REKLAMA

Batman Ninja to najgorszy film o Mrocznym Rycerzu od czasu Batmana i Robina

"Batman Ninja" powinien nosić tytuł "Batman: Kiepski żart". Najnowsza animacja DC jest bowiem olśniewającym od strony wizualnej kuriozum.

batman ninja recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Bez owijania w bawełnę. "Batman Ninja" potwornie mnie rozczarował. Nie ukrywam, że czekałem na tę animację, licząc, że DC dostarczy nam naprawdę ciekawe i świeże spojrzenie na Mrocznego Rycerza.

Umiejscowienie akcji w czasach feudalnej Japonii wydawało się wręcz genialnym pomysłem, ale myślałem, iż będzie to po prostu japońska XVII-wieczna inkarnacja przygód Batmana. Niestety okazało się, że scenarzyści woleli zabawić się w niedorzeczną historyjkę rodem z kreskówek dla dzieci i po prostu wysłać współczesnego Batmana oraz jego kompanów i wrogów w podróż w czasie i przestrzeni, do feudalnej Japonii właśnie.

Pytań mam co niemiara. Zacznijmy może od tego, skąd pomysł na podróże w czasie w filmie o Batmanie?

batman ninja 2

Czemu filmowy wehikuł czasu przeniósł wszystkich nie tylko w przeszłość kilkaset lat, ale też i z Gotham City do Japonii? A fakt, że za tym wszystkim stoi Gorilla Grod, czyli mówiący inteligentny goryl, nadaje całości dodatkowego absurdalnego nonsensu.

Ale to dopiero początek. Podczas seansu czekają na nas takie "smaczki" jak skonstruowane przez Jokera karabiny mechaniczne (szkoda, że nie pokuszono się od razu na lasery). Spotkamy też wytrenowaną przez Robina armię tysięcy małpek. Nie zabrakło sceny w gorących źródłach, gdzie kąpiącego się goryla Godda odwiedza na rozmowę Batman. Zobaczymy też Batmobil w wersji XVII-wiecznego powozu konnego.

Byłbym zapomniał - są też ruchome, mechaniczne budowle japońskie, które potrafią się transformować w wielkie roboty (!), a nawet łączyć ze sobą w jeszcze większego robota (!!!). Tak, takie rzeczy spotkają nas w animacji o Batmanie. I to rozgrywającej się w Japonii 300 lat temu.

batman ninja 4

Twórcom na pewno nie można odmówić wyobraźni oraz poczucia humoru.

Piękno filmów animowanych polega na tym, że ów gatunek nie ma teoretycznie żadnych granic względem tego, co można powołać do życia na ekranie.

Niestety autorzy "Batman Ninja" chyba trochę opacznie to zrozumieli.

Oczywiście na nikim z podróżujących w czasie owa sytuacja nie zrobiła specjalnego wrażenia. Złoczyńcy, czyli Joker, Deathstroke, Pingwin, Trujący Bluszcz oraz Dwie Twarze zaczęli kontynuować to, co robili we współczesnym Gotham.

Każde z nich zdobyło władzę w poszczególnych księstwach feudalnych. Mroczny Rycerz, jak się okazało, dotarł na miejsce dwa lata po nich, więc przyjdzie mu się zmierzyć z alternatywną wersją historii, jako że Joker i reszta zdążyli się przez ten czas zadomowić w Japonii.

Ale na szczęście Batman nie jest sam, na miejscu również przez dwa lata oczekiwali na niego m.in. Catwoman, Robin, Nightwing, a nawet... Alferd. Nie można przecież zrobić filmu o Batmanie, w którym nie towarzyszy mu jego wierny lokaj.

batman ninja

Może biorę to wszystko zbyt serio, ale cały absurd tej historii mnie zniesmaczył i sprawił, że co chwila miałem ochotę przestać oglądać animację. Nie przeczę, że zapewne znajdą się ludzie, którzy będą sie dobrze bawić na filmie. To zwariowana opowiastka, na której, o ile wyłączy się jakiekolwiek myślenie i przestanie skupiać na fabule, da się przyjemnie połechtać narząd wzrokowy.

Bo animacja jest przepiękna!

batman ninja anime

Kreska łączy w sobie style zachodni oraz dalekowschodni, chwilami zbliżając się do zamerykanizowanej wersji anime. A nie brak też w tym filmie segmentów, w których kreska kompletnie się zmienia, przechodząc w poetykę japońskiego malarstwa i rycin. Wygląda to naprawdę magicznie i obłędnie. Sceny akcji i pojedynków zapierają dech w piersiach, a animacje postaci są po prostu wspaniałe i pełne imponujących szczegółów.

batman ninja 1

Samo tylko dostosowanie ubiorów Batmana, Jokera, Catwoman, Dwóch-Twarzy, Robina czy Red Hooda - choć niedorzecznie zabawne z - jest naprawdę ciekawe i pomysłowe.

Spodziewałem się po prostu alternatywnego Batmana w inkarnacji japońskiej sprzed kilkuset lat. Myślałem, że będzie to opowieść o specyficznym samuraju, który 300 lat przed narodzinami Bruce'a Wayne'a sam zakładał kostium/zbroję nietoperza i walczył z przeciwnikami do złudzenia przypominającymi jego znanych nam nemesis z filmów i komiksów.

Zamiast tego, twórca "Afro Samuraja", który jest odpowiedzialny za "Batman Ninja" zaserwował nam trochę szaloną i nie za mądrą zabawę z motywami Batmana przeniesionymi do trochę innej kultury oraz w odmiennej poetyce wizualnej.

Dla mnie to chyba jednak za dużo. Gdyby jeszcze udało się to jakoś sprawnie przedstawić w scenariuszu, to może dałbym się porwać tej historii.

Niestety, "Batman Ninja" jest wręcz najeżony głupotami, by nie powiedzieć idiotyzmami. O części z nich pisałem wyżej, resztę sami zobaczycie, o ile zdecydujecie się na seans.

Fabuła jest tak niedorzeczna i wykazująca się kompletnym brakiem zrozumienia i znajomości postaci Batmana, że nie pozostaje nic innego, jak skupić się na akcji oraz wspaniałej kresce.

Tyle że, przynajmniej dla mnie, jest to kompletnie niewystarczające i niesatysfakcjonujące.

REKLAMA

"Batman Ninja" na pewno jest ciekawostką, aczkolwiek dziwię się, że DC wypuściło tę animację oficjalnie i w pełnym metrażu. Bardziej pasuje ona na 30-minutową krótkometrażówkę na YouTube'a, bądź odcinek serialu, w którym Bruce Wayne ma dziwny sen o podróży w czasie.

Szkoda, potencjał był w tym ogromny, a okazja została totalnie zmarnowana.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA