Nareszcie, już pojawiła się debiutancka płyta Johna Carpentera "Lost Themes". Nie da się ukryć, że to najciekawsza premiera w tym tygodniu. Ale fani Diany Krall czy Jape powinni być także ukontentowani. Ich idole wydali kolejne naprawdę dobre longplaye. A poza tym warto rzucić okiem na młody zespół All We Are.

All We Are
Gatunek: indie/electropop
All We Are, czyli brytyjski zespół, który sam siebie określa mianem Bee Gees na psychotropach. Może ja jestem głuchy, ale z braćmi Gibb All We Are ma wspólny chyba tylko falset pojawiający się w piosenkach. Młody zespół z Wysp gra po prostu przyjemną, niewymagającą muzykę elektroniczną, która szczególnie powinna przypaść do gustu fanom polskiej Rebeki. Warto więc All We Are poświęcić chociaż chwilę.
Diana Krall
Gatunek: jazz/pop
Jeżeli czekaliście na dobry album, przy którym możecie spokojnie poczytać książkę czy popatrzeć ukochanej osobie w oczy, to musicie posłuchać "Wallflower" od Diany Krall. Piękny głos jazzowej wokalistki i wspaniałe melodię z pewnością umila wam czas przy dobrej czekoladzie w zimowy wieczór.
H. Hawkline
Gatunek: indie rock/folk
W zestawieniu nie mogło zabraknąć trochę "dziwniejszej" indie rockowej muzyki, st ad pojawiła się w nim nowa płyta H. Hawkline. Ten jednoosobowy skład z Los Angeles potrafi bawić się dźwiękiem, dlatego też album "In The Pink Condition" jest wypadkową psychodelicznego rocka, folku i indie popu. Łatwo zakochać się w tym brzmieniu.
Jape
Gatunek: muzyka elektroniczna/folktronica
Dubliński zespół Jape wydał piąty w swojej karierze krążek zatytułowany "The Chemical Sea". Na nowym albumie skład nie odchodzi od swojego starego brzmienia, czyli elektronicznego rocka. To wciąż dobra mieszanka syntezatorów, akustycznej perkusji i gitar, która jest świetnym lekarstwem na nudę. "The Chemical Sea" zawiera bardzo różnorodne kawałki, raz traficie na czysta elektronikę, a następnym razem na bardziej progresywne brzmienie oparte na żywych instrumentach.
John Carpenter
Gatunek: synthpop
Nie będę ukrywać, czekałem na "Lost Themes" Carpentera z zapartym tchem. Słynny reżyser horrorów - co można usłyszeć teraz - sprawdza się także, jako producent muzyczny. Jego pierwsza płyta brzmi bardzo klimatycznie, a kawałek Vortex - podobnie zresztą jak większość płyty - z łatwością można dopasować do filmu sci-fi z lat 80. Nic dziwnego jednak, "Lost Themes" to płyta synthpopowa, oparta na starych dobrych syntezatorowych brzmieniach i oldschoolowych perkusyjnych samplach. Krótko podsumowując, John Carpenter nie zawiódł mnie. "Lost Themes" należy jednak traktować bardziej jako świetny soundtrack, niż longplay, którego można słuchać do kawy.