Okładka w webzinie jest w zasadzie zbędna. Po pierwsze, sporo zajmuje; po drugie, i tak nikt na nią nie zwraca uwagi; po trzecie - link "Czytaj nowy numer" równie dobrze mógłby prowadzić od razu do menu, spisu treści czy wstępniaka i na dobrą sprawę nikt by zapewne nie miał nic przeciwko.
Po co więc taki wymysł? Moim zdaniem to po prostu wyraz tradycji. Zin, będący w sumie takim darmowym czasopismem do czytania jedynie na ekranie komputera, często stara się naśladować budowę i mechanikę czytania czasopisma (kolumny, linki "Następna strona" itd.), co w efekcie usprawiedliwia obecność tak elementarnej w przypadku papierowego pisma (i niepraktycznej w przypadku internetowego) rzeczy, jak okładka.
O ile w Playbacku nawigacja po podstronach nie ma nic wspólnego z zinowym kanonem <--wstecz : spis : dalej--> (ze względów praktycznych; powiedzmy sobie szczerze, że wygodniej jest mieć wszystko pod ręką), a w przypadku podziału tekstu na kolumny dajemy teraz czytelnikom wybór, to okładki były, są i pewnie długo jeszcze będą znakiem rozpoznawczym Playbacku.
W zasadzie kiedy zdecydowałem się zacząć współpracę z Playbackiem dostałem za zadanie jedynie pisać teksty. Potem utworzył się wakat na stanowisku dtp i posługując się profesjonalnym narzędziem fachowca (czytaj: MS Frontpage 2000) skleciłem ze dwa numery. Na szczęście nadszedł moment, który popchnął rozwój zinu do przodu. Szefostwo postanowiło unowocześnić całą stronę wizualną Playbacku, a poza tym nastąpiły pewne przetasowania w ekipie. W związku z tym, trzeba było wstrzymać się z kolejnym numerem, a zamiast tego czytelnicy otrzymali numer specjalny - Adventureback, traktujący wyłącznie o przygodówkach. Jednak wcięło gdzieś poprzedniego twórcę okładek i naczelny zaproponował mi, bym ubrał April Ryan w jakieś artworki, dorzucił jakieś tytuły i jakoś to będzie.
Wyszło słabo. Dziś, gdy patrzę na tę okładkę, wydaje mi się mdła i jakaś taka bezpłciowa. Właściwie ciężko za coś ją pochwalić, ale najwyraźniej ktoś na górze zauważył potencjał (ok, powiedzmy to sobie szczerze, po prostu byłem pod ręką) ;) i mogłem zająć się coverem do pierwszego numeru zinu po rewolucji.
Okładka numeru piątego była już ciut lepsza, ale ciągle widać masę niedoróbek (brzydki font pod logo, brak cieni pod literami, polskie znaki robione na piechotę). Kolejny numer przyniósł okładkę w zupełnie innym stylu, minimalistycznym. Mógłbym pisać coś o zamysłach twórczych, ale prawda jest taka, że po prostu trzeba było ją zrobić szybko, więc wyciąłem puchar z kalendarza na fifa.com, dorzuciłem jakieś nagłówki, ikonki i poszło. Ogólnie wszystkie dotychczasowe okładki to był pewien poligon doświadczalny i mimo że zadowolony z nich dziś nie jestem, to pierwsze koty za płoty i kolejne covery okazały się o wiele, wiele lepsze.
Szczęśliwa siódemka została oddana Larze Croft (co już podnosi wrażenia estetyczne gdzieś o wielkość równą miseczce pani archeolog). Larę rzuciłem w tło, na nią spis wartych uwagi tekstów, a na dole highlighty w postaci wyciętych trzech postaci z omawianych gier. Wyszło całkiem ok, widać było bowiem znaczny postęp w stosunku do poprzednich, brzydkich kaczątek. (Przede wszystkim wymieniłem Paint Shop Pro na Photoshopa, co widać na pierwszy rzut oka).
Numer osiem to nowy layout i zdecydowanie moja ulubiona okładka. Po pierwsze - ilustruje mój tekst (tak jest, lansuję się, jak tylko mogę), po drugie - jest na niej Tim Burton, a po trzecie - no, nie ma na niej nic, co by mi się nie podobało. W moim odczuciu jest piękna, doskonała i w ogóle. Sensownego zdjęcia Tima szukałem kilka godzin (znalazłem je na forum timburtoncollective.com), potem zabawa kontrastem i parę pędzli w tle. Czcionka oczywiście burtonowska, z Nightmare Before Christmas (również ze wspomnianej strony), niżej jakieś powywijane wycinki, no i beetlejuicowy pasek na krawędzi. Pamiętam, że w redakcji bardzo się podobała (poprzednia też, a wcześniejszych nie komentowano, chyba po prostu koledzy byli wyrozumiali). W każdym razie tę okładkę wspominam bardzo sympatycznie, moim zdaniem jest najlepszą ever.
Dziewiąty numer nie miał szczęścia, bo dostał średnią okładkę, o której nie ma co wspominać, natomiast jubileuszowy, dziesiąty cover to już inna historia. Po pierwsze, trafił się fajny artwork z Tonym (różowy, trzeba było modyfikować), poza tym całkiem fajnie komponowały się z nim fonty i gęba Lesliego Nielsena. W redakcji ta okładka pewnie wygrałaby plebiscyt na najfajniejszą.
W związku z wysoko postawioną poprzeczką, niezłe cyrki działy się przy kolejnej okładce. Niestety nie ma nigdzie zachowanej pierwszej wersji (a szkoda), bo pomysł wydał mi się ciekawy. Otóż w tle rzucone było foto Old Trafford, a na nim karta - taka do gry, tyle że po jednej stronie był korpus Maćka Żurawskiego (firmującego PES6), a po drugiej - w lustrzanym odbiciu - Wayne'a Rooneya (z okładki FIFA07). Obok jakieś tytuły, nagłówki, itd. Byłem naprawdę zadowolony, ale kolektyw redakcyjny zdecydował, że mam robić od początku, bo siara. W takim razie zacząłem od nowa. Bardzo nietypowo, bo mimo tematu numeru o futbolu, główne miejsce zajmował bliżej nieznany mi mag z Dark Messiah. Była to całkiem kontrowersyjna okładka, bo łączyła dość kontrastowe klimaty. Moim zdaniem wygląda naprawdę ok, ale sporo było głosów przeciw.
Z okładką świąteczną wiąże się dość zabawna historia. Mianowicie na parę dni przed wydaniem numeru padł mi... monitor. Właściwe działał, ale nie wyświetlał czerwonego koloru, przez co cała reszta palety barw też wyglądała nie tak, jak powinna. Produkcja tej okładki odbywała sie przy udziale naczelnego, a polegała na tym, że pokazywałem co jakiś czas projekt z naniesionymi poprawkami, a Loon mówił mi, jak on w rzeczywistości wygląda i w którym kierunku iść. Przypominało to poszukiwanie telefonu po omacku w ciemnym pokoju. Efekt końcowy to pomarańczowe coś (aniołek?) na jaskrawopomarańczowym tle. Na moim upośledzonym monitorze jednak ten widoczek był jasnozielono-bury. ;)
Nowy rok przywitaliśmy z okładką w całkiem odmiennym klimacie. Warto nadmienić, że pierwotnie miała ona wyglądać mniej więcej tak:
Od razu jednak podniósł się lament, że nieestetycznie, że parada równości, że za zielono itd. Padła więc propozycja, by zrobić coś całkiem innego. Ot tak, jednorazowa całkowita zmiana stylu. Stąd w styczniu postawiliśmy na sterylny minimalizm, ten jeden raz logo Playback było czarne, a efekt końcowy po raz kolejny okazał się sporym zaskoczeniem dla czytelników.
Miesiąc później nastąpił spadek jakościowy, czasu było mało i tak samo mało można dobrego powiedzieć o tej okładce. Koncepcja była fajna, ale cóż - nie wyszło. Na szczęście poprawiliśmy się w następnym numerze. Dostałem wtedy jakieś wytyczne, by znowu zrobić "coś innego", najlepiej z motywem horrorów. Pojawiła się koncepcja wrzucenia na cover tego bladego czegoś z Grudge, ale jakoś mi to nie pasowało, co widać na załączonym obrazku:
Jak naczelny zobaczył ten wstępny projekt, od razu usłyszałem to, na co czekałem od samego początku: "Lipa. Dobra, to rób jak chcesz, byle było ładne". Postanowiłem wtedy wpisać do images.google.com pierwsze, co mi sie skojarzyło z horrorami w świecie gier ("silent hill"). Tak więc Piramidogłowy, parę "krwawych" czcionek i rdzawa kolorystyka złożyły się na całkiem udaną, moim zdaniem, okładkę. Miesiąc później znowu mieliśmy "brudną" stylistykę i Marlona Brando patronującego tematowi numeru (Gangsterka). Po raz pierwszy logo trochę zmieniło swoją postać, bo postanowiłem, że leciutko je zmodyfikuje, żeby lepiej wtopiło się w całą kompozycję.
Kolejna okładka wyszła spod ręki hctkko, który musiał wówczas zastąpić mnie w obowiązkach cover-makera w związku z tym, iż spaliłem doszczętnie swój sprzęt. Wobec tego ciężko mi powiedzieć cokolwiek o procesie twórczym, natomiast biorąc pod uwagę, że hctkko nie dysponował żadnymi szablonami i zdany był praktycznie tylko na siebie, poradził sobie nieźle.
Numer 19 to znowu solo Lary Croft i znowu (pewnie właśnie dzięki obecności cyfrowego biustu panny Croft) zgodna opinia, że to jedna z najładniejszych okładek w historii Playbacku. Troszeczkę zmodyfikowałem winietę zinu, od tej pory całość będzie wyglądała troszeczkę inaczej.
Numer 20 to był bardzo dobry numer pod względem coveru, mianowicie ma jedną z najfajniejszych oficjalnych okładek i zdecydowanie najbardziej cool okładkę alternatywną. Właściwie wystarczy na nią popatrzeć:
...i wszelki komentarz jest zbędny. Chyba za dużo Village People się nasłuchałem w trakcie jej tworzenia... W każdym razie została uznana za zbyt gejowską i odrzucona (a szkoda, bo z homofobią należy walczyć, a któż byłby lepszą twarzą kampanii niż nasz piękny okładkowy Harry Potter?). Zamiast Harry'ego pojawił się pan Assassin na tle grindhouse'owego spisu premier filmowych, (bo i temat numeru brzmiał "Filmowe hity lata").
Miesiąc później do wyboru mieliśmy aż trzy różne okładki. Ostatecznie po ciężkim boju zwyciężyła "czerwona", bo jak zauważyło szefostwo - "czerwonej jeszcze nie było". Prócz niej był jeszcze wariant bioszokowy
i rysunkowy, z Fable 2 (i to właśnie ta alternatywna okładka była o włos od zostania tą oficjalną)
Od tej pory (co mnie niezbyt cieszy, tak naprawdę) tworzenie alternatywnych okładek i poddawanie wszystkich propozycji pod glosowanie stało się nową świecką tradycją. Do numeru 22 zostały zaprezentowane 3 propozycje. Jedna dość tradycyjna, z ukazanym heroizmem żołnierzy
...jednak również została od razu odrzucona jako zbyt "gejowska" (tak, znowu - głodnemu chleb na myśli - i bynajmniej nie mówię tu o sobie) i "jakaś taka napaćkana". Pojawił się więc kolejny projekt, zdecydowanie bardziej przejrzysty i luźniejszy. Z Bioshockiem na pierwszym planie.
Jednak ostatecznie wybrano bardzo nietypową okładkę, bo nie przedstawiającą ani postaci z gry, ani z filmu. Wąsaty żołnierz spodobał się jednak na tyle, że praktycznie bez sprzeciwów trafił na oficjalną okładkę. Warto zwrócić uwagę na kilka easter eggów upchniętych w ledwo widoczną (celowo) listę omawianych tytułów.
Na koniec mały bonus z pozdrowieniami dla naszej raczkującej konkurencji. Kolega Spekkio pewnego razu postanowił wyręczyć mnie w obowiązku tworzenia coveru i, będąc pod wrażeniem zupełnie nowatorskiego i odkrywczego stylu tworzenia okładek, wykonał bardzo ciekawy i interesujący projekt.
Chyba tylko przez niedopatrzenie szefostwa okładka Spekkia nie trafiła do numeru jako oficjalna. :) Oczywiście była też okładka prima aprilisowa, ale o niej ze względu na dobre imię jej bohatera, wspominać już nie będziemy. Kto ją jednak zdołał zobaczyć, zapewne był pod wrażeniem.
W momencie, kiedy piszę te słowa, nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądać okładka do tego numeru, zatem nie poznacie (jeszcze) tej - zapewne - ciekawej historii. Bo właściwie z każdą okładką wiąże się jakaś historia. Z niektórymi było naprawdę ciężko, inne wychodziły całkiem fajnie "od razu", czasem górę brały sympatie i antypatie względem bohaterów/ek coverów, a czasem po prostu każda osoba w redakcji miała inną wizję odnośnie tego, jak okłada powinna wyglądać.
Bo nie wiedzieć czemu, w Playbacku od zawsze panowało przekonanie, że okładka jest bardzo istotną częścią składową numeru. I to przekonanie zapewne prędko się nie zmieni.