REKLAMA

Bunty i Babli

We wrześniu do polskich kin trafi już po raz piąty film wyprodukowany w Bollywood. Czym jest Bollywood? Największą kinematografią świata. Jej sercem jest Bombaj. Powstaje tam nawet 1000 filmów rocznie. Najsłynniejszą produkcję oglądnął ok. miliard ludzi, a największe gwiazdy filmowe traktowane są jak półbogowie. "Titanic" i Tom Criuse mogą się schować. Kto jeszcze nie zetknął się z kinem tego typu, powinien przygotować się na nie lada szok.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

To będzie bardzo subiektywna recenzja. Dlaczego? Ponieważ kino bollywodzkie można odbierać wyłącznie na dwa sposoby - albo je uwielbiać, albo nie znosić. Nie ma stopnia pośredniego i to m.in. mnie w tych filmach fascynuje. Nie ma tej letniości, która coraz częściej pojawia się w odbiorze kina zachodniego. W przypadku większości filmów amerykańskich zapomina się o nich kilka godzin po wyjściu z kina. Inaczej jest z bollywoodzkimi produkcjami. Dla Hindusów są to wspaniałe, kolorowe opowieści dla całej rodziny. Poza tym jest to najtańsza rozrywka, na którą stać Hindusów ( cena biletu = cena miski ryżu). Natomiast dla ludzi wychowanych w zachodniej kulturze są to pełne kiczu, ale dla wielu pełne też nieodpartego uroku, uproszczone historyjki. Europejczyk albo się tymi filmami zachwyci, albo zechce rzucić czymś w ekran i wyjdzie. Mój znajomy określił te produkcje, jako połączenie wenezuelskiej telenoweli i MTV z kulturą hinduską. Ale za to jakie jest to połączenie!

REKLAMA

"Bunty i Babli" to komedia. Opowiada o pewnej parze - Rakeshu i Vimmy. Spotykają się na stacji kolejowej w niecodziennych okolicznościach. On - nie chciał zostać konduktorem, odszedł z domu i mając innowacyjne pomysły chciałby założyć coś na kształt funduszu powierniczego, jednak ktoś kradnie jego pomysł. Ona - także uciekła z domu, ponieważ chce wystartować w wyborach Miss India, a w małym miasteczku czekałby ją tylko rychły ślub. Niestety, na zgłoszenia jest już za późno, a dziewczyna nie godzi się na "zapłacenie" w naturze za wejście. Chcą stać się sławni i oboje szybko dochodzą do wniosku, że uczciwa praca do niczego ich nie zaprowadzi i znacznie lepiej będzie od czasu od czasu zrobić jakiś przekręt. Na początku mszczą się na człowieku, który ukradł pomysł Rakeshowi. Przyjmują także pseudonimy - Bounty i Babli.

Każdy szwindel pociąga za sobą następny, coraz poważniejszy. Zabawa rozpoczyna się od kradzieży kilku tysięcy rupii i ewoluuje w stronę np. sprzedaży Taj Mahalu, czy kradzieży państwowego złota. Sytuacja komplikuje się, kiedy między dwojgiem rodzi się namiętne uczucie (a jakżeby inaczej :P), Vimmy zaczyna rosnąć brzuch i gdy w ślad za parą oszustów rusza w pościg stary wyga - detektyw Dashrath (rewelacyjny Amitabh Bachchan).

Film jest wyjątkowy i to z kilku powodów. Po pierwsze nie jest tak łzawy, jak większość filmów made in Bombay, do których można dojść w Polsce różnymi drogami. Nie ma prawie płaczących mężczyzn (w wielu innych produkcjach sztuczne łzy z męskich oczu leją się obficie). Po drugie, jak na kino hinduskie jest dość pieprzny - w filmach tego typu z reguły zabronione są pocałunki, ba, nawet cmoknięcia w policzek, tutaj natomiast mamy do czynienia niemal ze sceną łóżkową! Ponadto na uwagę zasługuje postać detektywa, która jest moim zdaniem kapitalna - Cobra i porucznik Columbo przepuszczeni przez krzywe zwierciadło. Twardy jak skała, jedyny sprawiedliwy i... podgryzający od czasu do czasu cieciorkę :)

Największe wrażenie na mnie zrobiły jak zwykle teledyski, które są przerywnikami w fabule, oczywiście odpowiednio połączonymi z filmem. Takiej ekspresji i bogactwa (kiczu?) próżno szukać nawet w superprodukcjach zza Atlantyku. Dołączyć trzeba do tego fantastyczną choreografię oraz niezwykle łatwo wpadającą w ucho muzykę - mieszankę rytmów indyjskich i disco, kapitalnie komponującą się z przesyconym obrazem, która może rozbawić słuchających na co dzień o zupełnie innej muzyki.

Oglądając ten trwający 170 minut film widz jest zalewany feerią barw, mnogością dźwięków, różnorodnością uczuć i wieloma naprawdę przyzwoitymi gagami. Trzeba po prostu zaakceptować konwencję. Często jest też tak, że to co Hindusów wzrusza czy straszy, Polaków doprowadza do wybuchów śmiechu. Nie należy spodziewać się głębokiej analizy psychologicznej postaci, czy realizmu i przymknąć oczy na dziury w scenariuszu, czy pojawiające się od czasu do czasu absurdy, nie zwracać uwagi na czasem zbyt ekspresyjną grę aktorów i po prostu dobrze się bawić.

Te filmy poruszają wśród wielu jakieś głęboko ukryte pragnienie zobaczenia właśnie takiego niezobowiązującego szaleństwa na ekranie. Biorąc pod uwagę popularność, jaką zdobywa sobie ten typ kina w Polsce, z pewnością coraz częściej będzie można zobaczyć u nas wyróżniające się obrazy z Bollywood, rozprowadzane z reguły w liczbie 1-2 kopii przez firmę BLINK. Pozostaje mi tylko polecić nie tylko "Bunty i Babli", ale także każdy następny film z Indii, pojawiający się w polskich kinach lub na DVD. Jednak po raz kolejny zaznaczam - nie każdemu te filmy się spodobają. Ale żeby móc oceniać, najpierw trzeba zobaczyć, prawda?

Gatunek: Komedia

Rok produkcji: 2005 (polska premiera - 12 września 2006)

Czas trwania: 170 min.

Dystrybutor: BLINK

Reżyser: Shaad Ali

Scenariusz: Jaideep Sahni

REKLAMA

Obsada: Abhishek Bachchan, Rani Mukherjee, Amitabh Bachchan, Raj Babbar, Aishwarya Rai

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA