REKLAMA

„Afrykańska Gra o tron” już dostępna w Polsce. „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” to wybitna powieść, która wnosi życie w skostniały świat fantasy

Marlon James to jeden z najbardziej utalentowanych współczesnych pisarzy Zachodu. Najnowsza powieść Jamajczyka rozgrywa się w brutalnym i bezwzględnym świecie fantasy, który reklamowano początkowo jako „afrykańską Grę o tron”. Ale podobne porównania do J.R.R. Tolkiena czy George'a R.R. Martina to nietrafione tropy.

Czarny Lampart, Czerwony Wilk: Takie książki ratują fantasy [Recenzja]
REKLAMA
REKLAMA

Autorem cytatu o afrykańskiej „Grze o tron” jest nie kto inny jak sam Marlon James. Nie dziwi mnie, że pisarz potem się z tych słów wycofywał i nazywał je żartem. Takie hasło sprawdza się w walce o sprzedaż i zainteresowanie czytelników, ale nie świadczy o wielkich artystycznych ambicjach. A zdobywcy Man Bookera za „Krótką historię siedmiu zabójstw” przyświecało coś więcej niż kopiowanie rozwiązań wykorzystywanych przez największych twórców gatunku.

Dlatego porównania nowej książki Jamesa do powieści takich jak „Gra o tron” czy „Władca Pierścieni” nie są wskazane.

Nie chodzi o to, że „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” rezygnuje z klasycznych elementów fantasy. Mamy tutaj do czynienia z niezwykłym światem nawiązującym do średniowiecznej Afryki, ale nią nie będącym. Akcja powieści rozgrywa się w Królestwie Północnym, na terenie kilku większych miast oraz na okolicznych ziemiach pełnych magicznych stworzeń, krwiożerczych potworów i niezwykłych lokacji. James odrysowuje najważniejsze punkty podróży bohaterów na kilku mapach dołączonych do książki (kolejny nieodłączny element klasycznego fantasy).

Główny bohater powieści, zwany Tropicielem, w pierwszym zdaniu oświadcza, że dziecko nie żyje i nie ma potrzeby wiedzieć nic więcej. To oczywiście nieprawda, bo znaczna część „Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka” dotyczy właśnie wspomnianego chłopca, na poszukiwanie którego Tropiciel wyrusza wraz z grupą innych wynajętych śmiałków. Zanim jednak to następi, James rozwinie przed czytelnikami historię życia bohatera.

To nie jest jasna i chronologicznie poukładana opowieść. Nie będzie to oczywiście nic nowego dla fanów prozy tego autora, bo w „Krótkiej historii siedmiu zabójstw” również uciekał się od podobnych rozwiązań. James przeskakuje między okresami z życia swoich bohaterów, czasem miesza punktami widzenia (choć głównym narratorem pozostaje Tropiciel) i sięga po wzorce znane z literatury strumienia świadomości i powieści szkatułkowej. W tej sposób stara się wykreować jak najbardziej wiarygodny i rozbudowany świat. Co nie jest łatwe w sytuacji, gdy zadanie polega na zaprezentowaniu czytelnikom zupełnie nowej, fantastycznej krainy. Na szczęście finalnie Jamajczyk odnosi sukces – „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” to historia ociekającą klimatem. Każda zarysowana w narracji wioska czy miasto, każdy tajemniczy las i przede wszystkim sami bohaterowie, zapadają w pamięć i już jej nie opuszczają aż do końca.

Czytelnicy fantastyki muszą być gotowi na jedną rzecz. „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” nie prezentuje klasycznego bestiariusza.

Nie spodziewajcie się tutaj elfów, krasnoludów, bazyliszków czy leszych. Marlon James w kreowaniu fikcyjnego świata korzysta głównie z afrykańskich wierzeń, tylko czasami uzupełniając je o elementy bardziej tradycyjnie kojarzone z fantastyką. Mowa o wiedźmach, sangomach, ogo, zmiennokształtnych, gomidach, trollach, małpoludach, wampirach i demonach. Jamajski pisarz bez litości rozprawia się też z wizją świata pełnego rycerskiej swady i honoru. Jeżeli myśleliście, że świat „Gry o tron” był bezwzględny i krwiożerczy, spotkanie z powieścią Jamesa może być dla was szokiem.

Autor „Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka” był zresztą przez część amerykańskich i brytyjskich mediów krytykowany za ich zdaniem bezsensowną przemoc, jaką 1. tom planowanej trylogii jest wypełniony. Sam nie odniosłem wrażenia, by James w czymś przesadził. Mamy tutaj do czynienia z powieścią podejmującą dojrzałe tematy i rozgrywającą się w świecie wymagającym od swoich bohaterów wielkiej ostrożności. Żadna brutalna scena nie ma tutaj jednak na celu tylko szokować.

W „Czarnym Lamparcie, Czerwonym Wilku” autor celowo narusza zastałe konwencje fantasy.

Nowa powieść Jamesa jest w jakimś sensie zabawą z oczekiwaniami czytelników. Bo czy ktokolwiek po przeczytaniu pierwszego rozdziału skoncentrowanego na młodości Tropiciela domyśli się, że z czasem ta książka przemieni się w rasowy kryminał? Szczerze w to wątpię, a tak właśnie jest. Podobnych prób przełamywania konwencji jest tu więcej, a dotyczą m.in. seksualności głównych bohaterów czy formuły drużyny próbującej wykonać zlecone jej zadanie.

REKLAMA

I choć nie można powiedzieć, żeby „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” należał do łatwych, wakacyjnych książek (już sama objętość sięgająca 750 stron stanowi wyzwanie), to dla cierpliwych czytelników kryje w sobie olbrzymie pokłady przyjemności. Osobiście jestem bardzo ciekaw, w którą stronę Marlon James poprowadzi dalej tę trylogię. Bo fantastyka naprawdę potrzebuje pisarzy próbujących czegoś nowego, ale jednocześnie rozumiejących, w czym leży jej siła.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA