Nareszcie koniec. I po zobaczeniu ostatniego odcinka Belle Epoque mam w zasadzie te same odczucia, jak po zobaczeniu odcinka numer jeden – polski telewidz nie zasługuje na dobry serial.
OCENA
„Za gud! Ajne fantastisze arbajt!”. Gdy już wytoczyłem się spod biurka, pod które wpadłem po tym wypowiedzianym przez pseudo-austriackiego komisarza i otarłem łezki śmiechu i zażenowania, zdałem sobie sprawę, że… to jedno zdanie, wypowiedziane w karykaturalny sposób z twardym, polskim akcentem idealnie obrazuje, jaki jest główny problem Belle Epoque. Ten serial bardzo chce, ale… nie może.
Tak, wiem, że znęcaliśmy się już nad kilkoma odcinkami hiciora TVN-u, a leżącego się nie kopie, lecz... twórcy obiecali nam coś innego. I zawiedli na całej linii.
W Belle Epoque nie udało się nic.
Dla tego serialu organizatorzy plebiscytu Węży powinni uwzględnić produkcje telewizyjne obok filmów pełnometrażowych. Belle Epoque zasługuje bowiem na statuetkę polskich anty-nagród w niemal każdej kategorii.
Scenariusz? Luźno powiązane ze sobą zagadki niby-kryminalne rozwiązywane przez protagonistów z subtelnością żelaznego młota i intrygi podane widzowi na tacy.
Gra aktorska? Nawet oryginalny „Wiedźmin”, który był istnym festiwalem mniejszych i większych kłód drewna, obfitował w bardziej wiarygodnie zagrane postaci.
Zdjęcia? Przeplatanie ciasnych, bliskich kadrów nagranych bardzo szerokim kątem z nadużywaniem żabiej perspektywy (i ustawicznym zaglądaniem aktorom w nozdrza) zdawało egzamin przez 15 minut pierwszego odcinka. Niestety, kinematograficznie Belle Epoqe nic więcej nie zaoferowało.
Realia? Belle Epoque teoretycznie wiernie trzyma się swej fabularnej epoki, ale konstrukcje dialogowe, miejsca i sceny to już Polska XXI wieku w ciuchach wypożyczonych z teatru. Wrażenie jest mniej więcej takie, jakby Kryminalnych wrzucić w okres początku ubiegłego stulecia.
Jest to tym bardziej bolesne, że twórcy chwalą się, iż przez dwa lata przejrzeli 10 tys. zdjęć, by jak najwierniej odwzorować realia. Pytanie tylko… po co? Skoro wrażenie wierności realiów kompletnie niweczą drętwe dialogi i pokraczny scenariusz.
Muzyka? Ten jeden element miałby szansę się obronić, gdyby nie wybór utworów zespołu Talking Heads na otwieracz i zejściówkę serialu. Naprawdę ktoś uznał, że klasyczny rock pasuje klimatem do tego serialu? A szkoda, bo muzyka tła naprawdę się broni i to jedyny pozytywny element pośród tego morza kiczu, chociaż... poszczególne utwory pojawiają się z kompletnie losowych miejscach i zazwyczaj nie oddają klimatu sceny. Ale cóż, to wina montażu, nie muzyków.
To wszystko sprawia wrażenie, jakby twórcy naprawdę chcieli stworzyć coś ambitnego, a potem sobie przypomnieli, że serial będzie emitowany tuż obok Trudnych Spraw i Na Wspólnej.
Scenariusz miał potencjał na naprawdę ciekawą opowieść. Mówię tu zarówno o fabułach poszczególnych odcinków, jak i spajającej całość historii pojedynku Jana z Łucjanem. Wystarczyła odrobina redakcji dialogów i więcej tajemnicy.
Zamiast tego ktoś jednak uznał, że docelowy odbiorca może nie wyłapać niuansików, więc lepiej podać wszystko na srebrnej tacy.
Przecież to rozrywka, nie wymagajmy od widzów myślenia, prawda?
Nie bardzo rozumiem, dlaczego gra aktorska w Belle Epoque jest tak dramatycznie zła, skoro ci sami aktorzy w innych produkcjach wielokrotnie pokazali, że potrafią znacznie więcej. Być może, gdy reszta obsady zobaczyła, jak duet Małaszyński-Cielecka gra znacząco poniżej swojego poziomu, to uznali, że im też wolno sobie pofolgować.
Przeciętny widz TVN-u, nawykły do paradokumentów i marnych telenoweli i tak nie doceni aktorskiego kunsztu, prawda?
Polscy filmowcy to czołówka, w setkach wielkich, hollywoodzkich produkcji za zdjęcia odpowiadają nasi rodacy, więc potencjał drzemie w nas ogromny. A jednak ekipa kręcąca Belle Epoque uznała, że dla widza naszej telewizji steadycam i szeroki kąt to wystarczające fajerwerki.
Nie ma co przesadzać z artystycznymi ujęciami i dopieszczać topornego montażu. Przy Lekarzach Belle Epoque to i tak wyższy poziom artyzmu, prawda?
Wierność epoce? Nie, nie, kostiumy dostatecznie mieszają w głowie. Miejsca i skojarzenia niech zostaną jak najbardziej współczesne, żeby widz TVN-u mógł się lepiej utożsamić z bohaterami.
I nie przesadzajmy już z tą wiernością języka. Wrzucimy gdzieniegdzie słowo „zawżdy” i wystarczy, prawda?
Z odcinka na odcinek było tylko gorzej. Finał – niestety – niczego nie zmienił.
Jeżeli ktoś przebrnął do końca przez wszystkie odcinki „superprodukcji” TVN-u, może sobie powinszować wytrwałości. Ten serial nie ma absolutnie nic do zaoferowania ponad bezmyślne zapchanie 40 minut życia telewidza.
Ostatni odcinek niestety tylko potwierdza to wrażenie, zamiast wybronić Belle Epoque w ostatnim rzucie. I znowuż – potencjał na kapitalne domknięcie fabuły był przepotężny. Konstancja współpracująca z rosyjską Ochraną? Wojna wywiadów, tajemniczy morderca? Możliwość wywołania „opadu szczeny” na sam koniec była ogromna – ale nie wyszło.
Zamiast tego Belle Epoque żegna nas żenującą sceną, w której Konstancja w ostatniej chwili udaremnia ujawnienie Edigeyowi swojej prawdziwej tożsamości zabijając tajemniczego Rosjanina, a potem strzela do Jana i odjeżdża z kościoła, w którym mieli wziąć ślub.
Zamiast efektu „wow” zostaje tylko uniesienie brwi w wyrazie zdumienia. Rozumiem zamysł twórców, ale zamiast poczucia nierozwikłanej tajemnicy widz doświadcza chamskiego cliff-hangera, który (obym się mylił) otwiera drzwi do drugiego sezonu.
Mam tylko nadzieję, że zakończenie Belle Epoque było definitywne.
Jeżeli TVN zdecyduje się na kręcenie drugiego sezonu Belle Epoque, będzie to znaczyć jedną z dwóch rzeczy – albo stacja musi zainwestować w porządne narzędzie do monitorowania internetu, by być na bieżąco z falą krytyki, albo… „hajs się zgadzał”.
Choć Belle Epoque z odcinka na odcinek traciło na oglądalności, serial mogło obejrzeć dostatecznie wielu widzów, by TVN postanowił kontynuować dochodowe przedsięwzięcie, mimo miernego poziomu dzieła.
Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale nie będę też przesadnie zaskoczony. Ostatecznie… Kryminalni też nie byli dziełem sztuki, a jednak męczyli nas z ekranu telewizorów aż przez 8 sezonów.
Złaknionym nieco ambitniejszej rozrywki stanowczo odradzam Belle Epoque. Jeśli zobaczycie w telewizji powtórkę – zmieńcie kanał. Jeśli druga połowa zaproponuje obejrzenie odcinka do kolacji – przemyślcie ten związek. Jeśli ktoś ze znajomych powie, że mu się podobało – czas na zmianę otoczenia.
Belle Epoque jest zwyczajnie stratą czasu.
Jeżeli tak – zdaniem TVN-u – wygląda „ambitny, polski serial”, to znaczy, że mają naprawdę niskie mniemanie o swoich widzach i… nie oglądali Belfra.