Wyniki „Obecności 4: Ostatniego namaszczenia” są absurdalne. Jeszcze w zeszłym tygodniu prognozy mówiły o otwarciu na poziomie nieco powyżej 50 mln dol. - okazało się jednak, że są to szacunki mocno, mocno nietrafione.

Warner Bros. szaleje i zalicza właśnie siódme z rzędu otwarcie poniżej 40 mln dol. - to rekord nie tylko dla tego studia, ale dla całej branży. Trudno uwierzyć, że jeszcze na początku roku - po premierach „Mickey 17” czy „Alto Knights” - w branżowych mediach roiło się od artykułów zwiastujących katastrofę i kreślących czarne scenariusze dla szefów wytwórni, Michaela De Luki i Pam Abdy.
A wspomniane 50 mln to kwota mocno niedoszacowana. Okazało się, że „Obecność 4” zmierza po ponad 83 mln dol. przychodu w weekend otwarcia, co stanowi również rekord całej franczyzy. Globalny wynik obrazu już teraz wynosi zawrotne 187 mln dol.
Obecność 4 z rekordem. Tego nikt się nie spodziewał
Co ciekawe, o wynikach musiała przesądzić miłość do serii i bohaterów oraz fakt, że „czwórka” ma być ostatnią odsłoną opowieści o Warrenach. Recenzje nie są bowiem zanadto entuzjastyczne: 56 proc. pozytywnych opinii od dziennikarzy w serwisie Rotten Tomatoes oraz 54 punkty w Metacritic (kontra 79 proc. i 6,2 od widzów) to boleśnie przeciętne wyniki. Nie da się jednak odmówić ekranowym Warrenom ciepła i chemii - świetnie się ich ogląda, nie są nam obojętni, lubimy do nich wracać.
Niesamowite, że Warner dokonał niemożliwego za pośrednictwem może i najbardziej dochodowej, ale jednocześnie najskromniej prowadzonej franczyzie spod swojego szyldu. To olbrzymi sukces, który de facto uratował posady De Luki i Abdy.
Od czasu oryginalnego filmu Jamesa Wana z 2013 r. uniwersum „Obecności” stało się jedną z najbardziej rentownych marek horrorowych w historii, generując ponad 2,1 mld dol. przy stosunkowo niewielkich budżetach. Spin-offy pokroju „Annabelle” czy „Zakonnicy” regularnie zamieniały się w żyły złota, a teraz „Ostatnie namaszczenie” stawia wielką, złotą kropkę nad i.
Warto dodać, że 7 mln z pokazów przedpremierowych to wynik lepszy niż w przypadku „Obecności 2” i najlepszej dotąd w serii „Zakonnicy” (5,4 mln).
Kolejna premiera studia to jednak zupełnie inna liga - nowy film Paula Thomasa Andersona, „Jedna bitwa po drugiej”, wyceniany jest na ponad 150 mln dol. budżetu, a prognozy otwarcia mieszczą się w przedziale zaledwie 22-24 mln. Choć PTA uchodzi za jednego z najlepszych żyjących filmowców, jego filmy raczej nie przynoszą dużych zysków. I tym razem, jeśli nie zadziałają marketing szeptany i twarz Leonardo Di Caprio, produkcja nawet nie zbliży się do progu opłacalności. Z drugiej strony: nawet gdy okaże się finansową klapą, Warner Bros. i tak będzie mogło potraktować film jako wyjątek w roku, w którym zdominowało box office.
Czytaj więcej:
- Nowy Wiedźmin szybciej niż myśleliśmy. Zaskakująca premiera 4. sezonu
- Ale Disney+ zrobił prezent użytkownikom! Od tego hitu nie mogą się oderwać
- Piraci, Czarne żagle czy Black Sails? Bałagan z tytułami uwielbianego pirackiego serialu
- Nowy serial dla młodzieży w Prime Video jest spoko, ale ma jeden poważny problem
- Najlepsze programy rozrywkowe tej jesieni. Player rozbił bank