REKLAMA

Creed II to nowe starcie Rocky’ego z Drago. Widzieliśmy już film, są krew, pot i łzy

Creed II zupełnie nie pasuje do naszych czasów. To film, który powinien zostać nakręcony w latach osiemdziesiątych. Nie jestem pewien, czy publiczności spodoba się taki oldschoolowy format. Ja jednak bawiłem się świetnie.

creed ii recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Filmy mojej młodości zazwyczaj nie były zbyt skomplikowane. Kino lat osiemdziesiątych – z którym miałem kontakt kilka lat później za sprawą niezwykle popularnych na przełomie dekady wypożyczalni VHS – od samego początku rysowało przed widzem całą fabułę. Był ten dobry i był ten zły. Wiedzieliśmy, że ten dobry wygra. Można było też przewidzieć, jak wygra. Pocałunek od ukochanej, happy-end, napisy końcowe. Liczył się środek filmu, czyli droga bohatera do zwycięstwa.

Nowoczesne kino jest zazwyczaj bardziej skomplikowane. Niespodziewane zwroty akcji, łamiące film cliffhangery. I dobrze, to miło, że sposób opowiadania historii w filmie się cały czas rozwija. Creed II cofnie nas jednak do czasów, kiedy całą historię znało się już po pierwszych kilkunastu minutach filmu. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bowiem na takich filmach się wychowałem. Choć nie jestem pewien, czy takie retro-podejście przypadnie do gustu publiczności. Zwłaszcza tej młodszej.

Creed II to przede wszystkim świetne postacie.

Choć w żadnym razie skomplikowane. Rzekłbym wręcz, że głowni bohaterowie filmu to wręcz archetypy. Trudno spodziewać się zmian po Rockym Balboa – w którego po raz wtóry doskonale wciela się Sylvester Stallone. Nie spodziewajcie się jednak wiele po tytułowym bohaterze, jego pięknej ukochanej, czy arcywrogu, którym tym razem jest Viktor Drago.

creed ii recenzja class="wp-image-223757"

Fani serii o Rockym na pewno pamiętają to nazwisko. Viktor jest bowiem synem Ivana Drago – który zabił trenowanego przez Balboę Apolla Creeda. Nietrudno się domyślić, że rzucone przez Viktora wyzwanie w kierunku Adonisa Creeda to dla niego gigantyczna presja. Nasz bohater będzie musiał pokonać nie tylko Viktora na ringu, ale również drzemiące w nim samym demony. I tak, w filmie również występuje Dolph Lundgren w roli Ivana Drago – niesławnego poskromiciela Apolla, któremu sprostał dopiero sam Rocky.

Prostota opowieści brzmi jak zarzut. Sęk w tym, że nie odebrałem tego jako wadę.

Nie nudziłem się nawet przez chwilę, mimo iż już w trakcie pierwszego aktu domyśliłem się treści kolejnych – i nie wymagało to ode mnie jakiejś szczególnej przenikliwości. Film jest tak prowadzony, że jakoś tak od razu wiemy, kogo mamy lubić na ekranie, a kogo nie. Z czyich sukcesów mamy się cieszyć, a kto ma budzić postrach i niechęć.

To działa. Creed II z pewnością nie wytęży za bardzo naszych zwojów mózgowych. Dostarczy nam za to przyjemnej rozrywki. Czasem ckliwej, czasem zabawnej. Na pewno wielką rolę pełni tu gra aktorska: Michael B. Jordan, Sylvester Stallone, Tessa Thompson i grający Vikora Florian Munteanu powodują, że na ten film, zawarte w nim dość banalne dramaty tak po prostu przyjemnie się ogląda.

creed ii recenzja class="wp-image-223760"

Realizacja też stoi na wysokim poziomie. Przyznaję uczciwie, że nie jestem fanem boksu, patrzę więc jako laik. Wszystkie walki wyglądały jednak bardzo wiarygodnie. Bez maskowania niczego trzęsącą się kamerą czy dziwnymi kadrami. Zdjęcia poza ringiem również prezentowały się świetnie.

Creed II sprawdzi się równie dobrze na małym ekranie.

To stanowi właściwie jedyny powód, by was zniechęcić do pójścia do kina. To fajny film, który dobrze się ogląda. Z pewnością nie jest stratą czasu. Wzrusza i bawi, jak powinien. Tyle że przez swoją nieco staroświecką formę zyskuje niewiele na dużym ekranie. Jeżeli nie jesteście fanami serii o Rockym i Creedzie, być może warto zaoszczędzić pieniądze na bilet do kina i poczekać, aż film pojawi się w usłudze VoD.

REKLAMA
creed ii recenzja class="wp-image-223763"

Oceniając Creeda II, mam ogromny dylemat. Film nie daje zbyt wielu powodów, by się nim zachwycać. To prosta i przyjemna rozrywka dla osób w dowolnym wieku i o dowolnych zainteresowaniach. To film, który dobrze obejrzeć w kinie, ale też można bez żalu poczekać, aż pojawi się w domowej dystrybucji. Zostawiam go więc z oceną średniak z wysokiej półki. Choć te nieco ponad dwie godziny spędzone w kinie, dla mnie – fana filmów z lat osiemdziesiątych – były miłą i bardzo przyjemną odmianą od nowoczesnego kina.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA