NIEPOPULARNA OPINIA: Nie wadzi mi czarnoskóry Superman w nowym filmie. Znam go z komiksów
W internecie znowu wrze, bo czarnoskóry aktor może zagrać kolejnego Supermana. Nie widzę w tym żadnego problemu — takiego bohatera znam z komiksów.
Inby o to, że daną postać w jakimś filmie lub serialu ma zagrać aktor bądź aktorka o kolorze skóry innym niż biały, zwłaszcza, gdy wcześniej tego bohatera kojarzyliśmy z jasną karnacją, powtarzają się co chwilę. Do dziś pamiętam, ileż to było dywagacji na temat tego, że kolejnym Bondem miał rzekomo zostać Idris Elba! Polski internet z kolei prawie się rozpadł na pół, gdy okazało się, że Ciri w „Wiedźminie” mogła odgrywać aktorka z mniejszości etnicznej.
Podobne emocje budziła czarnoskóra Hermiona w sztuce „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”, będącej kontynuacją sagi o młodym czarodzieju, jak i driady z pierwszego sezonu „Wiedźmina” oraz elfka z jego spin-offa „The Witcher: Blood Origin”. Sporo pomyj wylało się też na „Mroczną Wieżę” za czarnego Rolanda, na nową Arielkę i na kolejnego Batmana z serii „Future State”. Pewnie zupełnie przypadkiem, w przeciwieństwie do pozostałych, to on dostał maskę na całą twarz…
Teraz przyszła kolej na czarnoskórego Supermana w kinie.
Co prawda Warner Bros. jeszcze nie potwierdził, że faktycznie zdecyduje się pójść w tym kierunku, ale wystarczyła jednak wzmianka na ten temat, by zaczęła się ta sama śpiewka, co zawsze. Z jednej strony mamy grupę, która ten pomysł krytykuje i twierdzi, że taki film nie powinien powstać (to już tylko krok do latynoskiego Mieszka I), a po drugiej stronie słychać głosy, że twórcy powinni robić takie filmy, jakie tylko chcą, a kto twierdzi inaczej, to rasista i dzban.
W rzeczywistości sprawa jest oczywiście nieco bardziej skomplikowana, a po stronie krytykującej zwykle mieszają się głosy dwóch grup. Z jednej strony mamy fanów, którzy wolą, żeby było tak, jak było (i mają do tego prawo), a z drugiej rasistów, którzy próbują (zwykle nieudolnie) udawać, że nimi nie są. Niestety nie pomagają tutaj świętsi od papieża internetowi wojownicy o równość naszą i waszą, którzy tej subtelnej różnicy nie chcą lub wręcz nie są w stanie dostrzec.
To powiedziawszy, sam z czarnoskórym Supermanem nie mam żadnego problemu.
Być może wynika to z faktu, że akurat do tej postaci nigdy nie byłem jakoś specjalnie przywiązany, ale nie widzę nic zdrożnego w tym, że w kolejnej adaptacji zmieniony zostanie kolor skóry i to nie tyle człowieka, co kosmity. No i co jak co, ale białych Clarków Kentów mieliśmy na ekranie bez liku — ba, kilka dni temu pojawił się nowy serial „Superman i Lois” z cyklu „Arrowverse”, gdzie ponownie w tytułowego bohatera wciela się Tyler Hoechlin.
Warto przy tym zauważyć, że jeśli chodzi o czarnoskórego Supermana, to mamy tu nawet precedens. Taki bohater pojawił się w komiksach i to jeszcze w ubiegłym tysiącleciu — konkretnie w zeszycie „Animal Man” z 1990 r. stworzonym przez samego Granta Morrisona. Inną tego typu postać widzieliśmy w „Superman in Legends of the DC Universe: Crisis on Infinite Earths” z 1999 r. na Ziemi o nazwie Earth-D. Żyli tam również Flash z Azji i Green Arrow będący przedstawicielem rdzennej ludności amerykańskiej.
Nieco ponad dekadę temu w komiksach pojawił się również Calvin Ellis, czyli Superman wzorowany na Baracku Obamie.
Ta postać pochodzi z alternatywnego wszechświata, w którym kosmita z Kryptonu o imieniu Kalel został na tej konkretnej Ziemi nie tylko superbohaterem, ale również… prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego siedzibą był Biały Dom, podczas gdy Brainiac pełni rolę jego osobistego komputera. W komiksie „Final Crisis” pomagał Clarkowi Kentowi z tego głównego uniwersum DC jako jeden z wielu różnych Supermanów, którzy odpowiedzieli na jego wezwanie.
Po wydarzeniach z serii „Final Crisis” multiwersum DC zostało odbudowane, ale czarnoskóry Superman, od początku bazowany na Baracku Obamie (jako prezydent kiedyś zażartował, że sam pochodzi z Kryptonu), znalazł swoje miejsce również w ramach relaunchu „The New 52”. Dowiedzieliśmy się wtedy, że jego biologicznymi rodzicami byli Jorel i Lara, a Kalel urodził się na wyspie Vathlo. Po dotarciu na Ziemię przygarnęła go rodzina Ellisów, która nadała mu imię Calvin.
Warto przy tym dodać, że czarnoskórzy Kryptonianie w przeszłości pojawili się już na ekranie.
Nie trzeba nawet daleko szukać — można ich było zobaczyć w serialu „Krypton”. Ta produkcja opowiada o dziadku Supermana i to w niej pojawił się czarnoskóry Generał Zod, w którego wcielał się Colin Salmon (i zagrał go naprawdę dobrze). Idąc tym tropem, w zasadzie czemu ostatni Syn Kryptona również nie mógłby być czarnoskóry w jednej z kolejnych adaptacji? W końcu mowa tutaj o fikcji, a nie o postaci historycznej, jak w przypadku Anny Boleyn.
Oczywiście dobrze by było, gdyby w nowym filmie szczegóły historii Supermana zostały w pewien sposób zmienione, bo czarnoskóry potomek pary farmerów z Kansas przykuwałby uwagę, podczas gdy z fabularnego punktu widzenia nie powinien. Jaki jednak problem, by w tej adaptacji Smallville było nazwą dzielnicy zamieszkanej przez czarnoskóre osoby? No i pamiętajmy, że to i tak tylko detale i tło, a w opowieściach o Człowieku ze Stali chodzi o honor i dobro.
Szczerze mówiąc historia, w której Kal-El wychowuje się w „czarnoskórej dzielnicy” interesuje mnie bardziej, niż kolejna wyprawa na farmę Kentów.
W superbohaterskim kinie mam już dosyć odgrzewanych kotletów i właśnie dlatego podobają mi się nowe filmy o „Spider-Manie”, w których nie pojawia się po raz kolejny wujek Ben. Z tego samego względu lubię wspomniane „Superman i Lois”, gdzie Clark jest dorosłą głową rodziny Kentów i ma dwóch nastoletnich synów. Co ciekawe, nigdy w komiksach nie miał bliźniaków, a obdarzenie go drugim dzieckiem to jeszcze większa zmiana, niż czarny kolor skóry!
Oczywiście nie zdziwię się, jeśli się okaże, że zmiana koloru skóry tej postaci będzie wyłącznie próbą zrobienia szumu dookoła tego filmu — w końcu już wielokrotnie hollywoodzkie studia brzydko sobie gęby mniejszościami etnicznymi wycierały. Krytykowanie filmu na zaś jest bez sensu — wystarczy wspomnieć czasy, gdy wieszano psy na ludziach odpowiedzialnych za casting Heatha Ledgera do roli Jokera…
Być może za dekadę lub dwie będziemy darzyć film o czarnoskórym Supermanie taką samą estymą, jak np. „The Dark Knight” w reżyserii Christophera Nolana.
Rozumiem przy tym, że są widzowie, którzy woleliby po prostu wierniejszą adaptację, dlatego uważam, że wrzucanie wszystkich krytyków do jednego wora z rasistami jest drogą donikąd. Niestety ze smutkiem muszę przyznać, iż zdarza mi się czasem w sieci trafić na kogoś, kto np. próbuje szukać jakichś pseudonaukowych podstaw. Stosuje jakąś pokrętną logikę i próbuje udowodnić, że np. czarnoskóre elfy w świecie „Wiedźmina” nie mogłyby istnieć.
Jeśli byśmy chcieli pójść tym tropem, to zaraz by się okazało, że… w zasadzie każda inkarnacja Supermana powinna być czarnoskóra. W końcu skoro jego supermoce zależne są od absorbowania energii słonecznej, miałoby to nawet jakieś podstawy. Tak jednak jakoś wyszło, że dziwnym trafem ci wszyscy domorośli pseudonaukowcy tego argumentu nie podnoszą, za to pojawiają się wyłącznie wtedy, gdy trzeba walczyć o białą skórę danego bohatera w danej adaptacji.
Oczywiście ci sami ludzie bardzo chętnie pomijają fakt, że to wszystko to tylko fikcja.
Popkulturze powinniśmy pozwalać remiksować najróżniejsze motywy z czystego pragmatyzmu. Jeśli pozwolilibyśmy konserwatystom na prewencyjną cenzurę, to wiele świetnych postaci i historii nigdy nie ujrzałoby światła dziennego! Na myśl przychodzi tutaj od razu Miles Morales, czyli czarnoskóry latynos będący jednym z Spider-Manów, a także komiks „Superman: Red Son”, w którym Kal-El nie trafia do Kansas, tylko ląduje na terytorium Związku Radzieckiego.
Trzeba przy tym pamiętać, że my się tu możemy emocjonować i spierać, ale dla Warner Bros. to jest przede wszystkim biznes i trudno korporację winić za to, że chce zarabiać. Wytwórnie i serwisy streamingowe dostrzegły, że jest popyt na filmy i seriale, w których w głównych rolach nie są osadzeni biali heteroseksualni faceci — a skoro są ludzie, którzy takie produkcje chcą oglądać, to znajdą się twórcy, którzy będą je tworzyć.
Widzowie, którym czarnoskóry Superman nie pasuje, mogą filmu o nim, tak po prostu, nie oglądać.
Wiem, że dla wielu białych heteroseksualnych facetów w średnim wieku, do których sam się zaliczam, to może być szok, ale świat się wokół nich nie kręci. Sam się już pogodziłem z tym, że nie wszystkie filmy są kręcone z myślą o mnie i nie każda produkcja o superbohaterach ma za zadanie trafiać w moje gusta. Tym samym jeśli studio uzna, że tym razem opowie nam o czarnoskórym Supermanie, to każdy może sam zdecydować, czy jest tym filmem zainteresowany, czy nie.
Jakby tego było mało, to fakt, że pojawi się film z czarnoskórym Supermanem wcale nie oznacza, że nie zobaczymy już żadnej innej inkarnacji tej postaci w kinie i w komiksach. DC w końcu w przeciwieństwie do Marvela nie sili się już na tworzenie jednego spójnego uniwersum, dzięki czemu powstał świetny „Joker”, a w „The Batman” nie wystąpi Ben Affleck, tylko Robert Pattinson. Droga powrotu dla Henry’ego Cavilla do roli Człowieka ze Stali jest cały czas otwarta.
Twórcy wreszcie zrozumieli, że w świecie kina i telewizji znajdzie się miejsce nawet na kilku różnych Supermanów i Batmanów naraz.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że czasem ci sami twórcy przesadzają z tzw. poprawnością polityczną. Bywa i tak, że mam wrażenie, iż aktorów dobierano pod tabelkę w Excelu z wypisanymi mniejszościami etnicznymi albo seksualnymi, co jest dla nich tylko niedźwiedzią przysługę. Ba, sam przewracam oczami i śmieję się w głos z memów, które nakładają twarze czarnoskórych aktorów na plakaty z dopiskiem „adaptacja Netfliksa”. Takie przeróbki nie wzięły się znikąd…
Mimo wszystko uważam, że jako społeczeństwo powinniśmy wykazać się empatią, zamiast trwonić czas na spory. Gorąco liczę też na to, że za kilkanaście lat po obu stronach — zarówno widzów, jak i twórców — kwestia reprezentacji w filmach i serialach nie będzie tematem sporów i dyskusji, tylko czymś naturalnym. Czekam bowiem na to, aż zamiast dyskutować nad tym, jaką płeć, kolor skóry czy orientację seksualną ma dany bohater, wrócimy do dyskusji o grze aktorskiej…