Wciąż tęsknię za Dobrowicami, ale nowy odcinek Belfra 2 daje nadzieję, że będzie lepiej
Nowy sezon Belfra jak dotąd zbiera skrajne opinie. Przyznam, że wciąż tęsknię za Dobrowicami, ale trzeci epizod przywraca fabułę na właściwe tory. Choć nadal nie obyło się bez wad.
OCENA
W tekście znajdują się spoilery z 2. sezonu serialu Belfer. Zostaliście ostrzeżeni.
Jakub Żulczyk po ostatnim odcinku Belfra zachęcał do obejrzenia nowego epizodu i wstrzymania się z krytyką. Widzowie zarzucają serialowi pewne nielogiczności i nie do końca pogodzili się ze zmianą klimatu opowieści. "Oglądajcie dalej" - napisał polski pisarz i jednocześnie współautor scenariusza do Belfra. Panie Jakubie, oglądam! I choć miał pan rację, bo rzeczywiście cała intryga nabiera kształtów, wciąż mam pewne wątpliwości, czy Belfer zmierza we właściwym kierunku.
Po 2. epizodzie nowego sezonu publiczność podzieliła się na dwa obozy. Jedni byli odcinkiem, który cały rozgrywał się w szkole i prezentował - jak nazwała to jedna z serialowych dziennikarek - masakrę w wykonaniu Iwa, zachwyceni. Epizod dostarczył im sporo emocji. Drudzy obnażali pewne niedociągnięcia fabularne i się nudzili. Cóż, zdecydowanie należę do tych ostatnich. Może się czepiam, ale naprawdę nikt z policji nie pofatygował się jednak o skombinowanie megafonu, a na początkową walkę z terrorystą wysłano najniższych rangą funkcjonariuszy bez kamizelek kuloodpornych?
Trzeci odcinek to powiew świeżości, jeśli spojrzeć na dwa poprzednie. Akcja w końcu wynosi się poza mury szkoły i to wychodzi serialowi na dobre.
Na część pytań, które nagromadziły się od początku trwania nowego sezonu, w końcu dostajemy jakieś odpowiedzi. Nie są one wprawdzie całkowicie satysfakcjonujące, ale przed nami jeszcze pięć odcinków Belfra 2. Czy uczniowie naprawdę byli w Paryżu? Po co tam pojechali? W co zamieszany był Iwo? Dlaczego zabił Karolinę? I dlaczego polskie służby interesują się młodzieżą z wrocławskiego elitarnego liceum? No, nie powiem - scenarzyści rzucili nam w końcu trochę światła na palące sprawy, a my - dzięki ich wskazówkom - możemy pogłówkować nad tymi zagadkami (czy raczej snuć domysły, bo nie jednego a kilku twistów fabularnych, jak znam życie, należy się jeszcze spodziewać).
Niestety, choć broniłam się przed tą myślą, muszę przyznać wielu widzom rację - najsłabszym elementem Belfra 2 jest Paweł Zawadzki, czyli tytułowy bohater.
Owszem, jego śledztwo jest ciekawe (choć dalej nie kupuję do końca tej historii, że polscy tajniacy zainteresowali się nastolatkami, bo ci podczas rzekomej podróży nie zostawili ŻADNYCH śladów), ale on sam jako postać, cóż, jest komiczny. Po pierwsze, zachowuje się niepokojąco i dziwnie. Jest nowym nauczycielem w nieznanej sobie tak naprawdę placówce, a od progu włazi z butami w życie uczniów. Hasło: s t a l k e r odbija się echem od ścian.
Po drugie, wyobraźcie sobie tajne miejsce, taki powiedzmy fight club, w którym szkolą się polscy preppersi (to tacy ludzie, którzy przygotowują się na nadejście końca świata, wojny, kataklizmów). Rozsądek na pewno podpowiada wam, że powinno to być miejsce trudno dostępne, gdzie nie wchodzi się ot tak z ulicy w różowym dresie i z izotonikem w ręce. Otóż nie. Jak się jest belfrem, to zbija się prawie piątkę z karkiem, który siedzi w środku i pyta go o to, czy można tu kupić karnet. Litości!
Nie będę ukrywać - trzeci odcinek Belfra mimo wszystko podobał mi się i mnie zaciekawił. Chcę już dowiedzieć się, co będzie dalej.
Natomiast nadal mam mieszane uczucia co do całego sezonu. Pewne sprawy, owszem, wyjaśniają się, ale ich wyjaśnienie nie zatrze wszystkich nielogiczności i uproszczeń, których dopuścili się twórcy Belfra. Jest lepiej, ale wciąż daleko nowej serii do tego, do czego produkcja przyzwyczaiła nas na samym początku. Ech, tęskno za Dobrowicami.