Dosłownie chwilę temu na Prime Video wpadł "Ostatni oddech". Ten oparty na faktach dreszczowiec szybko wdarł się na listę najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie Amazona w naszym kraju. I na razie nie zapowiada się, żeby miał z niej spaść.

Jeszcze do niedawna "Ostatni oddech" można było obejrzeć na platformie Amazona tylko za dodatkową opłatą. Od paru dni jest już dostępny w ramach subskrypcji. I nie powinno nikogo dziwić, że użytkownicy się na niego rzucili, wznosząc go na piąte miejsce topki najpopularniejszych tytułów dostępnych na Prime Video w naszym kraju. To przecież oparty na faktach dreszczowiec o nurkach saturowanych z gwiazdorską obsadą. Brzmi interesująco, prawda? Ale nie jest.
Plusem "Ostatniego oddechu" jest na pewno realizm. W końcu to fabularyzowany remake dokumentu pod tym samym tytułem, wyreżyserowany zresztą przez tę samą osobę - Aleksa Parkinsona (choć za kamerą dokumentu stanął on razem z Richardem da Costą). Mamy więc dużo pozbawionych stylizacji i nagranych z ręki scen, w których twórcy uważnie przyglądają się pracy nurków saturowanych. Szczególnie, gdy przygotowują się do zejścia w morskie głębiny. Sprawdzają sprzęt i przykręcają kolejne śrubki. Nie jest to zbyt fascynujące i trzymające w napięciu, ale pozwala nam odczuć, że bohaterowie nie mogą sobie pozwolić na błąd czy niedokładność. Groziłoby to śmiercią.
Ostatni oddech - opinia o nowym hicie Prime Video
Od początku widać, że Parkinsona nie tyle interesuje opowiedzenie wciągającej historii, co oddanie realiów jednej z najniebezpieczniejszych profesji świata. Dlatego nawet nie próbuje obracać się w towarzystwie ciekawych bohaterów. W kapsule pod wodę schodzimy z Chrisem, na którego czeka narzeczona, starym wygą Duncanem, którego emerytura się zbliża, a on nie wyobraża sobie życia bez tej pracy i zimnym profesjonalistą Dave'em, który okazuje się całkiem miłym gościem. Bardziej stereotypowo się już nie da. Nawet tak utalentowani aktorzy, jak Finn Cole, Woody Harrelson i Simu Liu, nie są w stanie nadać tym postaciom charakteru.
Gdy zamknięci w kapsule bohaterowie już się nagadają o trudach swojej pracy, dwójka z nich schodzi w głębiny, żeby naprawić kolektor. I wtedy wreszcie coś się dzieje. W wyniku niesprzyjających warunków i błędu ludzkiego zrywa się lina zabezpieczająca Chrisa. To jedyna dynamiczna scena w całym filmie. Bo od tego momentu zaczyna się akcja ratunkowa. Zegar odmierza czas do wyczerpania tlenu zaginionego nurka, a reszta rusza do działania. Tylko niewiele może.
Ma być duszno, ale Parkinson daje nam zdecydowanie za dużo powietrza. Motamy się między kapsułą, w której Duncan i Dave martwią się o kolegę, a kapitan statku zastanawia się, jak go odnaleźć. Czas płynie, a my co jakiś czas mamy uklęknąć przed majestatem morskiej otchłani. Ale to tylko nieprzenikniona czerń. Nie fauna i flora, jaką mógłby się zachwycić James Cameron. Po prostu dojmująca czerń. Czuć jej ciężar i bezmiar, ale wizualnie nie powala. Bezdenna pustka jest przecież mało filmowa.
Scenariusz jest dobrze skonstruowany - zwroty akcji nadchodzą we właściwych momentach. Problemem "Ostatniego oddechu" jest doprowadzanie do nich. Historia - sama w sobie przecież interesująca, bo to opowieść o cudzie, nad którym do dzisiaj głowią się eksperci - jest rozwleczona. Nie ma czym przykuć nas do ekranu. W takiej formie sprawdziłaby się co najwyżej w krótkim metrażu, ale rozciąganie jej na półtorej godziny to czysty sadyzm ze strony Parkinsona.
Więcej o Prime Video poczytasz na Spider's Web:
- To sci-fi widzowie nazywają najlepszym serialem na Prime Video
- Good Luck Guys 2 - opinia. Już wiem, co wcześniej poszło nie tak
- The Expanse: najlepszy serial sci-fi wreszcie w pełni dostępny na Prime Video
- Nowy serial dla młodzieży w Prime Video jest spoko, ale ma jeden poważny problem
- Świetny film akcji z Liamem Neesonem ominął polskie kina i trafił na Prime Video