczególnie na Bank Job - uznałem film za kolejną, nudną opowieść o napadzie na bank, która nie będzie wyróżniała się niczym szczególnym. Co gorsza dla tego brytyjskiego dzieła, byłem tuż po obejrzeniu trylogii Ocean's. Jak wiadomo, jest to jeden z lepszych filmów tego gatunku - więc od samego początku Bank Job był na straconej pozycji. Jakież było moje zdziwienie, gdy pod koniec historii ocknąłem się wciąż drżący w fotelu - mimo iż pierwsze pół godziny utwierdzało mnie w moich sceptycznych przemyśleniach, kolejna godzina - napad i wszystko po nim - była zadziwiająco wciągająca.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Wrzesień 1971, Londyn. Bank znajdujący się na Baker's Street zostaje obrobiony, świadkowie nic nie widzą, pieniądze nigdy nie zostają odnalezione, nikt nie trafia do więzienia. Napad doskonały? Film Bank Job opowiada tajemniczą historię napadu na skarbiec, która skończyła się totalnym sukcesem, albo jeszcze gorszym koszmarem - co ciekawe, wszystko wydarzyło się naprawdę, choć filmu nie można nazywać dokumentem. Mimo iż główną rolę gra Jason Staham, humoru tu niewiele - nie można nazwać Bank Job brytyjskim Ocean's Eleven, ten pierwszy jest zdecydowanie za bardzo poważny i brutalny - stworzony w angielski sposób. Zamiast kolorowego Vegas zobaczymy szarą i mroczną rzeczywistość, a paczkę wesołych bohaterów zastępuje... cóż, paczka wesołych bohaterów - ale preferujących angielskie poczucie humoru, co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę, że sami pochodzą z Wysp.

REKLAMA

Przejdźmy do aktorów i ich występów. Jason Staham pokazuje swoją prawdziwą twarz i umiejętności aktorskie - to naprawdę utalentowany gość i często jest niedoceniany, gdy po raz kolejny musi grać rolę złego terrorysty, który ginie pod koniec filmu załatwiony przez dobrego policjanta. Po raz kolejny po legendarnym Snatchu odwalił kawał dobrej roboty i zasłużył na oklaski. Momentami wypada dość średnio, ale po obejrzeniu scen z żoną, muszę przyznać, że Staham ma potencjał, wystarczy tylko obsadzić go w dobrej roli. Reszta ekipy również zasługuje na plus - Saffron Burrows dzięki swej urodzie w początkowych scenach filmu przyciąga widza do ekranu, choć znika, gdy akcja rusza do przodu i jej postać nie zostaje już rozwinięta - a szkoda. Daniel Mays jest śmieszny, ma wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia i zostaje w pamięci widza - szkoda, że o reszcie postaci nie można powiedzieć tego samego; obiecuję, że po seansie nie będziecie pamiętać dobrze żadnej osoby - jest ich po prostu za dużo, a niektóre wątki nie są należycie rozwinięte. Szkoda, bo film trwa zaledwie półtorej godziny i znalazłoby się jeszcze troszkę miejsca na więcej scen.

REKLAMA

Jak już wspomniałem, nie opłaca się porównywać tego filmu do Ocean's Eleven - mimo iż oba dzieła są o napadach na bank, różnią się diametralnie - jeden z nich jest mniej optymistyczny, bardziej szary i prawdziwy - mowa oczywiście o Bank Job. Nie jest on bez wątpienia nudny - przede wszystkim ostatnie 45 minut, gdzie widz sam wątpi, czy bohaterom uda się uciec z kasą - "przecież w rzeczywistości nic nie zostało wyjaśnione, więc wszystko może się stać"- sam w pewnej chwili zwątpiłem, czy uda mi się przewidzieć zakończenie, co muszę zaliczyć na plus. Na koniec jeszcze parę zdań o muzyce, która jak to zwykle bywa w brytyjskich filmach, gra jedną z większych ról. Momentami utwory dobierane są perfekcyjnie - zwłaszcza ten pierwszy, pojawiający się tuż po reklamach w kinie - choć momentami psują one absolutnie wszystko. Wspomnieć muszę o szybkiej muzyce lecącej, gdy jeden z bohaterów opowiadał dowcip - nie muszę chyba wspominać, jak to się skończyło?

Bank Job to kawał porządnego kina - początkowe minuty mogą zniechęcić widzów, ale cała reszta znakomicie wynagrodzi nudy - polecam!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA