REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Wrzucajcie od razu całe sezony! Dlaczego platformy VOD wciąż mają w nosie binge-watching?

Szef Marvel Studios zdradził czemu Disney zdecydował się udostępniać jeden odcinek „WandaVision” tygodniowo, zamiast wrzucić je wszystkie naraz na swoją platformę VOD. A jego wypowiedź pokazuje, że dyskusja o hierarchii modeli konsumpcji seriali trwa sobie w najlepsze.

16.03.2021
15:11
Binge-watching to lepszy model oglądania seriali niż odcinki co tydzień
REKLAMA
REKLAMA

Minęło już ponad 10 dni od premiery ostatniego odcinka „WandaVision”. Za rogiem już czai się „The Falcon and The Winter Soldier”, a emocje po pierwszym serialu MCU jeszcze nie opadły. Teraz fani mogą obejrzeć wszystkie epizody naraz, ale wcześniej co tydzień musieli oczekiwać na następny. Kiedy tylko pojawiały się jakieś odpowiedzi, to jednocześnie rodziły się nowe pytania. Była to prawdziwa katorga, więc najwięksi fani produkcji siedzieli godzinami na Reddicie i próbowali domyślać się, jakie rozwiązania zaserwują im twórcy w kolejny piątek. W którą stronę będzie zmierzać fabuła i, oczywiście, kim jest Mephisto. Do takiej formy odbioru i dyskusji zachęcał bowiem zaproponowany przez Marvel Studios model emisji, znany nam dobrze z telewizyjnych ramówek.

WandaVision” udostępniane było w modelu hybrydowym.

Na start użytkownicy Disney Plus otrzymali dwa odcinki, a na każdy kolejny musieli już czekać tydzień. Kevin Feige w niedawnym wywiadzie z TV Line zdradził, czemu zdecydowano się na taki system emisji.

Wszyscy w Dinsey+ zdecydowali — a my się z tym zgodziliśmy — o idei zabawy tydzień w tydzień. „The Mandalorian” to udowodnił: jest coś ekscytującego w możliwości śledzenia rozwoju akcji i podejmowaniu prób odgadnięcia, co zdarzy się dalej. A skoro już to ustaliliśmy, myślę, że zupełnie innym, ale równie ciekawym doświadczeniem będzie obejrzenie wszystkich odcinków naraz — stwierdził szef Marvel Studios.

Trudno się z nim nie zgodzić. Rzeczywiście oglądanie seriali w modelu cotygodniowym i wszystkich odcinków naraz to zupełnie inne doświadczenia. Oba modele konsumpcji mają swoich zwolenników i przeciwników, a wypowiedź Feige’a cofa nas nieco w czasie, udowadniając, że dyskusja o wyższości jednego nad drugim wciąż trwa. A przecież powinna się skończyć wraz z pojawieniem Netfliksa. Niestety nie wszystkie platformy zauważyły narodziny nowego rodzaju widza, który ma dość czekania na odpowiedzi na nurtujące go pytania. A to stało się dawno. We wstępie do pierwszego numeru „Zeszytów Prasoznawczych” z 2016 roku Małgorzata Lisowska-Magdziarz przywołała wypowiedzi internautów z dyskusji po opublikowaniu wyników badań na temat modelu konsumpcji produkcji epizodycznych. Jedna z nich brzmiała:

(…) podporządkowanie sobie życia pod ramówkę jest śmieszne w XXI wieku.

Takie podejście nie jest wynikiem rewolucji w oglądaniu seriali, a zwyczajnej ewolucji, na którą wpływ miało wiele czynników, z tymi technologicznymi na czele.

Powszechnie uważa się, że binge-watching to wynalazek Netfliksa. Udostępnianie całych sezonów za jednym zamachem pozwala bowiem użytkownikom obejrzeć wszystkie odcinki ciurkiem, ignorując potrzebę snu. I chociaż bez wątpienia platforma spopularyzowała ten model konsumpcji produkcji odcinkowych, to w 2013 roku, kiedy otrzymaliśmy premierowo wszystkie 13 epizodów pierwszej odsłony „House of Cards”, nie było to wcale takie novum. Bindżowanie znane było już wczasach świetności VHS-ów.

Możliwość nagrywania kolejnych odcinków seriali i kompletowanie na jednej kasecie całych sezonów zmieniło nasze podejście do epizodycznych produkcji. To wtedy narodził się model oglądania pojedynczych epizodów co tydzień, a potem wszystkich naraz. Pozwalało to dostrzec rzeczy, które nam umknęły podczas pierwszego seansu. Pal licho, że można było w ten sposób wyłapać też wszystkie nieścisłości. Urządzało się maratony, żeby jak najdłużej pobyć w towarzystwie ulubionych bohaterów. Ten system spopularyzował się jeszcze bardziej, gdy zaczęto wydawać seriale na DVD.

Wraz z rozwojem technologii ewoluowały same seriale. Narracje stawały się coraz bardziej skomplikowane, a fabuły wielowątkowe. Z tego względu tygodniowa przerwa między jednym odcinkiem a drugim może prowadzić do skonfundowania widza. Coś umknie, coś się zapomni, a coś wyda się nieważne i zaskoczy nas w finale. Nie po to budżety epizodycznych produkcji wciąż wzrastają i biorą się za nie słynni reżyserzy, żebyśmy mogli sobie pozwolić na coś takiego. Teraz są one filmami, składają się w jedną spójną historię. Powinniśmy mieć możliwość obejrzenia ich właśnie jako ciągłą opowieść i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego sezonu.

Przyzwyczailiśmy się do binge-watchingu.

REKLAMA

Świadczą o tym chociażby badania użytkowników Netfliksa z zeszłego roku. Według pomiaru firmy Nielsen ten model konsumpcji (definiowany jako oglądanie treści bez przerwy przez co najmniej 2,5 godziny) wykorzystuje co 10 użytkownik platformy w naszym kraju. Dodajmy do tego, że takie możliwości nieraz dają również inne serwisy, a wiele osób specjalnie czeka aż skończy się dany sezon, aby móc obejrzeć wszystkie odcinki naraz bez konieczności wyczekiwania na kolejne epizody. Tego zjawiska nie można ignorować, a trzeba go zaakceptować i dostosować się do niego.

Oczywiście rozumiem potrzebę wymieniania się spostrzeżeniami w sieci i dyskusji z fanowską społecznością między kolejnymi odcinkami. Dzięki temu najłatwiej czerpać maksymalną przyjemność z obcowania z daną produkcją. Nie wszystkie seriale są jednak naszpikowanym easter eggami „WandaVision”. I z tego powodu mam wrażenie, że w przypadku innych tytułów chęć jak najszybszego podzielenia się własną opinią zabiera nam frajdę z samego oglądania. Zamiast gadać powinniśmy móc obejrzeć następny odcinek i nie dywagować, a dowiedzieć się, jak fabuła potoczy się. Nie musimy tworzyć popkultury, krzycząc w internecie, ale w całości pochłaniając tylko te pozycje, które na to rzeczywiście zasługują.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA