Zasada jest jest prosta jak konstrukcja cepa. To czytelnik ustala cenę. Nie wydawca, nie autor, nie sklep, który narzuca idiotyczną marżę. Autorzy inicjatywy dopuszczają nawet taką możliwość, że klient zapłaci jedynie złotówkę za cały pakiet.
I biją się w pierś, że nie będą płakać. Skoro czytelnik na tyle wycenia książki kilku poczytnych autorów oraz pracę osób, które zorganizowały cały proceder, to jego sprawa. Dostanie książki i błogosławieństwo na drogę.
Oczywiście gdyby wszyscy chętni płacili jedynie minimalną możliwą stawkę, cały BookRage można by o kant duszy rozbić, ale na szczęście tak się nie dzieje. Świadczą o tym wyniki pierwszej edycji sprzedaży – średnia wpłata wyniosła 23,20 złotych. To i tak niedużo ale wielokrotnie więcej niż przysłowiowa złotówka. Okazuje się, że nawet kiedy nikt nie patrzy, większość ludzi postanawia zapłacić uczciwą stawkę. Swoją drogą to budujące, tak samo jak wiadomości w mediach o ludziach, którzy odnoszą znalezione, wypchane kasą portfele i zagubione reklamówki z pieniędzmi.
Standardowy podział stawki wynosi 70% dla autorów, 15% dla BookRage i 15% dla Fundacji Nowoczesna Polska, ale klient może dowolnie zmieniać te wartości za pomocą suwaczków. Jak decydują klienci? Otóż z dotychczasowych doświadczeń organizatorów wynika, że większość pozostawia sugerowane ustawienia a jedynie zmienia kwotę.
Widać taki podział zysków jest optymalny. Większe różnice występują we wpłatach, co wiążę się zresztą z nowością drugiej edycji, czyli rubryką „Zapłacili najwięcej”. Aktualnie jest to 200 złotych za pakiet od jednej osoby. Wpłaty za jedną złotówkę też się zdarzają, ale twórcy BookRage przyjmują ten dopust boży z łagodnością i cierpliwością. Deklarują, że chcą nie tylko zarabiać ale również krzewić kulturę i zachęcać do czytania. Kto wie, może skruszony czytelnik w następnej edycji postanowi odwdzięczyć się większą sumą?
Czy to się opłaca?
A jak wyglądają inne dane z pierwszej edycji BookRage? Oto kilka liczb: Sprzedano 1999 pakietów na sumę 46 300,02 zł. Do autorów trafiło 31 729,77 zł, Fundacja zarobiła 7 265,23 zł, natomiast BookRage zyskało 7 300,02 zł. Jak widać, nie są to jakieś zawrotne pieniądze. Dodajmy, że to kwoty brutto, czyli suma dla autorów musi zostać pomniejszona o podatek i podzielona na kilka osób. Pisarzom mimo wszystko się opłaca, bo BookRage to dodatkowy zysk, bonus za publikacje, które zostały wydane już wcześniej i przyniosły oczekiwany dochód (no powiedzmy, bo dochód, jak wiadomo, zawsze jest za mały).
Dlaczego akcja trwa czternaście dni, a nie na przykład trzydzieści lub cały rok? Od strony biznesowej wygląda to tak, że autor udziela twórcom BookRage czternastodniowej licencji bez prawa ekskluzywności, natomiast serwis sprzedaje książki na zasadach widocznych w serwisie. Mówiąc inaczej autor nic nie traci a w zależności od zainteresowania czytelników może sporo zyskać (trzeba pamiętać, że dane sprzedażowe dotyczą pierwszej edycji, stosunkowo mało rozpropagowanej).
Oczywiście pakiety są różne i zainteresowanie klientów też może być mniejsze lub większe. To ruletka ale z korzyścią dla wszystkich, zarówno czytelników, którzy dostają do rąk elektroniczne publikacje za ułamek ich normalnej ceny, jak i autorów, dla których to może być godny zarobek i oczywiście organizatorów - ich sytuacja wygląda podobnie - to klienci im płacą, według uznania.
To nie pierwszy raz BookRage
Organizatorzy BookRage, którzy mają już doświadczenia w tej materii, zdobyte przy okazji podobnych akcji na MusicRage.org (gdzie miało miejsce pięć rzutów) odpowiadają, że niektóre przynoszą kilkaset dolarów ale był i taki, który zarobił 15 tysięcy dolarów. Tak czy inaczej, każda internetowa sprzedaż wymagała identycznego nakładu pracy i czasu. To trochę ruletka, chociaż ciekawa oferta ma decydujące znaczenie.
W wypadku aktualnego zestawienia nie można mieć zastrzeżeń, chociaż ultraciekawa powieść Szczepana Twardocha, tegorocznego zdobywcy Paszportu Polityki znajdzie się w pakiecie dopiero wówczas, gdy czytelnik zapłaci sugerowaną kwotę będącą średnią z wszystkich dotychczasowych wpłat. Aktualnie jest to niecałe 22 złote (na dwanaście dni przed końcem sprzedaży). Z doświadczeń z bundle dotyczących gier wynika, że zazwyczaj ta wartość rośnie.
A jak będzie w wypadu BookRage? Zobaczymy. Istotne jest natomiast to, że początkowy pakiet może zostać zwiększony jeszcze w inny sposób - dzięki szczodrości kupujących. Chodzi o tzw. „stretch goals”, czyli cele sprzedażowe. Jeśli zostaną osiągnięte w pakiecie pojawią się kolejne niespodzianki. Jakie? Zgodzie z nazwą – to niespodzianka, chociaż z przecieków wiadomo, że będzie to angielska, klasyczna powieść kryminalna niepublikowana wcześniej w języku polskim.
Pokusiliśmy się również o komentarz samych autorów, których powieści trafiły do pakietów BookRage. Łukasz Orbitowski (autor dziesięciu wydanych książek, w tym "Tracę ciepło" nominowaną do nagrody im. J. Zajdla) pojawił się w pierwszej edycji BookRage z książką „Wigilijne Psy”, natomiast znany wszystkim fanom fantastyki i czytelnikom nieodżałowanego "Science Fiction Fantasy i Horror" Rafał Dębski udostępnił swoją powieść („Labirynt von Brauna”) w aktualnym BookRage.
Łukasz Orbitowski powiada tak: "Odnoszę się do tego z umiarkowanym entuzjazmem i bezbrzeżną życzliwością. Sama inicjatywa jest ciekawa i odniosła względny sukces. Względny, gdyż te dwa tysiące sprzedanych pakietów wynik znakomity, ale na tle wielkiej biedy polskiego rynku e-książki. Jak to mówią, w kraju ślepych jednooki jest królem. Niemniej, jest z czego się cieszyć.
Należy jednak pamiętać, że pisarze, w tym ja, udostępnili książki ogłoszone już wcześniej. Mówiąc wprost, dałem tom opowiadań już napisanych, ludzie pootwierali portfele i zarobiłem, zarobiliśmy, właściwie za nic. Za jednego maila, wyrażającego zgodę na udział w przedsięwzięciu. Wątpię, aby którykolwiek zawodowy pisarz zaryzykował i dał premierową powieść na rzecz przedsięwzięcia w rodzaju Bookrage. Rynek e-booków jest zbyt mały, zysk nazbyt niepewny i co tu kryć, zbyt niski w porównaniu z ofertami „normalnych” wydawnictw. Może w przyszłości. Zobaczymy."
Rafał Dębski: "Jeszcze dwa lata temu, a może nawet rok byłem dość nieufnie nastawiony do masowego wydawania e-booków w Polsce. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że książka papierowa musi zacząć współistnieć z wersjami elektronicznymi, że mogą ją one nawet w pewnej chwili wypierać, ale człowiek zawsze jest w jakimś stopniu niewolnikiem nawyków i utartych przekonań.
Widzę jednak, że czytelników e-booków przybywa, a przekonuję się o tym dowodnie przy każdym rozliczeniu przez wydawców moich książek, obserwując jak sprzedają się właśnie wersje elektroniczne. Dlatego kiedy Paweł „Ausir” Dembowski zwrócił się do mnie z prośbą o udostępnienie powieści kryminalnej na potrzeby BookRage nie zastanawiałem się długo. Wcale się nie musiałem zastanawiać, prawdę mówiąc. Pomysł od razu mi się spodobał, a Inicjatywa jest ze wszech miar interesująca i godna poparcia."
Jakie będą dalsze losy BookRage? To zależy tylko od czytelników, od fanów elektronicznych książek, od nas. Chyba warto wesprzeć tę inicjatywę, dzięki której wszelakie chomiki i inne cuda przestaną mieć rację bytu. Jasne, zawsze znajdą się osoby, które będą za darmo korzystać z czyiś owoców pracy, ale skoro można zakupić stosunkowo nowe e-książki za kilka, kilkanaście złotych, szara strefa powinna się zmniejszać. A my będziemy spać spokojnie, o pardon, nie spać, czytać do białego rana.