Black Mirror w 4. serii kolejno udowadnia, że jego twórcy mają nam jeszcze wiele do powiedzenia. ArkAngel jest wizją przyszłości o tyle przerażającą, że bardzo mocno koresponduje z dylematami, z jakimi mierzymy się już dziś.
OCENA
Pierwsze dwa odcinki nowego Black Mirror - USS Callister i ArkAngel - oceniałem na gorąco po seansie, a teraz przyszła kolej na pełną recenzję (ale spokojnie, bez spoilerów!).
ArkAngel w reżyserii Jodie Foster jest drugim z kolei odcinkiem 4. sezonu antologii Black Mirror. W przeciwieństwie do epizodu zatytułowanego USS Callister, który zabrał nas w gwiazdy, tym razem stąpamy znacznie bliżej ziemi.
Matka i córka.
Już sam początek nastraja nas odpowiednio na kolejne kilkadziesiąt minut. Odcinek opowiada o kilku kolejnych etapach z życia matki wychowującej dziecko w pojedynkę, poczynając od porodu, gdzie przez ekran czuć bardzo nieprzyjemną atmosferę niepokoju i osamotnienia.
Po porodzie kobieta, która strasznie obawia się o przyszłość swojego dziecka, decyduje się na eksperymentalny zabieg. ArkAngel, czyli wszczep jaki otrzymuje mała dziewczynka, ma pomóc w bezstresowym wychowaniu małego brzdąca, a przy okazji zadba o jego bezpieczeństwo.
Brzmi jak marzenie każdego rodzica.
Problem w tym, że jako ludzie bywamy ułomni. Podejmujemy złe decyzje, nawet kierując się szlachetnymi pobudkami. Zbyt wiele nieskrępowanej władzy może prowadzić do nadużyć, które mają opłakane skutki. Black Mirror przyzwyczaiło nas do tego, że skupia się w głównej mierze na mrocznej stronie ludzkiej natury.
ArkAngel stopniowo pokazuje swoje mroczne oblicze, a Czarne lustro przedstawia nam skutki zamykania dziecka w bańce i jego nieustannej kontroli. Wystarczy chwilowa pokusa, podyktowana przede wszystkim troską, by wystawić na próbę wzajemne zaufanie. Często relacje międzyludzkie w takich chwilach pękają.
ArkAngel jest metaforą współczesnych narzędzi do kontroli.
Black Mirror amplifikuje dylematy współcześnie żyjących ludzi dodając do nich futurystyczny pierwiastek, ale zasada pozostaje taka sama. Tak naprawdę jednak nie trzeba czekać na cybernetyczne wszczepy, by wykorzystać technologię w podobnym celu, co bohaterka ArkAngel, która przed uruchomieniem tabletu sama ze sobą walczy.
Dzisiejsi rodzice, podobnie jak bohaterka ArkAngel, mierzą się z podobnymi dylematami. Czy zaufać dziecku i oddać mu autonomię, czy też może uwierzyć w maksymę „kontrola podstawą zaufania”? Pozwolić mu popełniać błędy, czy w porę reagować i podejmować decyzje za nie? Czy pokazywać mu świat takim, jakim jest, czy też ukryć przed nim prawdę o złu?
Czarne lustro porusza aktualny problem pokazując świat jutra.
Już dzisiaj mamy aplikacje, które potrafią podawać koordynaty GPS wykryte przez smartfon dziecka rodzicowi w czasie rzeczywistym. Producenci elektroniki użytkowej przekonują do tego rodziców, że powinni kupić im smartwatcha, który będzie dla dziecka telefonem dzwoniącym tylko do rodziców i jednocześnie stale aktywnym mikrofonem.
ArkAngel nie daje jasnej odpowiedzi na to, czy inwazyjna kontrola dzieci to coś złego. Nie neguje zalet, jakie daje możliwość reagowania w porę - oczywiście wtedy, jeśli używać ich z głową. Pokazuje jednak, jak łatwo się w tym zatracić i każe zadać sobie pytanie, gdzie powinna przebiegać granica i gdzie, w dodatku sami, powinniśmy ją wytyczyć.
Cieszy mnie, że twórcom Black Mirror nie stępiły się pazury.
Podobny koncept technologii przyszłości pojawiał się już w serialu, ale teraz ubrano go w zupełnie nowy kontekst. Skupienie się na tak ważnej w życiu każdego człowieka relacji, jak ta pomiędzy dzieckiem i rodzicem, nadaje opowieści bardzo emocjonalnego wymiaru. Może nie wszyscy widzowie są rodzicami, ale dzieckiem kiedyś był przecież każdy z nas.
ArkAngel to kolejny po USS Callister z sześciu odcinków, które składają się na 4. sezon Czarnego Lustra, a zarazem kolejny przygotowany przez platformę Netflix. Jak na razie dwa pierwsze odcinki się bronią, a recenzji pozostałych możecie spodziewać się na Spider’s Web jeszcze przed premierą nowego Black Mirror.