Często broniłem pomysłu DC/Warner Bors. na własne uniwersum i próbowałem zrozumieć szarość, smutek i patos, w którym mają być zanurzone filmy z superbohaterami DC. Zmartwiony Batman? Jasne, facet ma problemy (zawsze je miał) i walczy w czarnym stroju z bandziorami. Superman i Wonderwoman, to już jednak inna para kaloszy, podobnie jak Shazam i Flash. Jak zatem będzie wyglądać filmowy świat tych postaci? Bardzo NIEśmiesznie.
Dosłownie, podobno nie będzie żadnych żartów w filmach DC/Warner Bros. – taką wiadomość podały wszystkie zagraniczne portale kilka dni temu. Biłem się z myślami przez jakiś czas, bo byłem w stanie przełknąć te mroczne stroje i powagę, ale zero dowcipów? Nawet z Flashem? Jakby to powiedział Joker: „Why so serious?” motyla noga.
Wszyscy rozumiemy, że film Green Lantern z Reynoldsem okazał się wielką klapą i teraz DC/Warner Bros., jak obrażone dziecko mówią „nie, to nie, zero żartowania”, ale – paradoksalnie – to śmieszna polityka. Jakoś Arrow i – sądząc po zwiastunach – Flash potrafią łączyć „realizm” z odrobiną zabawy, to co, wysokobudżetowe produkcje z kilkoma scenarzystami nie mogą tego zrobić? I to przykłady z DC, a Marvel?
Nie wiem, jakim cudem można patrzeć na sukces Guardians of the Galaxy, a w sumie to wszystkich filmów Marvela i myśleć – „no nie, komediowe podejście zabija filmy o superbohaterach, spójrzcie tylko na Green Lantern”. Tylko, że porażce Green Lantern winny był kiepski scenariusz i – w jakiejś mierze - Reynolds, który ze swoim klownowatym stylem bycia pasuje bardziej do roli Deadpoola. Marvel pokazał jednak, że nawet thriller polityczny, jakim był Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz, również może zawierać humorystyczne elementy. Czy przez nie film stracił na wartości? Skądże znowu.
Pisałem o tym już, że DC maluje swój świat na szaro, że koncepcja nowego Supermana nie do końca mi leży, ale naprawdę nie sądziłem i nie sądzę, że może być aż tak szaro. Nawet w Batmanach Nolana można było natrafić na humor, głównie dosyć ciężki i zawarty w one-linerach, ale jednak. No bo trudno, żeby było inaczej skoro oglądamy na ekranie pokręconych kolesi, latających po mieście w lateksie czy spandexie. To samo tyczy się Batmanów Burtona, które nawet zawierały trochę slapsticku.
I wiecie co? To jest bardzo potrzebne takim filmom, inaczej popadają w niezamierzoną śmieszność, a takiego efektu DC/Warner Bros. raczej sobie nie życzą. Spójrzcie zresztą na animowany trailer Batman v Superman: Dawn of Justice powyżej. Nie uwierzył w tę całą politykę „no jokes” DC/Warner Bros., ale gdy tylko przypomnę sobie pokazany na Comic-Conie teaser i spojrzę na stroje superbohaterów, to zaczynam się trochę martwić. Głos rozsądku podpowiada jednak, że to wszystko bzdury i Batman v Superman: Dawn of Justice będzie faktycznie utrzymany w poważnym tonie (inaczej zresztą być nie może), ale elementy humorystyczne również się pojawią, tyle że w umiarkowanym stopniu, tak jak u Nolana. W końcu superbohaterowie też są złożeni i nie są postaciami wyłącznie o jednej twarzy.
DC/Warner Bros. od początku mieli inny pomysł na swoje uniwersum i są konsekwentni w swoich decyzjach. Nie sądzę jednak, żeby marnowali potencjał swoich filmów przez głupie decyzje. Może my wszyscy (ci narzekający) po prostu trochę przesadzamy? Może tak naprawdę nie będzie tak źle? Henry Cavill póki co nie przekonał mnie do siebie, ale z biegiem czasu zacząłem mieć dobre przeczucia co do Bena Afflecka. Ta – początkowo – głupia decyzja o obsadzeniu Afflecka w roli Batmana zaczyna wyglądać na całkiem słuszną. Oczywiście na zrewidowaniu poglądów mamy jeszcze trochę czasu, ale nie sądzę, żeby było tak okropnie, jak niektórzy wróżą. Czekam teraz tylko na zdjęcia badassowego Aquamana, w którego wcieli się Jason Mamoa oraz Dwayne’a Johssona w stroju Shazam/Black Adam.