Pasta o ojcu wędkarzu to dopiero początek. Czytamy „Emigrację” Malcolma XD, czyli copypastę na ponad 200 stron
Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zajebane wędkami najgorsze – tak zaczyna się jedna z najsłynniejszych polskich copypast. Historyjka opowiada o ojcu i jego toksycznej relacji z wędkowaniem i własną rodziną. „Emigracja" to powieść autora słynnej pasty. Jak wypadła?
OCENA
Hobby ojca ewidentnie ma negatywny wpływ na jego bliskich, ale sama opowieść tonie w absurdzie, co czyni ją wyjątkowo zabawną. Taki jest z resztą cel tych internetowych opowieści wklejanych i kopiowanych na forach, czanach i w mediach społecznościowych. Mają bawić, dawać chwilową rozrywkę.
Sprawnie napisana copypasta może pokazywać wykręcone i nieprawdopodobne historie, ale może skupiać się na zupełnie realnym problemie, być satyrą na postawy, grupy społeczne (pasta o chodzeniu po bułki). Ich siłą bywa czasem domniemanie realizmu, ich autorzy pozostają anonimowi, a dzięki temu opowieści niosą ze sobą wrażenie, że wydarzyły się naprawdę. Albo przynajmniej mogły.
Dlatego copypasty powinniśmy traktować jak pełnoprawną literaturę.
To w sumie dość oczywiste, bo przecież to w gruncie rzeczy krótkie opowiadania, tym różniące się od swojego publikowanego w papierze rodzeństwa, że często język dopasowany jest mocno do miejsca, w którym dana copypasta jest publikowana, że sporo w nich nomenklatury pochodzącej z forów internetowych i innych przestrzeni wymiany opinii, że ich nieprzesadna długość dopasowana była - bo to przecież zmienia się z czasem – do możliwości utrzymania uwagi przez czytelnika. Ale to banały. Copypastę można przecież rozpoznać z dużej odległości.
Copypasty jako gatunek dostały jednak drugie życie, gdy Showmax (na zawsze w mojej pamięci) postanowił dać przestrzeń Michałowi Tylce, który postanowił zekranizować właśnie „Mój stary jest fanatykiem wędkarstwa...”. W mojej ocenie film udowodnił, jak wielki potencjał interpretacyjny tkwi w historii pisanej dla beki. To był też nowy początek dla twórcy ukrywającego się pod pseudonimem Malcolm XD.
Udało mu się nie tylko rozbuchać media społecznościowe, w których liczba lajkujących sięga kilkudziesięciu tysięcy, ale również zaplanować dłuższą treść.
Pomysł na „Emigrację” miał wziąć się stąd, że Malcolm XD chciał opisać swoje emigracyjne, co nie jest pewnie zaskoczeniem patrząc na tytuł, doświadczenia, ale chciał zebrać je w dłuższej formie. W ten oto sposób powstała książka, powieść, która przenosi osobliwy styl internetowych past na papier. I ma rację Małgorzata Halber, która na okładce „Emigracji” zachęca do przeczytania, przyznając, że„na literaturę można natknąć się współcześnie w najbardziej nieoczekiwanych miejscach”.
Chociaż biorąc książkę do ręki, wiedziałem, czego mam się spodziewać, to cały czas się dziwiłem. Na początku zaskoczyło mnie, jak nieźle styl, który uwielbia szybkie pointy i językową brawurę odnajduje się w długiej formie. Przerysowane uniesienie brwi towarzyszyło mi również, gdy spostrzegłem, że książka nie jest aż tak zabawna, jak mogłoby się wydawać i że to jest jej atut.
„Emigracja” to autobiograficzna opowieść o podróży do Wielkiej Brytanii, w celach zarobkowych rzecz jasna.
Ten aspekt autobiograficzny jest zresztą wytrychem, który otwiera drzwi do ciekawych odczytań powieści. Bo Malcolm XD przedstawia historie nieprawdopodobne, podlane absurdem, ale jednocześnie takie, które w jakimś stopniu mogły się przydarzyć, i to każdemu z nas. „Emigracja” bierze bowiem dość uniwersalne doświadczenie wyjazdu za chlebem, przepuszcza je przez filtr małomiasteczkowego pochodzenia i dość trudnego punktu wejścia w dorosłość. Można powiedzieć, że tematem książki jest to, co znamy z własnych doświadczeń lub to, co słyszeliśmy w opowieściach o emigracji zarobkowej.
Rzuca się w oczy, że Malcolm XD z łatwością operuje absurdem, a opisywane przez niego sytuacje aż iskrzą się od świetnie przetworzonych stereotypów i banalnych sytuacji podkręconych błyskotliwym językiem. Widać tu wyczucie i bardzo umiejętne budowanie poszczególnych scen, które samodzielnie mogłyby wieść piękne i długie życie w Internecie, pośród innych im podobnych historii, obsypywane tysiącami pozytywnych reakcji.
Rzecz w tym, że jedyne co je łączy to osoba narratora, który przeżywa emigracyjne przygody raz za razem, niejako przeskakując między kolejnymi wydarzeniami, te zaś nie zmieniają go i wspólnie nie tworzą jednej historii.
Zdaje się, jakby zarówno bohater, jak i cały świat funkcjonowały tylko po to, aby opowiedzieć kolejną anegdotkę.
Z jednej strony nie ma w tym niczego złego, bo przez powieść się mknie jak przez serial albo zbiór krótkich opowiadanek. Z drugiej jednak widać, że brak tu widocznej osi spajającej powieść. Jest to tym bardziej widoczne, że główny bohater i narrator zarazem wydaje się nie przechodzić żadnej widocznej drogi i tak po prawdzie poza ciętymi ripostami, ma bardzo niewiele refleksji nad otaczającym go światem.
Jest od tej zasady kilka wyjątków, ale niestety Malcolm XD wpada w pułapkę, którą sam zastawił. Bo opowieść snuta jest z perspektywy wielu lat, narrator kilkukrotnie sugeruje, że doświadczenie emigracyjne ma za sobą dawno, wyciąga nawet z tego pewne wnioski. Niestety, robi to sporadycznie przez co traci okazję, aby wyjść poza ramy „beki” i powiedzieć o tym świecie coś więcej, nadać mu swojej optyki. Dziwne zresztą jest, że nawet pisząc o ludziach złamanych przez życie, narrator z rzadka tylko wykazuje empatię.
Ostatecznie „Emigracja”, chociaż możemy w niej zobaczyć dość uniwersalny zapis doświadczeń, nie radzi sobie zbyt dobrze jako powieść. To zabawna, świetnie napisana opowiastka złożona z błyskotliwych scenek, miniaturek. Jako całość trudno mi jednak traktować ją inaczej niż ciekawostkę i trochę zmarnowaną szansę.
Jest jednak jeden powód, dla którego warto sięgnąć po tę powieść i na chwilę zapomnieć o wadach - język.
„Emigracja” napisana jest tak sprawnie, żywo i dowcipnie, że jestem niemal pewien, iż będzie stanowiła doskonałą odtrutkę po napuszonych i trudnych lekturach. Jeśli nie wierzycie w to, jak dobre ucho ma anonimowy Malcolm XD, to spróbujcie przeczytać ją na głos, najlepiej komuś. Książka wtedy zyskuje. Absolutnie.