Zwiastun Black Panther powinien mnie ekscytować, ale jedyne co w nim intryguje to muzyka
Bogactwo kostiumów. Niecodzienne otoczenie. Zerwanie z klubem przystojnych białych mężczyzn. Black Panther ma wszelkie zadatki, aby być pierwszym świeżym filmem Marvel Studios od lat.
Mimo tego zwiastun mnie nie porwał. Zastanawiam się, czy ma na to wpływ ogólne zmęczenie zamaskowanymi herosami forsującymi Hollywood. Disney do spółki z Warner Bros i Foksem zalewają nas kolejnymi dziełami na komiksowych licencjach, ciągle i ciągle zwiększając tempo produkcji filmów. Fabryka Snów przerodziła się w rzemieślniczą hutę, której produktom daleko do świeżości pierwszego Thora, Mrocznego Rycerza czy Iron Mana.
Black Panther ma wszelkie zadatki, aby pchnąć świeże powietrze w zatęchłe uniwersum Marvela.
Akcja filmu nie musi przenosić widza w kosmos, aby zaserwować mu zupełnie nowe otoczenie. Fikcyjna Wakanda do afrykańskie miasto-państwo, schowane przed wzrokiem zewnętrznego świata. Chociaż kultura Wakandy jest typowo plemienna, aglomeracja cechuje się niezwykle rozwiniętą technologią, a także złożami Vibranium - niesamowicie wytrzymałego i elastycznego metalu, z którego wykonana jest na przykład tarcza Kapitana Ameryki.
Tytułową Czarną Panterę mogliśmy zobaczyć już w filmie Captain America: Civil War. Po unormowaniu relacji między herosami, przywódca Wakandy wraca do swojego państwa, gdzie napotyka na intrygę mającą zrzucić go z tronu. Na czele spisku stoi najprawdopodobniej rewelacyjny aktor Michael B. Jordan, którego kariera na całe szczęście nie zakończyła się na fatalnej Fantastycznej Czwórce. Inni znani artyści, którzy pojawiają się na planie to Lupita Nyong’o, Andy Serkis, Martin Freeman oraz Forest Whitaker.
Jeżeli interesuje was podkład użyty w pierwszym zwiastunie Pantery, spieszę z pomocą. Kawałek w wykonaniu amerykańskiej grupy hip-hopowej Run the Jewels nazywa się „Legend Has It”. Jeżeli zaś chodzi o datę premiery filmu, Black Panther zadebiutuje dopiero w lutym 2018 roku.