REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Aktorski popis Toma Hanksa. Oceniamy nominowany do Oscara film „Cóż za piękny dzień”

Cóż za piękny dzień” Marielle Heller to opowieść o cynicznym dziennikarzu magazynu Esquire, który ma przeprowadzić wywiad ze słynnym panem Rogersem, prowadzącym lubiany i uznany program dla dzieci. Oceniamy nowy film z Tomem Hanksem.

06.03.2020
16:21
Cóż za piękny dzień – kadr z filmu
REKLAMA
REKLAMA

Film zainspirowany prawdziwym artykułem Toma Junoda „Can you say… hero?” z 1998 roku, rozpoczyna się sekwencją z programu telewizyjnego Pana Rogersa, w którym Tom Hanks prezentuje bohaterów właściwej opowieści w wyjątkowo specyficzny sposób. Mężczyzna chodzi po swoim mieszkaniu, będącym w zasadzie częścią studia filmowego, otwierając kolejne skrytki, w których znajdują się zdjęcia poszczególnych postaci.

Sekwencja ta jest testem dla widza i sprawdzeniem, czy wejdzie on w stylistykę prezentowanego dzieła.

Cóż za piękny dzień – kadr z filmu class="wp-image-380025"

Tom Hanks operuje w niej bowiem wyjątkowo spokojnym, wyrozumiałym i statecznym głosem. Jest to sposób, w który nikt tak naprawdę nie mówi, dlatego scena staje się próbą dla cierpliwości widza, który musi zmierzyć się ze specyficznym, niemal terapeutycznym sposobem zachowania bohatera.

Z tego powodu sekwencja otwierająca stawia też widza w pewnej niezręcznej sytuacji. Człowiek nie do końca wie, jak zachować się, obcując z osobą zachowującą się w podobny sposób. Jest to jednak zagranie w pełni świadome i rozegrane perfekcyjnie na ekranie.

Pomysł ten sprawia bowiem, że widz od razu czuje się tak, jak główny bohater opowieści, cyniczny dziennikarz Lloyd Vogel (dobry Matthew Rhys). Jego reakcja na program Pana Rogersa jest bardzo podobna do tej, którą właśnie przeżył sam widz, dzięki czemu od razu czujemy z nim pewnego rodzaju bliskość.

Cóż za piękny dzień – kadr z filmu class="wp-image-380019"

Vogel, choć jest poczytnym autorem, znajduje się ostatnio w dołku, nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Kiedy w pracy dostaje zlecenie napisania artykułu na temat Pana Rogersa, uwielbianego przez widzów prowadzącego edukacyjny program dla dzieci, jest niezwykle sceptyczny.

Nie piszę podobnych tekstów – powie swojej szefowej.

Zlecenie jest jednak zleceniem, dlatego mężczyzna wsiada do samolotu i leci na spotkanie z tajemniczym prowadzącym. Spotkanie, które odmieni jego życie.

Film przygląda się życiu mężczyzny, jego rozterkom i wewnętrznym przemianom, które zajdą w nim na skutek kontaktu z Fredem Rogersem. W pewnym momencie bowiem okaże się nawet, że role niemal się odwróciły i to prowadzący będzie mieć do dziennikarza więcej osobistych pytań.

Cóż za piękny dzień – kadr z filmu class="wp-image-380016"

„Cóż za piękny dzień” staje się dzięki temu intrygującym dramatem, który potrafi przyciągnąć do swojego świata. Produkcja na dodatek w ciekawy sposób bawi się swoją formą, wielokrotnie wykorzystując różnorodne zagrania formalne. Gdy w pewnej chwili Vogel znajdzie się w programie pana Rogersa, po raz kolejny będziemy świadkami specyficznego ataku na nasze zmysły. Wszystkie zabiegi poprowadzone są jednak w pełni zrozumiały i przyciągający uwagę sposób, dlatego kupujemy tę koncepcję z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Największe wrażenie robi jednak scena, w której bohater Hanksa proponuje Vogelowi Minutę Ciszy. Chce, aby obaj siedzieli naprzeciwko siebie w restauracji, nie wypowiadając przez chwilę ani jednego słowa. W momencie, w którym Lloyd przystaje na tę propozycję, dźwięk z ekranu zostaje wygłuszony, a kamera robi jazdę przez przybytek, w którym siedzą panowie, aby ukazać, że wszyscy ludzie wokół również zamilkli.

To niezwykle mocny, świetnie poprowadzony moment, który doskonale sprawdza się też w sali kinowej.

Podczas American Film Festival, podczas którego oglądałem obraz, dało się poczuć, że widzowie zgromadzeni na sali aż wstrzymują oddech, nie chcąc przerywać ekranowej ciszy, silnie rezonującej w czterech ścianach kina.

Film, poza ciekawą formą, przyciąga także świetnym aktorstwem. Tom Hanks jest znakomity w roli Freda Rogersa, całkowicie oddając się jego manieryzmom i specyficznemu sposobowi mówienia.  Jego głos jest tak stonowany, powolny, ciepły i pełen zrozumienia, że momentami aż piekielnie irytujący i działający innym na nerwy. Amerykański aktor w niezwykle umiejętny sposób ograł tę specyficzną dychotomię, sprawiając, że mimo wszystko jego Fred Rogers jest człowiekiem z krwi i kości. Hanks zasłużenie został nominowany za swoją kreację do Oscara i Złotego Globa, gdyż rzeczywiście świetnie wypada na ekranie.

REKLAMA

Warto wynotować także, że obraz Heller w ciekawy sposób unaocznia, że pisząc jakikolwiek tekst, niezależnie od tematu, w jakimś stopniu piszemy o samym sobie. Ujawniamy się i opisujemy własny stan umysłu.

Wysoki poziom dzieła ugruntowuje jednak tak naprawdę jego ostatnia scena. Stanowi ona wyrazistą kropkę nad i, znacznie podbijając poziom całego obrazu. Nie jest to wprawdzie tak mocne zamknięcie, jak momenty wieńczące „La La Land”, czy „Incepcję”, ale to właśnie ostatnie minuty obrazu Heller pozwalają dostrzec kunszt i drugie dno całej opowieści. Sprawiając przy tym, że opowieść może zostać z nami na dłużej.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA