REKLAMA

Animacja „Close Enough” to idealny serial dla fanów „Simpsonów" i „Głowy rodziny"

„Close Enough” to nowa animacja, która zaledwie wczoraj pojawiła się w serwisie Netflix. Zarwałem przez nią noc i myślę, że to może być prawdziwy hit.

Close Enough opinie
REKLAMA
REKLAMA

„Close Enough” w Polsce debiutuje na Netfliksie, ale zamówiło go... HBO Max. To oczywiście niezbyt dobry prognostyk, bo może to oznaczać, iż HBO nie ma w najbliższych planach globalnej ekspansji. To oczywiście temat na inny tekst, ale dla mnie to o tyle interesujące, że aminowana produkcja nie tylko jest bardzo dobra, ale też ogłoszono już informację, że powstanie 2. sezon. HBO ma więc dla niej długoterminowe plany, jednak nie chce mieć jej u siebie.

„Close Enough” to nowa animacja, której autorem jest James Garland Quintel, animator pracujący m.in. nad „Pora na przygodę” czy autorskim „Regular Show”. Odcinkowa produkcja zabiera nas do Los Angeles i przedstawia losy rodziny dwa plus jeden z klasy średniej, choć to określenie jest trochę na wyrost. Bohaterowie, aby móc opłacić edukację swojej córki, mieszkają z rozwiedzioną parą w jednym domu. Ich przygody mają banalne podstawy, radzą sobie oni bowiem z codziennością, rutyną, opieką na sobą, swoim związkiem, dzieckiem. Pod tym względem serial przypomina „Simpsonów”, „Głowę rodziny” czy netfliksowe „Nie ma jak w rodzinie”.

„Close Enough” to zatem kolejna familijna komedia dla widzów dorosłych.

Nie ma jednak nic złego w podobnym punkcie wyjścia, bo serial Quintela porusza nowe, newralgiczne dla młodych rodzin problemy i robi to w naprawdę zabawny sposób. Każdy dwudziestominutowy odcinek opowiada dwie bardzo zwarte historie. Gdyby rozłożyć na czynniki pierwsze wspomniane wyżej seriale familijne, to zobaczymy, że część z nich również dałoby się tak podzielić. Choćby „Simpsonowie” pędzą od wydarzenia do wydarzenia, opowiadając czasem odmienne opowieści znajdujące często wspólny finał. W „Close Enough” historie są bardziej zwarte, co nie jest może zawsze zaletą, ale świetnie nadaje się do szybkiego oglądania z doskoku.

W animacji doskonale grają współczesne trudności, z jakimi musi zmagać się rodzina. Podoba mi się zwłaszcza niespecjalnie eksploatowany motyw rodziców pokolenia 30+ we współczesnej Ameryce. Jest tu więc konflikt między pokoleniami, są nowe wyzwania, jakie stoją przed ludźmi wychowanymi w latach 90. Dużo tu gorzkich przemyśleń na temat starzenia i upływu czasu, ale jednocześnie jest w tym serialu jakaś pogoda ducha. „Close Enough” hołubi wartościom rodzinnym i tradycyjnemu postrzeganiu relacji rodzinnych.

Przy okazji to serial bardzo zabawny.

„Close Enough” operuje na absurdalnym humorze, świetnie łącząc ze sobą żarty sytuacyjne i możliwości, jakie daje animacja. Serial nie jest też przepakowany intertekstualnymi nawiązaniami do innych utworów popkultury, co często zdarza się w animacjach i zaczyna robić się nudne, jeśli znaczna cześć dowcipów opiera się właśnie o to.

W serialu dzieją się rzeczy szalone, zabawne. Czasem czuć, że niektóre wizualne dowcipy gdzieś już widzieliśmy albo że nie wybrzmiewają tak, jak powinny. Niektóre z odcinków to prawdziwa jazda bez trzymanki, inne budowane są w bardzo klasyczny i przewidywalny sposób. Zwłaszcza wśród animacji rodzinnych łatwo wpaść w pułapkę taniego moralizatorstwa. Tu czasem udaje się sprawnie tego unikać, a czasem, cóż, Quintelowi nie wychodzi i już po kilku minutach wiemy, jak skończy się dany epizod.

Finalnie „Close Enough” to serial szalenie udany, zabawny i ciepły. Dla osób, które uwielbiają „Simpsonów” czy „American Dad” jest to pozycja obowiązkowa.

REKLAMA

Serial dostępny jest już na platformie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA