Netflix robi nas w bambuko. Czym tak naprawdę są Netflix Originals?
Największy serwis VOD świata chwali się dziesiątkami produkcji z serii Netflix Originals i buduje narrację, jakoby samodzielnie produkował więcej treści, niż faktycznie ma to miejsce. Tylko tak jak z początku faktycznie tak oznaczone filmy i seriale były produkcjami na wyłączność, tak teraz się to nieco pogmatwało.
Biblioteka serwisu Netflix poszerza się o dziesiątki, jeśli nie setki produkcji każdego roku. Wiele z nich to prawdziwe hity. Część z nich lepiej przemilczeć, ale nawet dla tych kilku naprawdę niezłych warto opłacać comiesięczny abonament.
Wydawane przez Netfliksa miliardy dolarów na produkcję treści na wyłączność widać. Rzecz jednak w tym, że Netflix sprytnie wykombinował, w jaki sposób sprawiać wrażenie, że ma treści własnych, udostępnianych całymi sezonami, jeszcze więcej niż tak naprawdę ma w rzeczywistości.
Czym z początku była seria Netflix Originals?
Seriale opisywane jako Netflix Original historycznie były produkcjami na wyłączność, których stworzenie sfinansowała firma i co do których ma pełne prawa do emisji (zakładając, że przed debiutem globalnym ich nie odsprzedała, jak to miało miejsce z House of Cards, ale to wyjątkowy przypadek). Pełne sezony trafiały na platformę za jednym zamachem.
Clou jest jednak takie, że w przeciwieństwie do seriali i filmów wykupionych od innych dostawców treści na zasadzie licencji, za Netflix Originals odpowiadali twórcy platformy streamingowej. Oczywiście nie dosłownie - serwis finansował przedsięwzięcia i zatrudniał podwykonawców, a Reed Hatings nie stawał za kamerą.
Rosnący z roku na rok katalog Netflix Originals pokazywał jednak siłę platformy streamingowej. Na przestrzeni lat Netflix Originals stało się jednak czymś innym. Serwis zaczął oznaczać jako serie i filmy „oryginalne” również te produkcje, do których zaledwie wykupił prawo do emisji. Czasem tylko na wybranych rynkach.
Netflix Originals wcale nie oznacza produkcji własnej Netfliksa.
Produkujemy także własne materiały lub nabywamy do nich prawa na wyłączność. Do tytułów tego rodzaju zaliczają się między innymi Orange is the New Black, Stranger Things, BoJack Horseman, Unbreakable Kimmy Schmidt i wiele innych. Materiały te są określane wspólną nazwą Netflix Originals - takimi słowami Netflix opisuje dziś produkcje oryginalne.
Wystarczy zajrzeć na stronę usługi i przyjrzeć się bibliotece. Better Call Saul emitowane jest na rodzimym amerykańskim rynku przez AMC, które ten serial wyprodukowało, ale u nas oznaczone jest jako część Netflix Original. To samo dotyczy też serialu Star Trek: Discovery oraz The Expanse od stacji Syfy… którego, żeby było śmieszniej, kolejny sezon wyprodukuje Amazon. Dochodzi nawet do tego, że produkcja wyprodukowana przez HBO w Polsce jest oznaczona jako Netflix Original, bo to właśnie Netflix dystrybuuje ją w naszym kraju na wyłączność, a nie HBO GO.
Widzowie jednak nie muszą mieć wiedzy na temat tego, kto odpowiada za produkcję danego serialu. Widząc oznaczenie Netflix Originals, można mylnie założyć, że dany serial jest ekskluzywną częścią oferty tej firmy i pomyśleć, że to Netflix odpowiada za jej nakręcenie i sfinansowanie. W końcu to tym mianem zostały określone pierwsze produkcje, na które Netflix łożył pieniądze samodzielnie. W praktyce często wcale tak nie jest. Nie da się też już łatwo sprawdzić, które filmy i seriale Netflix tworzy sam, a których jest wyłącznie dystrybutorem.
Netfliksowi to na rękę.
Wśród klientów, u których utarło się przed laty przekonanie, że Netflix Originals to produkcje własne, może panować teraz przekonanie, że Netflix finansuje jeszcze więcej seriali i filmów, niż ma to miejsce naprawdę. Jeśli się temu jednak przyjrzeć, to król jest może nie tyle nagi, co w jego skarbcu nie wszystko złoto, co się świeci.
W dodatku produkcje w odcinkach udostępniane w ramach Netflix Originals wcale nie muszą być udostępniane całymi sezonami - a takim modelem dystrybucji zasłynął Netflix. Zdarza się, że seriale wykupione na wyłączność na wybrany rynek emitowane są co tydzień. Tak jak w w telewizji lub klasycznych serwisach streamingowych.
Oczywiście dla klientów nie jest to ogromnym problemem.
Rozczarować mogą się jedynie ci odbiorcy, którzy chcieli zarwać przy serialu noc, a trafili na serię emitowaną raz w tygodniu lub… często podróżują. Sam podczas jednego z ostatnich wyjazdów do Los Angeles nie mogłem obejrzeć Star Trek: Discovery. Chociaż serial jest podpisany w Polsce jako Netflix Originals, to Netflix nie ma praw do emisji w Stanach Zjednoczonych.
Co ciekawe, tak jak klienci pewnie nawet nie widzą w tym większego problemu, tak podpisywanie hasłem Netflix Original produkcji licencjonowanych od innych podmiotów nie spodobało się stacjom telewizyjnym. Zaczęły się domagać od Netfliksa, by wyraźniej zaznaczał w materiałach promocyjnych, kto jest de facto pierwotnym twórcą danej produkcji.
Nie łudzę się też, że w przyszłości cokolwiek się w tej materii specjalnie zmieni.
Nie bez powodu Netflix na swojej stronie internetowej umieszcza kategorię Original, ale… jej oficjalnie nie opisuje (poza stronami pomocy technicznej). To bardzo cwane zagranie. Nawet jeśli ktoś mylnie zinterpretuje ofertę i uzna, że obecne w tej zakładce produkcje są materiałami produkcji własnej, serwis ma czyste ręce.
Póki dostawcy treści będą się na to godzić, póty oznaczenia Netflix Original będą trafiać wszędzie tam, gdzie to możliwe. A że przy okazji Netflix Originals zatraciło pierwotny wydźwięk, a mniej zainteresowani tematem klienci mogą błędnie interpretować określenie film/serial oryginalny? A kto by się tym przejmował…