Ostatni tydzień upłynął nam w rytmie muzyki klubowej, bujaliśmy się z Davidem Guettą, J.Lo oraz Stevem Aoki. W tym tygodniu rozbuja was Sean Paul i… tylko Sean Paul. Mainstreamowo dzisiaj z pewnością nie będzie, a przytupywanie możecie zostawić na kiedy indziej. Jeżeli nie zniechęciłem was na początku, to zapraszam do zapoznania się z tym, co serwisy streamingowe mają wam do zaoferowania. Przed wami Cyfrowe nowości muzyczne!
Angel Olsen
Gatunek: folk
Zapowiadałem, że będzie hipstersko i tak też zaczynamy z Angel Olsen. Ta młoda wykonawczyni dark folku (tak, taki też istnieje) zaleje wasze umysły potężną falą muzyki o samotności, przy której nawet nie chce się człowiek smucić. Z pozoru trudna muzyka w odbiorze, ale zapewniam was, że jak raz wsiąknięcie w Olsen, to jej najnowszy album Burn Your Fire For No Witness połknięcie tak szybko, że nawet nie zauważycie, kiedy się skończył.
Benmont Tench
Gatunek: country/rock
Co tydzień sobie obiecuję “ok, koniec z country”, no ale… nie da się. Benmont Tench (jeden z założycieli Tom Petty and The Heartbreakers) chociaż brzmi jak jeden z wielu zespołów wykonujących country/rock, to trudno uciec od jego urokliwego zmieszania osobistych przeżyć z dobrym brzmieniem, obrazującym co „artysta miał na myśli”. Wiecie, Benmont Tench to jeden z tych muzyków, którzy pasują na przykład idealnie, jako ścieżka dźwiękowa przy ucieczce ze ślubu i odjechaniu w stronę zachodzącego Słońca, albo jako podkład do spakowania dobytku w mały tobołek i wyruszenia w podróż dookoła USA. Zresztą, skoro znacie słynne American Girl od Tom Petty and The Heartbreakers, to powinniście wiedzieć o czym mowa.
Candice Glover
Gatunek: R&B/soul
No dobra, może trochę was oszukałem z tym całkowitym brakiem mainstreamu dzisiaj. Candice Glover chociaż nie jest superpopularna jak Beyoncé, to uderza mocno w jej terytorium. Na razie niestety (albo stety) żonie Jaya-Z nie ma jak zaszkodzić, ale kto wie jak to będzie wyglądać z czasem. Wokalne możliwości już są, teraz tylko potrzeba dobrych producentów. Poza tym jeżeli gwiazdy pokroju wspomnianej wcześniej Beyoncé wam się znudziły, to śmiało, zakosztujcie w Candice, nie pożałujecie.
Cashmere Cat
Gatunek: muzyka elektroniczna
Cashmere Cat, a właściwie Magnus August Høiberg, jest moim osobistym liderem w dzisiejszym zestawieniu. Ten młody Norweg zamienia konsoletę na małą fabrykę sklejającą (z pozoru) niepasujące do siebie sample w jeden, wielki kolorowy obraz dźwięków. Idealna propozycja dla wszystkich poszukujących świeżego, elektronicznego brzmienia, które nie ociera się o mainstream.
Com Truise
Gatunek: uzyka elektroniczna/chillwave
Kolejny na liście „elektronik” to Com Truise (który najwidoczniej bardzo lubi Toma Cruise’a). Truise przenosi was w świat starego brzmienia, w którym beaty robiło się na Rolandach 909 i loopowało wszystko co się miało pod ręką, doklejając do tego parę „melodyjnych” dźwięków z jakiejś analogowej Yamahy czy Mooga.
Henry Priestman
Gatunek: folk
Tęskniliście za folkiem, przy którym można pobujać się z kumplami i wypić parę pint ciemnego piwa? No to proszę, już macie. Priestman umili wam czas spędzony na łowieniu ryb, szukaniu samorodków złota i spacerach po angielskich wzgórzach porośniętych wrzosem.
Isaiah Rashad
Gatunek: hip hop
Ostatnio brakowało w zestawieniu hip hopu, dlatego dzisiaj wyciągam z rękawa Isaiaha Rashada, rapera z Tennessee. Dobre teksty i oldschoolowe beaty, to Rashad w pigułce.
Issues
Gatunek: metalcore
Jakby połączyć melodyjny wokal, ciężkie riffy i scratchowanie, to co otrzymacie? Nie, nie Limp Bizkit, Issues! Strasznie dziwnie mi się słucha takich zespołów, w których jeden wokal pachnie Bieberem a drugi Adamem Darskim z Behemoth, no ale jeżeli już ktoś chce takiego połączenia, to Issues wyda się na ten moment idealne.
The Jezabels
Gatunek: indie rock/indie pop
The Jezabels wydali swoją druga płytę już 31 stycznia, dopiero jednak teraz jest ona dostępna w serwisach streamingowych. Korzystając z tej okazji musiałem zapoznać was z tym australijskim zespołem. The Jezabels zgrabnie zajmą wasze uszy lekkimi melodiami i tekstami, gdy będziecie mieli ochotę na coś balansującego na granicy hipsterstwa i mainstreamu.
Lake Street Dive
Gatunek: indie rock/soul
Wow, Lake Street Dive naprawdę mnie zaskoczyło, mieszanka soulu i indie rocka? – to rozwala czachę. Ten bostoński zespół brzmi tak świeżo, delikatnie i nienagannie, że grzechem byłoby o nich nie wspomnieć.
Lost in the Trees
Gatunek: indie folk
Past Life to absolutnie magiczny i strasznie wciągający album, który brzmieniem buja się od popowego folku do takiego, przy którym wypada zamknąć oczy i naprawdę wsłuchać się w tekst i feerię muzycznych barw, które Lost in the Trees dla was malują. Na tej płycie nie uświadczycie banału, zapewniam was.
Love Inks
Gatunek: indie pop/electro pop
Minimalizm i jeszcze raz minimalizm. Love Inks udowadniają, że nie potrzeba sztabu producenckiego i mnóstwa posklejanych sampli, żeby wyprodukować naprawdę dobrą płytę. Tylko jeden, może dwa syntezatory, perkusja z automatu i zwiewny wokal, tyle wystarczy.
Owl Eyes
Gatunek: electropop
Zmęczyliście się już podkładem do filmu Drive i muzyką Kavinskiego? Śmiało możecie ich zastąpić nową EPką od Owl Eyes (Brooke Adamo), która utopi was w bogatym brzmieniu australijskiego electropopu. Dużo w tym popu, dużo w tym dobrego synthowego brzmienia.
Quilt
Gatunek: indie folk
Jeżeli jakiś zespół robi piosenkę zatytułowaną Arctic Shark, to można oczekiwać niezłego odjazdu i tak właśnie jest z Quilt. Nienarzucające się rockowe brzmienie wyrwane z lat 60-tych idealnie komponuje się z dziwnymi tekstami.
Sean Paul
Gatunek: dancehall/ragga
O Seanie zostało już wiele powiedziane w tekście Joanny, dlatego zainteresowanych analizą najnowszego wydawnictwa Seana Paula odsyłam właśnie do tego tekstu.
Weird Kids
Gatunek: pop rock
Weird Kids… nazwa dosyć dużo mówi o zespole. „Dziwne dzieciaki” idealnie wpisują się w typowe brzmienie popowo-rockowe/punkowe. Zadziorna dziewczyna na wokalu i chłopaki na gitarach, kogoś wam to przypomina? Może Paramore?