Kapitan Fantastyczny zaskakuje na wielu różnych poziomach i nie ucieka w banał - recenzja Spider's Web
Seans filmu Captain Fantastic to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przewodni motyw wydaje się absurdalny, ale charyzma Viggo Mortensena i towarzyszących mu młodocianych aktorów kupiły mnie w całości.
OCENA
Captain Fantastic debiutował w zeszłym roku, ale dopiero teraz trafił na ekrany polskich kin. Obejrzałem ten film z redakcyjnego obowiązku i niezmiernie się z tego cieszę. W przeciwnym razie pewnie bym nie zainteresował się filmem obyczajowym o podstarzałym hipisie wychowującym w głuszy szóstkę swoich dzieci.
Wiele bym stracił.
Lektura krótkiego opisu fabuły nie napawała mnie optymizmem. Nie widziałem niczego pociągającego w historii ekscentrycznego człowieka samodzielnie wychowującego szóstkę dzieci z dala od cywilizacji. Myślałem, że nie będę w stanie się z nim utożsamić i kibicować jego przedziwnej rodzinie. Przez blisko dwie godziny byłem raz po raz wyprowadzany z błędu.
Jeśli uciekano się do klisz, to z wyczuciem. Jeśli fabuła przyjmowała oczywisty obrót, to bohaterowie podejmowali swoje decyzje organicznie. Kiedy tylko podczas seansu zbliżałem się do granicy, po której zacząłbym rozczarowany kręcić głową - a kilka takich momentów było - to zaraz wszystko było rozgrywane tak, by tej granicy nigdy nie przekroczyć.
To zresztą wydaje mi się największą siłą Captain Fantastic.
Nie przeczę, że podszedłem do tego filmu sceptycznie i wręcz aktywnie szukałem w nim elementów i fragmentów, do których mógłbym się przyczepić. Zostałem wzięty z zaskoczenia przez reżysera i fenomenalnie dobranych aktorów, bo ani razu nie dali mi powodu, bym poczuł się zażenowany.
Captain Fantastic to film niesamowity na kilku różnych poziomach. Nie nazwałbym go wybitnym dziełem, które zapisze się w kanonie kinematografii, ale to po prostu kawał niezłego kina. Pod koniec seansu byłem zaskoczony tym, jak wiele przyjemności sprawiło mi oglądanie tej dysfunkcyjnej rodziny.
Viggo Mortensen spisał się wspaniale, ale sam nie pociągnąłby tego filmu.
Aktor kojarzony przede wszystkim z roli Aragorna w trylogii Władca Pierścieni wciela się tutaj w podstarzałego hipisa imieniem Ben. Razem z dziećmi mieszka z dala od cywilizacji. Nie stroni od niej zupełnie i czasami pojawia się z najstarszym z potomków w okolicznym mieście, ale po chwili wraca do lasu i wychowuje latorośle w bardzo nietypowy sposób.
Dzieci Bena o przedziwnych imionach nie chodzą do szkoły i nie mają normalnego domu. Śpią w szałasach, polują na zwierzęta i wspinają się po górach. Po powrocie do obozowiska czytają starannie wyselekcjonowane przez ojca lektury, wdają się w filozoficzne dysputy i kultywują zaszczepioną im przez rodziców niechęć do opartej na konsumpcjonizmie cywilizacji.
Wesołą gromadkę żyjącą niemal w całości poza granicami współczesnego społeczeństwa dotyka tragedia.
Ben dowiaduje się, że jego żona i matka szóstki dzieci zmarła. Wspólnie postanawiają wyruszyć w podróż przez Stany Zjednoczone, by uczestniczyć w jej pogrzebie pomimo gróźb ojca zmarłej kobiety. Obiecuje on Benowi, że jeśli tylko zakłóci ceremonie pogrzebowe, to zajmie się nim policja.
Po tym krótkim wstępie zarys dalszej fabuły filmu Captain Fantastic można przewidzieć, ale niejednokrotnie sposób jej poprowadzenia mnie zaskoczył. Nawet oklepane motywy udało się przedstawić w sposób, który nie był może specjalnie odkrywczy, ale przynajmniej świeży.
Bohaterowie sprawiają w dodatku wrażenie bardzo wiarygodnych.
Jeśli zbyt długo się nad tym zastanowić to trudno byłoby uwierzyć w to, że Benowi udałoby się wtłoczyć aż tyle wiedzy w głowę siedmiolatka, by zawstydził nią kilka lat starszych kuzynów. Analizując styl życia tej rodziny od strony praktycznej,z pewnością znalazłoby się w nim kilka dziur. Tylko po co?
Captain Fantastic przedstawia bohaterów tak, że widz nie musi świadomie stosować zawieszenia niewiary - przychodzi to naturalnie. Bardzo łatwo przyjąć za fakt, że ta rodzina istnieje i przestać zastanawiać się nad tym, gdzie znajdują czas na wszystkie swoje aktywności.
Film skłania oczywiście do przemyśleń na temat współczesnego społeczeństwa.
Nie wymaga jednak, by poświęcać po seansie długie godziny na analizowanie kolejnych warstw i znaczeń poszczególnych scen i dialogów. Udaje mu się też nie popaść w banał, co biorąc pod uwagę tematykę jest sporym osiągnięciem.
Na szczęście film nie ocenia też jednoznacznie sposobu, w jaki Ben wychowuje swoje dzieci. Nie sugeruje, że to nawiedzony oszołom, ani nie gloryfikuje ucieczki od cywilizacji. Decyzję, jak go odebrać, zostawia to widzom.