„Czy mógłbym zrobić bardzo złe rzeczy, gdyby coś groziło moim synom?” – Arkadiusz Jakubik opowiada o roli z serialu „Klangor”
Arkadiusz Jakubik to jeden z najpopularniejszych i najbardziej utalentowanych polskich aktorów. W następnych tygodniach cała Polska będzie mogła oglądać go w głównej roli w nowym serialu kryminalnym stacji Canal+ pt. „Klangor”. Jakubik opowiedział nam o wcielaniu się w postać i radzeniu sobie z trudnymi emocjami po pracy.

Arkadiusz Jakubik dla Rozrywka.Blog – aktor opowiada o pracy na planie serialu „Klangor” i radzeniu sobie z ekstremalnymi emocjami:
Tomasz Gardziński: Na długo zanim wiedzieliśmy cokolwiek o fabule „Klangora” w mediach pojawiły się zdjęcia pana postaci w charakterystycznej żółtej kurtce i goglach. Słyszałem, że nawet ekipa na planie zaczęła pana mocno utożsamiać z tym rekwizytem i wszyscy się zdziwili jak któregoś dnia pan go nie założył.
Arkadiusz Jakubik: (śmiech) To prawda, tak było. Któregoś dnia Rafał Wejman ciut sobie pobrudził kurtkę i musiał ją w końcu wyprać. (śmiech) O goglach za dużo nie mogę. Niech je tam spowija pewna tajemnica. To atrybut obecny w jednym odcinku i nie mogę spojlerować, skąd się takie gogle pozaklejane taśmą wzięły w naszym serialu. A co do żółtej kurtki... Łukasz Kośmicki powiedział, że mieć głównego bohatera ubranego w tak jaskrawy kostium to największe szczęście dla reżysera i operatora. W każdym ogólnym planie widać żółtą plamkę i wszyscy widzowie wiedzą, że nasz bohater pojawił się na miejscu. Nie trzeba się dobijać do bliskich planów i jest mniej roboty. Bardzo mnie to rozbawiło.
A jakie jest fabularne uzasadnienie dla kurtki Rafała Wejmana?
Akurat to mogę zdradzić, bo pojawia się już w pierwszym odcinku. Sam zresztą widziałem tylko ten otwierający epizod, choć oczywiście wiem, co wydarzy się dalej. Mówiąc krótko, mój bohater przegrał zakład ze swoimi córkami, którego stawką był zakup nowej kurtki. Dziewczyny zrobiły staremu na złość i wybrały oczywiście najbardziej jaskrawy kolor pod słońcem. Co oczywiście facetowi w wieku około 50 lat raczej nie przystoi. Rafał staje się też z tego powodu obiektem żartów wśród kolegów pracujących w więzieniu. Nie oszukujmy się, to jest raczej maczystowski świat i tak ubrany psycholog więzienny nie będzie miał poważania u funkcjonariuszy.
Wymienienie wszystkich mocnych, emocjonalnych ról w pana dorobku zabrałoby nam cały dostępny na rozmowę czas. Dorównanie im łatwe nie jest. Dlatego ciekawi mnie, co chwyciło pana w historii „Klangora” tak bardzo, że chciał wejść w ten świat?
To jest jeden z najlepszych scenariuszy serialu fabularnego, jaki w życiu czytałem. Byłem w absolutnym szoku, że debiutant Kacper Wysocki napisał tak znakomitą historię. Wielkie brawa dla Canal+ i producentów, bo to przecież scenariusz stworzony w ramach programu Canal+ Series Lab prowadzącego ten projekt od etapu pomysłu, przez kolejne treatmenty, aż do finalnych wersji scenariusza. Dla mnie zawsze jako widza najlepszą recenzją serialu była odpowiedź na pytanie: „O której nad ranem położyłem się spać po włączeniu nowej produkcji?”. Jeżeli jestem w stanie przerwać po dwóch odcinkach i dokończyć za jakiś czas, to umówmy się, serial jest co najwyżej średni. Natomiast jeśli nagle zdaję sobie sprawę, że jest szósta nad ranem i zaraz mam próbę lub transport na zdjęcia, to wtedy obejrzałem coś dobrego. Bardzo ważne jest, żeby serial złapał uwagę widza i nie dał mu od siebie odpocząć. „Klangor” był właśnie taki już na etapie scenariusza.
Kryminał to jeden z najpopularniejszych gatunków we współczesnej telewizji. Jak „Klangor” wyróżnia się na tle dziesiątków innych produkcji tego typu?
Obejrzałem w życiu trochę seriali kryminalnych i moim zdaniem większość z nich opiera się na przewidywalnej i pełnej klisz historii. Po prostu roją się od oczywistości i zapożyczeń. A tutaj co chwilę byłem zaskakiwany jakimś nieoczekiwanym zwrotem akcji. W jednym z dalszym odcinków jest twist, który w trakcie czytania scenariusza dosłownie wywalił mnie z fotela. Mam nadzieję, że w trakcie oglądania będzie podobnie. Na korzyść „Klangoru” przemawiają też pełnokrwiste, nieoczywiste i głęboko pogmatwane postaci. Na czele z Rafałem.
Jaki jest Rafał Wejman w pana oczach?
Na pierwszy rzut oka widzimy w nim sympatycznego psychologa więziennego, który z empatią zwraca się do osadzonych, próbuje im pomagać. Poza tym ma drugi etat polegający na pracy w domu jako kucharka, sprzątaczka i praczka (śmiech). Między nim i jego żoną jest jakiś kryzys, spowodowany między innymi wyjazdem Magdy Wejman do pracy za granicę. Ona robi to dla podreperowania budżetu domowego, ale z tego powodu wszystkie obowiązki domowe spadają na barki Rafała, bo córki ani myślą mu pomagać. Nawiasem mówiąc, znamy się z Mają Ostaszewską 33 lata i nigdy do tej pory nie udało nam razem zagrać. Bardzo się ucieszyłem, że w końcu mam okazję pracować z nią na planie.
I temu dosyć pozytywnie nastawionemu do życia człowiekowi o silnym kompasie moralnym przydarza się nagła tragedia. W jaki sposób autentycznie przedstawić przemianę zwyczajnego, sympatycznego człowieka w zdesperowanego ojca?
Mam takiego „farta”, że przyciągam do siebie propozycje, które mnie prywatnie obchodzą. Dotykają u mnie jakiejś czułej, intymnej struny. W takich wypadkach mogę przepuścić historię bohatera przez moją wrażliwość i prywatne doświadczenia. Mam dwóch synów będących w podobnym wieku, co moje serialowe córki. Wejście na ten emocjonalny Mount Everest desperacji było możliwe, gdy na twarze serialowych córek w głowie przeklejałem sobie twarze moich prawdziwych synów. Wtedy dopiero zaczynał się pojawiać ten wewnętrzny dygot Wejmana. Wtedy mogłem poczuć zdruzgotanego człowieka stojącego na krawędzi. Tak naprawdę w tym serialu w ogóle nie było tu dla mnie ważne, jak mam zagrać tego bohatera, jakich środków użyć. Musiałem sobie cały czas natomiast odpowiadać na pytanie, jak w takiej sytuacji zachowałby się Arek Jakubik. Zwyczajny, mam nadzieję, przyzwoity facet starający się być dobrym ojcem. Do czego ja byłbym zdolny? Czy mógłbym zrobić bardzo złe rzeczy, gdyby coś groziło moim synom? Odpowiedź na to pytanie, którą znalazłem wewnątrz siebie, była przerażająca. I myślę, że to będzie właśnie ciekawe w oglądaniu „Klangoru” jak ten sympatyczny facet się zmienia, jak jego kręgosłup moralny będzie systematycznie łamany. Najpierw małymi niedomówieniami, potem kłamstwami, agresją, a potem coraz gorszymi rzeczami. Rafał Wejman na końcu tej historii to już zupełnie inny człowiek.
Na planie pada klaps, dzień zdjęciowy się kończy, ale te emocje przecież w człowieku zostają. W jaki sposób potem wraca pan do równowagi?
To jest trochę igranie z ogniem, gdy serialowa czy filmowa fikcja zaczyna ci mieszać się z prawdziwym życiem. Ale ja inaczej nie potrafię. Temat jest ciężki, więc może zacznę od czegoś nieco lżejszego. Gdyby zapytał mnie pan: „Jakie śmieszne sytuacje wydarzyły się na planie serialu „Klangor”? Czy pamięta pan jakieś zabawne anegdoty?”, to musiałbym odpowiedzieć, że żadnych nie pamiętam. W trakcie pracy skutecznie zamykałem się w „kokonie” swojej postaci. Nie jestem wtedy w stanie rozmawiać o wynikach piłkarskiej Ekstraklasy czy opowiadać żarty. Nie potrafię. Jestem cały czas w Rafale Wejmanie. Jakby ktoś obcy mnie wtedy zobaczył...
To kogo by ujrzał?
Dziwnego człowieka chodzącego w kółko i gadającego do siebie. Albo siedzącego w kącie i patrzącego w podłogę. Dlatego, że ja potrzebuję cały czas podsycać w sobie monolog wewnętrzny bohatera. Muszę cały czas z nim być. Przez lata grania na szczęście nauczyłem się, jak po zakończeniu zdjęć oderwać się od tego stanu umysłu. Oczywiście zabiera mi to trochę czasu, zwykle pomaga przeniesienie się od razu do jakiegoś zupełnie innego świata. Może to być pisanie nowego tekstu, nagrywanie kolejnej płyty czy jeszcze coś innego. Inna sprawa, że w trakcie intensywnych zdjęć tego problemu nie ma. Bo gdy wracam do domu czy hotelu po 14 godzinach pracy, to po prostu jestem okropnie zmęczony. Włączam jakiś serial, żeby zajął mi głowę lub czytam nudną książkę do poduszki. I muszę odespać swoje osiem godzin, by potem wrócić wypoczęty na plan.
Wspomniał pan wcześniej o zasiadaniu do oglądania jako widz. Czy to w ogóle jest po takich doświadczeniach możliwe? A może każda scena jest potem ostro przez pana oceniana, że coś można było zrobić lepiej?
Powiedziałbym, że to zagadnienie ma dwa aspekty. Po pierwsze, w realizacji „Klangoru” oprócz tych ekstremalnych emocji najtrudniejszy był powrót na plan po dziewięciomiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią. Kiedy 12 marca przerwano nam zdjęcia, byłem w niemal histerycznej panice. Zwłaszcza jak dotarło do mnie, że to nie będzie chwilowy odpoczynek. Kręciliśmy ten serial w grudniu, styczniu i lutym, a wtedy na drzewach nie ma liści. Co oznaczało, że bez względu na wszystko musimy czekać do listopada. Nie byłem pewien, jak ja potem wrócę do tych samych emocji. Ratunkiem dla mnie okazała się wstępna układka montażowa. Wtedy po raz pierwszy mogłem obejrzeć niepełny serial w całości. Mieliśmy trochę ponad 50 proc. materiału już nakręconego. Oglądałem w trakcie przerwy tę układkę dziesiątki razy. Zresztą nawet po rozpoczęciu zdjęć po tej długiej przerwie musiałem sobie przypominać sceny poprzedzające to, co mieliśmy akurat do nagrania. Właściwa akcja „Klangoru” toczy się na przestrzeni kilku dni, więc czasem grałem po miesiącach sceny rozgrywające się w serialu kilka minut później. Dlatego bez przerwy prosiłem producenta o odnowienie linku z tym roboczym montażem.
A jaki jest drugi aspekt?
Po raz pierwszy jak aktor siada do filmu czy serialu, w którym zagrał, to go nie ogląda. Oj nie. Niestety, ogląda tylko samego siebie (śmiech). I oczywiście pojawiają się w głowie pretensje: „A dlaczego reżyser wziął akurat ten dubel, skoro inny był lepszy? Czemu wyciął tę scenę? Przecież była tak świetnie zagrana”. Ale to reżyser jest od tego, żeby ocenić sceny chłodnym okiem i opowiedzieć dobrze historię. Rola aktora ogranicza się do tego, by dać postaci emocje i prawdę. Co nie zmienia faktu, że dopiero za drugim czy trzecim razem potrafię spokojnie jako widz obejrzeć produkcje ze swoim udziałem.
„Klangor” zadebiutuje w telewizji 26 marca o 21:00. Będzie też dostępny za pomocą serwisu Canal+ online.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.