REKLAMA

Brytyjska aktorka chce czarnoskórych aktorów w „Czarnobylu”. To słaby pomysł, ale nasze myślenie o ZSRR też bywa dalekie od prawdy

Serial „Czarnobyl” wywołał wiele silnych reakcji i pobudził cały internet do rozmowy. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że dla niektórych problemem będzie kolor skóry grających w nim aktorów. Od razu pojawiły się głosy o lewackiej politycznej poprawności, ale warto nad tą kwestią zastanowić się z otwartym umysłem.

Brytyjska aktorka chce czarnoskórych aktorów w Czarnobylu. Ma rację?
REKLAMA
REKLAMA

HBO może pochwalić się kolejnym świetnym serialem na swoim koncie. Doskonałe oceny pierwszych odcinków serii „Czarnobyl” z miejsca wyniosły ją na sam szczyt listy IMDb.

Oczywiście, nie obyło się też bez mniejszych lub większych obiekcji. Wokół serialu HBO od samego początku pojawiało się pytanie o wiarygodność i autentyczność przedstawionych wydarzeń. Showrunner Craig Mazin postawił na dość ciekawą mieszankę prawdy i fikcji. Z jednej strony głównych bohaterów (w większości prawdziwych osób) grają aktorzy mówiący po angielsku, z drugiej scenografia i kostiumy idealnie imitują lata 80. w ZSRR.

Dla brytyjskiej aktorki, Karli Marie Sweet, problemem okazało się jednak, że w „Czarnobylu”... nie zagrali aktorzy o różnych kolorach skóry.

Karla Marie Sweet znana jest głównie z pracy dla brytyjskich telewizji (przede wszystkim BBC i ITV), a także pisania sztuk teatralnych. Swoje oburzenie wyraziła na Twitterze, ale większość reakcji była jednoznacznie negatywna. Z tego powodu artystka oznaczyła wpisy jako prywatne, lecz w Internecie nic nie ginie i nadal można sprawdzić, co dokładnie napisała:

To ze strony Sweet całkowite pomieszanie pojęć i podejście do sprawy od niewłaściwej strony. „Czarnobyl” to produkcja oparta na faktach. W tym wypadku to nie obsada kształtuje rzeczywistość, a prawda historyczna znacząco wpływa na możliwości obsadowe. Oczywiście, istnieje wiele różnych możliwości obejścia najbardziej drastycznych obostrzeń, bo prawda ekranu rządzi się swoimi prawami.

czarnobyl czarni aktorzy class="wp-image-291362"

„Czarnobyl” nie jest dokumentem, a fabularyzowanym i umownym dziełem, który przyjmujemy (bądź nie) na wiarę.

Słowem klucz jest tu wiarygodność. Często mówi się, że podczas seansu najlepszych filmów fabularnych przynajmniej na chwilę zapominamy, że oglądamy coś nieprawdziwego. Na pewno jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy, ale to z różnych powodów uproszczenie. Jest całe mnóstwo doskonałych filmów i seriali, którym wcale nie zależy na tworzeniu iluzji prawdziwości. Wystarczy wspomnieć dzieła Davida Lyncha, Stanleya Kubricka czy Quentina Tarantino.

„Czarnobyl” ma tu o tyle trudniej, że musi przynajmniej do pewnego stopnia trzymać się faktów, jeżeli chce stworzyć wciągającą opowieść w wyznaczonym przez twórców stylu. Ale nawet tutaj mnóstwo rzeczy może zostać potraktowanych symbolicznie. Uliana Chomiuk nigdy nie istniała i stanowi połączenie wielu osób badających przyczyny katastrofy. Jest jednak potrzebna do spięcia różnych wątków tej historii, dlatego została powołana do życia.

Dla każdego z nas wiarygodność filmu czy serialu jest sprawą do pewnego stopnia indywidualną. Właściwie wszyscy zgadzamy się, że aktorzy grający Rosjan czy Ukraińców mogą mówić po angielsku. Dla mnie osobiście przekroczeniem pewnej granicy realizmu w przedstawionym świecie był 5. epizod „Czarnobyla”, w którym protagonista decyduje się na płomienną mowę o życiu w kłamstwie, a wszyscy dookoła grzecznie czekają aż skończy. Znam jednak wiele osób, którym ten fragment w niczym nie przeszkadzał. Większość osób uznałaby jednak zapewne, że hipotetyczna scena z Chomiuk wchodzącą do gabinetu Gorbaczowa i strzelającą do niego z karabinu maszynowego jak w „Bękartach wojny” byłaby grubą przesadą. Niewiarygodnym byłoby też, gdyby w Komitecie Centralnym połowa dygnitarzy była czarnoskóra.

Opinię Karli Marie Sweet trudno uznać za mądrą, ale mówienie o poprawności politycznej też jest błędem.

czarnobyl czarni aktorzy class="wp-image-291359"

Poprawność polityczna byłaby w tym przypadku zachowana, jeśli showrunner serialu publicznie pokajałby się za brak czarnoskórych aktorów w obsadzie i obiecał, że następnym razem bez względu na wszystko ich tam umieści. Nie mieszajmy pojęć. Historia brytyjskiej aktorki to przykład braku wiedzy o historii krajów znajdujących się za Żelazną Kurtyną oraz przyjmowania własnej rzeczywistości za tą obowiązującą na całym świecie.

Nikt z nas nie jest wolny od takiego myślenia. Wiele osób natychmiast zareagowało na wpisy aktorki kpinami o konieczności zrobienia poprawnego politycznie remake'u z czarnoskórymi, Azjatami i homoseksualistami. Rzecz w tym, że ZSRR absolutnie nie był świątynią słowiańskości i białej karnacji skóry, tak jak nam się często wydaje. Wiele osób mieszkających w tym kraju miało azjatyckie pochodzenie i rysy twarzy. Część mogła być odmiennej orientacji seksualnej. Zresztą jak podaje portal Russia Today, wśród żołnierzy oczyszczających ruiny elektrowni atomowej w Czarnobylu był czarnoskóry mężczyzna - Igor Anatolyevich Khiryak. Należał do brygady opuszczającej na rzekę mosty pontonowe, które umożliwiły mieszkańcom Prypeci ewakuację z miasta.

REKLAMA

Informacje podawane w rosyjskich mediach trzeba zawsze przyjmować z pewną dozą sceptycyzmu (zresztą w przypadku dzieł fabularnych można powiedzieć to samo), ale w tym wypadku nic nie wskazuje na to, żebyśmy mieli do czynienia z fałszywym newsem. Oczywiście nie oznacza to, że w „Czarnobylu” powinni zagrać Denzel Washington, Anthony Mackie czy Justice Smith. Historia tego czarnoskórego żołnierza pokazuje jednak, że nasze wyobrażenia o świecie zawsze są zabarwione własnym doświadczeniem. Być może warto było pokazać udział Khiryaka w ewakuacji po katastrofie, a może nie byłoby w tym ciekawej opowieści. Bo finalnie to właśnie ten aspekt powinien być decydujący.

Serial „Czarnobyl” jest dostępny w serwisie HBO GO.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA