Wielkie usta i równie wielki wstyd. Drugi sezon Big Mouth to gigantyczne nieporozumienie
Big Mouth było jedną z pierwszych oryginalnych animacji na Netfliksie. Próbą zmierzenia się przez platformę z tym popularnym gatunkiem. Pierwszy sezon Big Mouth wzbudził mieszane uczucia, a druga odsłona pokazuje, że twórcy wciąż niczego się nie nauczyli.
OCENA
Big Mouth od samego początku jawił się jako serial, dzięki któremu Netflix chce dobić do innych niepoprawnych politycznie seriali animowanych. Już sam dobór tematyki - rozwój fizyczny, emocjonalny i przede wszystkim seksualny dzieci - budził w niektórych środowiskach oburzenie. Już od czasów pierwszych animacji Disneya i Warner Bros. wiadomo, że ten gatunek pozwala na więcej. Nie tylko dlatego, że pewne pomysły mogą zostać przedstawione tylko za pomocą ruszających się obrazków. Cenzorzy znacznie chętniej przepuszczali przez swoje palce tematy tabu, jeżeli pojawiały się w animacji.
Tematyka podejmowana w Big Mouth jednych oburzała, a inni byli szczęśliwi, że kwestia dojrzewania seksualnego została podjęta w nadawanym globalnie serialu. Nie to było prawdziwym problemem tej produkcji, a raczej ogromne problemy ze scenariuszem. Poziom pojedynczych odcinków Big Mouth wahał się od doskonałego po absolutnie tragiczny. W jednej chwili widz mógł usłyszeć świetny dowcip, a potem przez następnych dziesięć minut być katowanym przez drętwy i kretyński humor czy przeraźliwie irytujące postaci. Czasem trudno było oprzeć się wrażeniu, że twórcy serialu: Nick Kroll, Andrew Goldberg, Mark Levin i Jennifer Flackett nie mają żadnego pomysłu na rozwój serialu. Chcieli wywołać kontrowersje (i to im się udało), ale nie poszła za tym dobra historia. Opowieść o nastolatkach i ich problemach z pokwitaniem miała potencjał, ale nie został on wystarczająco dobrze wykorzystany.
Big Mouth sezon 2 - gdzie obejrzeć?
Można było mieć nadzieję, że w drugim sezonie zapoczątkowane wcześniej wątki zostaną w odpowiedni sposób rozszerzone, a charaktery bohaterów pogłębione. W końcu nawet tak świetne animacje, jak BoJack Horseman czy Rick i Morty również potrzebowały czasu, by znaleźć swój styl. Niestety, sezon 2 serialu Big Mouth to jeszcze gorsza, głupsza i nieudolna produkcja.
Przede wszystkim Big Mouth nie jest już serialem o dorastaniu nastolatków. Pierwsze dziesięć odcinków produkcji zawsze dotyczyło prawdziwych problemów dorastających młodych ludzi. Czasem bez pomysłu, nierzadko z mało zabawnymi wstawkami z pogranicza fantazji i parodii, ale przynajmniej z pełną świadomością tematu. W drugim sezonie ta opowieść w zasadzie całkowicie się rozmywa - zastąpiona większymi story arcami dla poszczególnych bohaterów. Serial kładzie jeszcze większy nacisk na postaci Nicka Bircha, Andrew Gloubermana i Jessi Glazer. Zwiększa się też rola najbardziej męczącego bohatera, czyli przygłupiego nauczyciela wychowania fizycznego, Steve'a. Reszta bohaterów w drugim sezonie zostaje całkowicie odstawiona na boczny tor.
Dałoby się to uzasadnić, gdyby nie prosty fakt - twórcy serialu nie mają żadnego pomysłu na tę historię. Wobec tego ich jedynym pomysłem jest podkręcenie skali. Andrew w pierwszym sezonie ma problemy z uzależnieniem od masturbacji i perwersji? W drugim jest zwyczajnym seksoholikiem. Dojrzałość płciowa Nicka nie rozwija się w równie szybkim tempie, co rówieśników? Tym razem będzie dokładnie tak samo, jedynie z nowym "Hormonalnym Potworem" do towarzystwa. Jessi cierpi z powodu rozwodu rodziców i zaczyna się buntować? Teraz jest tak samo, ale dodatkowo zaczyna kraść i zjada gumisia z marihuaną.
To w rzeczywistości dokładnie te same historie, ale w założeniu mają być jeszcze mocniejsze. Problem w tym, że młodzi bohaterowie stają się karykaturami.
Nie reprezentują problemów okresu dojrzewania, a raczej stają się dorosłymi w dziecięcej skórze. Ich opowieści są też niestety stosunkowo nudne i nie poprawia tego dodanie nowego antagonisty, czyli Czarodzieja Wstydu. To dołujący wszystkich dookoła mężczyzna, który przedstawia bohaterom Big Mouth ich niecne uczynki w pełnej krasie. A wszystko po to, by wzbudzić w nich poczucie wstydu i ograniczenie instynktów niezbędne do przeżycia w społeczeństwie. To w dużym skrócie spersonalizowane superego z modelu psychoanalitycznego Freuda. Jako pomysł sprawdza się całkiem dobrze, ale można mieć wątpliwości, czy jego obecność była konieczna prawie we wszystkich odcinkach.
Big Mouth nigdy nie był zbyt zabawnym serialem, ale drugi sezon jest pod tym względem jeszcze gorszy. Dość wspomnieć żenujący dowcip, w którym dwójka bohaterów rozmawia o tym... jak fantastycznie jest mieć subskrypcję Netfliksa. Podobnych pseudozabawnych jest zresztą wiele. Co gorsza, gdzieś w tym wszystkim zagubiła się kontrowersyjność serialu. Jeżeli najbardziej obrazoburczym epizodem ma być ten opowiadający o działalności placówek Planned Parenthood, gdzie mężczyźni i kobiety mogą dokonać profilaktycznych badań, ale również gdzie dokonywane są aborcje, to nie jest wybitnie.
Serial Netfliksa pewnie doczeka się kolejnego sezonu, ale trudno uwierzyć by mógł powrócić na właściwe tory. Zakończenie drugiej serii nie wzbudza ani wielkich emocji, ani nie zapowiada niczego nowego. Wystarczy to porównać do finałów ostatnich sezonów kilku innych seriali animowanych, by wiedzieć, że gatunek stać na znacznie więcej. Big Mouth reprezentuje sobą wszystkie największe błędy związane z satyrycznymi produkcjami dla dorosłych. Najwyższy czas, by to twórcy serialu dojrzali do poziomu swoich kolegów po fachu.