„Batman: Creature of the Night” to komiks inny niż wszystkie. Bruce jest w nim tylko zwykłym chłopcem
Mroczny rycerz czy mroczny mściciel? „Batman: Creature of the Night” to komiks, który powstawał w bólach, ale warto było czekać dwa lata na finałowy zeszyt.
Pierwszy zeszyt cyklu „Batman: Creature of the Night” trafił do sprzedaży 29 listopada 2017 r. Już wtedy moją uwagę przykuła charakterystyczna i kreska w starym stylu, a utrzymała ją dość nietypowa jak na superbohaterski komiks, a w dodatku niebanalna historia. Kolejne dwa zeszyty pojawiły się niedługo później.
Niestety na czwartą i ostatnią część tej krótkiej, acz niezwykle wciągającej serii trzeba było czekać wyjątkowo długo. Komiks na sklepowe półki dotarł dopiero dwa lata od debiutu pierwszej części. Teraz, po kolejnych kilku miesiącach, wszystkie cztery zostały wydane w jednym tomie, którego zakup szczerze polecam.
Bohaterem w „Batman: Creature of the Night” nie jest bowiem dobrze nam znany Bruce Wayne, tylko Bruce Wainwright.
Nie jest to też typowa historia z kategorii „Co by było, gdyby…”. Komiks nie tylko nie rozgrywa się w mainstreamowym uniwersum DC, ale nie jest to nawet klasyczna alternatywna rzeczywistość w ramach multiwersum. Superbohaterowie w tym świecie, tak jak w tym naszym, są domeną fikcji.
Bruce Wainwright, czyli główny bohater komiksów, jest takim zwykłym chłopcem. Spotyka go jednak niewyobrażalna tragedia i dzieciak próbuje nadać jej jakiś sens. Wraz z upływem stron i lat w jego życiu dostrzegamy coraz więcej podobieństw pomiędzy nim, a jego komiksowym imiennikiem, słynnym Mrocznym Rycerzem.
Na drodze Bruce’a pojawiają się nawet Alfred, Gordon i Robin…
Młody chłopak próbuje wtłoczyć tych ludzi w budowaną przez siebie narrację i zagłębia się w kolejne odmęty szaleństwa. Co prawda z pomocą bardzo cierpliwych bliskich udaje mu się w jakimś stopniu panować nad swoim życiem, a nawet kierować z pewnymi sukcesami firmą, ale wielokrotnie szoruje po samym dnie.
Nie raz i nie dwa upada się i podnosi, ale co rusz stabilność emocjonalna wymyka mu się z rąk. W dodatku wokół chłopaka zaczyna się dziać coś… nieopisanego. W zasadzie do samego końca czytelnik zadaje sobie pytanie, czy dzieje się tu rzeczywiście coś nadprzyrodzonego, czy też to tylko element imaginacji.
Odpowiedź na to pytanie jednak wcale nie jest aż taka istotna, bo „Batman: Creature of the Night” to opowieść o radzeniu sobie z traumą.
Kurt Busiek, czyli scenarzysta komiksu, świetnie uchwycił na statycznych kartach postępującą degradację ludzkiej psychiki z mitem superbohatera w tle. Komiks z Batmanem w tytule, ale bez prawdziwego Batmana w treści całkiem sporo mówi nam też o wielkiej sile i wielkiej odpowiedzialności.
Opowiedzenie historii zmuszającej do refleksji za pośrednictwem tego medium nie byłoby jednak możliwe, gdyby odpowiednia oprawa, ale na tę nie można narzekać. Za okładki i rysunki odpowiada artysta John Paul Leon, który zajął się szkicami, tuszem i kolorami, a Todd Klein pomagał mu przy literach.
Pomogło też osadzenie tej historii w końcówce lat 60.
Przedstawione w komiksie „Batman: Creature of the Night” miasto, czyli Boston (a więc nie fikcyjne Gotham) to niemal nasz świat. Bohaterowie z racji epoki borykają się z nieco innymi problemami niż my, ale Wainwright jest takim pomostem pomiędzy pierwotną koncepcją Batmana z lat 30. i współczesnym czytelnikiem.
Komiksowi poświęconemu temu konkretnemu Bruce’owi zdecydowanie warto dać szansę, tym bardziej że teraz nie trzeba już czekać ponad roku na ostatni rozdział. Tom, na który składają się cztery zeszyty „Batman: Creature of the Night” można nabyć teraz w wersji cyfrowej w serwisie Comixology.
Warto też nadmienić, że Kurt Busiek współpracował już wcześniej z wydawnictwem DC. Spod jego pióra wyszła również doceniana przez fanów i krytyków seria „Superman: Secret Identity” z 2004 r. „Batman: Creature of the Night” fabularnie nie ma z nią co prawda nic wspólnego, ale jest określany jej duchowym następcą.