„Czarnobyl” jest obecnie najwyżej ocenianym serialem w serwisie IMDb. Zupełnie nie dziwię się tak wysokim ocenom.
Produkcja swoją premierę miała na początku maja. W szale spowodowanym finałową serią „Gry o tron” mało kto spodziewał się kolejnego serialowego hitu od HBO. Tymczasem „Czarnobyl” już po pierwszych odcinkach (a ma ich łącznie zaledwie 5) zyskał wysokie noty od krytyków i widzów. Jego ocena w serwisie IMDb wynosi obecnie 9,7. Więcej niż choćby wspomniana „Gra o tron” czy „Breaking Bad”. Zupełnie się temu nie dziwię.
Każdy z mojego pokolenia może podzielić się swoją historią dotyczącą widma Czarnobyla.
Na moim podwórku ta tragedia była straszakiem tak mocnym, że działała na dzieciaki jeszcze przez całą dekadę lat 90. Oczywiście temat, nie zawsze rozumiany, obracany był w głupie żarty. Niemniej - istniał w naszej świadomości dość mocno.
„Czarnobyl” napędzają dwie siły, które w oczywisty sposób wpłynęły na jego sukces. Pierwsza z nich to sposób ujęcia trudnego i nie do końca przepracowanego tematu. Ów sposób to z jednej strony wnikliwa analiza wypadków i błędów, które doprowadziły do katastrofy, a z drugiej podkreślenie okropnej arogancji sowieckiej władzy. Druga to rzecz jasna realizacja.
Nie wiem, czy do tej pory w kulturze pojawiło się dzieło audiowizualne podejmujące temat Czarnobyla w sposób tak obrazowy i działający na wyobraźnię tak mocno jak serial HBO, jednocześnie tak przystępne dla całych rzeszy widzów. Mimo całego naukowego żargonu.
Serial poraża charakteryzacją aktorów wcielających się w role hospitalizowanych pracowników elektrowni czy strażaków.
Zachwyca świetnymi zdjęciami okolicy wybuchu i innymi wizualnymi aspektami. Przedstawienie drugiej strony wydarzeń również robi wrażenie - partyjne gierki i to co z katastrofą próbował robić radziecki rząd. Ukrywanie, tuszowanie, udawanie, niedoszacowanie szkód i przede wszystkim pewna nieporadność wobec wydarzeń.
Dobór obsady serialu „Czarnobyl” to strzał w dziesiątkę.
Genialny Jared Harris grający szaraka, na którego barkach zaczyna spoczywać ogromna odpowiedzialność. Stellan Skarsgard wcielający się w rolę sztywnego partyjniaka. W końcu - Emily Watson jako dociekliwa fizyczka jądrowa, która jako jedna z nielicznych chce dotrzeć do prawdy. Watson i Skarsgard wiele lat temu spotkali się na planie filmu „Przełamując fale”. Dobrze jest widzieć tę dwójkę znów w jednej produkcji.
Do jej końca zostały jedynie 2 odcinki. Wysoka ocena serialu raczej nie jest zagrożona.