REKLAMA

Fabuła „Dark” stała się błędem w matriksie. Nowy sezon serialu wciąż wymaga wiele od widzów, ale mało od siebie

„Dark” to jeden z najambitniejszych i pod wieloma względami najciekawszych seriali fabularnych platformy Netflix. Finałowy sezon wzbudzi jednak w wielu widzach bardzo mieszane odczucia. Trudno nie odnieść wrażenia, że produkcja tak bardzo zaplątała się w swojej wielopoziomowej intrydze, że zapomniała co właściwie czyni fikcję interesującą.

dark netflix
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące 3. sezonu „Dark”.

Nie ma wątpliwości, że Netflix natrafił na serialową żyłę złota, gdy postanowił sfinansować pomysł Barana bo Odara i Jantje Friese. „Dark” okazało się warte uwagi zarówno pod względem finansowym, jak i artystycznym. Oczekiwania związane z ostatnią serią wieńczącą losy mieszkańców Winden były więc ogromne. Do pewnego stopnia się na szczęście spełniły (więcej przeczytacie na ten temat w naszych recenzjach – do wyboru bez spoilerów i ze szczegółami fabularnymi), bo finał „Dark” jest ambitny, skomplikowany i wciągający.

Ale to nie wszystkie epitety, jakimi da się opisać zakończenie niemieckiej produkcji. Nie zabraknie też głosów, że „Dark” jest patetyczne, fabularnie pogubione i coraz bardziej odchodzące od realnych emocji. Im dalej w las, tym ma też coraz mniej wspólnego z science fiction. Nie będzie dużą przesadą, że w 3. sezonie ma więcej wspólne z biblijną alegorią niż historią o podróżowaniu w czasie. Choć przecież cały czas przeskakujemy między rozmaitymi płaszczyznami czasowymi.

W ostatnich odcinkach „Dark” częściej niż o Einsteinie i ciemnej materii usłyszycie o „świetle i mroku” czy „błędzie w matriksie”.

Nie można powiedzieć, że źródłem wszystkich problemów serii jest jeden moment czy twist. Ale nie ma wątpliwości, że fabularna wolta w ostatnich sekundach 2. sezonu miała olbrzymi wpływ na całą konstrukcję „Dark”. Decyzja, by finałowy sezon opowiadał historię rozgrywającą się w dwóch oddzielnych alternatywnych rzeczywistościach wywołała duże poruszenie wśród fanów serialu. Osobiście uważam, że była to bardzo zła decyzja scenarzystów. I zaraz wyjaśnię dlaczego.

„Dark” od samego początku miało nielinearną fabułę, ale przez znaczną część dwóch pierwszych sezonów postęp fabuły był stosunkowo logiczny. Dowiadywaliśmy się coraz więcej o świecie, poznawaliśmy kolejnych istotnych graczy w historii Winden, a podstawowe zagadki znajdowały z czasem swoje odpowiedzi. W ten sposób rodziły się nowe pytania, ale zawsze powiązane z tym, co wydarzyło się wcześniej.

Wprowadzenie alternatywnej rzeczywistości niestety sprawiło, że wiele istotnych wątków, którymi widzowie żyli od początku przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Michael Kahnwald nagle przestał kogokolwiek interesować. Jakie znaczenie miały dla gry Adama i Ewy uwięzienie Ulricha w przeszłości, zniszczone dzieciństwo Mikkela czy prywatne machinacje Hanny? Wszystko to (i wiele więcej) mogłoby się de facto nie wydarzyć, a historia Jonasa i Marthy nie zmieniła by się wiele.

Wprowadzenie zupełnie nowego porządku i nowych antagonistów w 3. sezonie to ryzykowny ruch. I raczej nieopłacalny.

Powolna przemiana Jonasa od początku wydawała się jednym z najbardziej intrygujących wątków „Dark”. Mijały jednak kolejne odcinki, a widzowie nadal nie wiedzieli właściwie jakim sposobem przemienił się on z przeraźliwie łatwowiernego, ale dobrego nastolatka w starszego siebie, a potem finalnie w Adama. Tajemniczość lidera Sic Mundus Creatus Est była pociągająca, choć trochę irytująca. Siłą rzeczy w pewnym momencie wszyscy chcieliśmy odpowiedzi.

dark netflix class="wp-image-417982"

Zamiast tego dostaliśmy kolejną postać, której dialogi w 90 proc. składają się z wydumanych frazesów i tajemniczych półsłówek. Starsza Martha nie miała przy tym wystarczającej podbudowy charakterologicznej, żeby budzić szczególne emocje. A jej towarzysze tym bardziej. Decyzja, żeby całą fabułę 3. sezonu podporządkować tylko Marcie i Jonasowi tudzież Ewie i Adamowi, ostatecznie obróciła się przeciwko twórcom. Żadne z  tej dwójki nie jest wystarczająco charyzmatyczne, by ponieść całą tę historię. Zwłaszcza, że oboje pozostają całkowicie niezmienni i w zasadzie monotematyczni. Wymienienie wszystkich razów, gdy Jonas dał się nabrać Adamowi, Claudii lub Ewie, zajęłoby cały osobny tekst. To samo można by powiedzieć o jego towarzyszce z alternatywnego świata.

Poza tym finałowe odcinki „Dark” domykają tylko kilka otwartych historii na innych płaszczyznach czasowych oraz zapewniają nam powtórkę z rozrywki w alternatywnym Winden, choć w sumie nikt o to nie prosił. A cenę za coraz bardziej zagmatwaną fabułę zapłacił nie tylko sensowny progres bohaterów, ale też bardziej naukowa podbudowa całej historii. W 1. sezonie na pytanie o działanie podróży w czasie widzowie dostali kilkunastominutową scenę, a w ostatniej odpowiedzi pokroju „błąd w matriksie”. Różnicę widać gołym okiem.

A przecież twórcy „Dark” na koniec oferują jeszcze jeden twist związany z postacią H.G. Tannhausa.

REKLAMA

I choć jestem im wdzięczny za to, że wytłumaczyli pojawienie się alternatywnych rzeczywistości, to trudno mi zignorować problematykę wybranego przez nich rozwiązania. Ponownie okazało się bowiem, że postaci, których losy śledziliśmy przez lata nie miały znaczenia. Prawdziwym początkiem całego zamieszania w Winden był bowiem drugo-, a może nawet trzecioplanowy bohater. O ile ma to sens na poziomie samej fabuły, o tyle z punktu widzenia sprawnego pisania fikcji trzeba to uznać za bardzo niesatysfakcjonujące i nijakie rozwiązanie.

Czy oznacza to, że „Dark” jest nieudanym serialem? Absolutnie nie. To wciąż pod wieloma względami sprawnie przeprowadzona historia. W pewnym momencie pogubiła się jednak w kolejnych zawiłościach tworzących pętle losów poszczególnych bohaterów. Twórcy „Dark” zapomnieli, że widzom powinno zależeć na ludziach, których oglądają na ekranie. A w 3. sezonie stało się to niezwykle trudne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA