Jeśli szukacie tanich kopii hollywoodzkich pomysłów i lubujecie się w brutalnym kinie akcji, to „Bestia” raczej nie umknie waszej uwadze. Ale też i zapewne rozczaruje.
OCENA
Ten film nie działa nawet zbyt dobrze jako kalka „Uprowadzonej”. Gdyby jeszcze była to solidna powtórka z brutalnej rozrywki, to można by przymknąć na to oko i dać się ponieść adrenalinie z ekranu. Sęk w tym, że „Bestia” papuguje film z Neesonem dość słabo.
Fabuły chyba nawet nie warto w tej sytuacji przytaczać, ale spróbujmy. Główny bohater, Leonida Riva, były wojskowy, który zmaga się z czymś w rodzaju stresu pourazowego i szprycuje się lekami, jest niczym chodząca bomba z opóźnionym zapłonem. Gdy tajemniczy sprawcy porywają znienacka jego małą córeczkę, bomba wybucha i tytułowa bestia rusza na żer. Porywacze szybko przekonają się, że zadarli z niewłaściwym człowiekiem.
Różnice względem „Uprowadzonej” są raczej kosmetyczne. W gruncie rzeczy to ta sama historia.
Nawet główni bohaterowie są w podobnym wieku. Można nadmienić, że „Bestia” odróżnia się od „Uprowadzonej” bardziej surową formą, przywodzącą na myśl arthouse’owe dramaty pracą kamery, bardziej wypłowiałymi barwami i kadrowaniem.
Samej akcji wcale nie ma tu tak dużo, a jak już nawet się pojawi, to poszczególne sekwencje pościgów, strzelanin czy bijatyk są nakręcone tak ciężką ręką, że nawet Patryk Vega zrobiłby to o niebo lepiej i z większym przytupem. A pomiędzy nimi dostajemy nużące śledztwo policyjne oraz mnóstwo przegadanych scen.
Grany przez Fabrizio Gifuniego Riva to heros jakby ospały, otępiały, nie posiada większej charyzmy.
Z jednej strony można to zrozumieć, tłumacząc sobie, że Riva nosi na sobie blizny przeszłości (i znieczula psychikę lekami), która cały czas ciągnie go w dół, ale z drugiej strony, twórcy w takim razie trochę nie za bardzo wiedzieli, o czym chcą opowiadać. I jaki film chcą ludziom pokazać. Czy ma to być sensacyjna produkcja o byłym wojskowym, który chce odbić porywaczom swoją córkę, czy psychologiczna psychodrama. Jeśli to pierwsze, fani kina akcji usną z nudów. A jeśli to drugie, bardziej wymagający widz będzie narzekać na płytki niczym kałuża scenariusz. I tak źle, i tak niedobrze.