Dawid Podsiadło swoją trzecią płytą, zatytułowaną Małomiasteczkowy, skradnie kolejne serca. Dawno nie było tak dobrej i kompletnej popowej płyty na rodzimym rynku muzycznym.
OCENA
Nie ma dziś ważniejszej premiery niż nowy album Dawida Podsiadły. 25-letni artysta (tak, wiem, na każdym kroku podkreślany jest jego wiek, ale w tym wypadku to naprawdę istotne) na razie opiera się złym urokom branży muzycznej, takim jak klątwa drugiej płyty (jego numer 2 był jeszcze lepszy od debiutu) i, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, łamie kolejne porządki, na przykład schemat kariery po wygranej w muzycznym talent show.
Zwykle bywa tak: człowiek robi furorę w takim programie, wygrywa, podpisuje kontrakt i… puff! Bańka pęka, oczekiwana debiutancka płyta trafia na rynek, okazuje się jednak, że nie jest już ekscytująco, album pełen jest kompromisów, przynosi same rozczarowania.
U Podsiadły od początku było inaczej.
Dwa pierwsze krążki, Comfort and Happiness oraz Annoyance and Disappointment, zyskały uznanie i status diamentowej płyty. Trzeci album studyjny Podsiadły, Małomiasteczkowy, przynosi kolejną zmianę, tym razem na stanowisku producenta. Po wieloletniej współpracy z Bogdanem Kondrackim, tym razem muzyk zdecydował się oddać pod opiekę Bartosza Dziedzica (odpowiada m.in. za produkcję albumu Granda Moniki Brodki).
Oczywiste zatem było, że idziemy w kierunku przebojowości. Czemuż by nie - Podsiadło pograł trochę rocka razem z zespołem Curly Heads, na swoich pierwszych longplayach próbował przemycić nieco indiepopu. Zatem teraz będzie po prostu popowo, bez siłowania się na coś więcej.
Okazuje się, że na Małomiasteczkowym, zaśpiewanym w całości po polsku, słowami napisanymi przez Podsiadłę, aż roi się od cytatów, które z pewnością zapadną wam w pamięć, jak te z singla Małomiasteczkowy, który stał się hitem lata. Podsiało na nowym albumie kilkukrotnie zresztą odwołuje się do tej małomiasteczkowości, zestawia swoje doświadczenia i obserwacje z poczuciem odosobnienia.
Fenomen Dawida Podsiadły wynika między innymi z jego „zwyczajności”. Od zawsze taki był, ale teraz jest jeszcze bardziej swojski. Na Małomiasteczkowym rozprawia się nieco ze sławą i punktuje kilka spraw, które go uwierają.
W co drugim numerze na Małomiasteczkowym znajduję świetne, błyskotliwe punchline'y, które odnotowuję na boku. Jeśli Artur Rojek składa się z ciągłych powtórzeń (płyta wyprodukowana zresztą przez Dziedzica), to Dawid Podsiadło składa się z samych przebojów. Małomiasteczkowy to nie tylko dwa doskonałe single, czyli tytułowy numer oraz opublikowany niedawno Nie ma fal. To także leciutka ballada Lis, zaskakująca, przestrzenna Matylda czy słodko-gorzkie Trofea.
To cała paleta dobrych numerów, które będą śpiewane przez pól Polski, małomiasteczkowej i wielkomiejskiej.
*Zdjęcie tytułowe: Jacek Kołodziejski