REKLAMA

Nowy „Dexter” przypomniał mi, za co nie znoszę serwisów VOD

Ja nie wiem, co sobie wyobrażają twórcy platform streamingowych, ale to oni najbardziej zachęcają nas do piractwa. Premiera serialu „Dexter: Grzech pierworodny” na platformie SkyShowtime jest tego najlepszym przykładem.

dexter-grzech-pierworodny-kiedy-premiera-skyshowtime
REKLAMA

Jeszcze dekadę temu mogliśmy tylko marzyć o legalnym i wygodnym dostępie do treści wideo przez internet, a piractwo było powszechnie akceptowalne. Pobieranie z np. torrentów plików z filmami i serialami było w końcu jedyną możliwością, by cieszyć się nowościami, a zarazem uniknąć spoilerów rozsiewanych w raczkujących social mediach. Sporo się od tego czasu zmieniło po debiucie Netfliksa i spółki w kraju nad Wisłą, ale są momenty, gdy mam deja vu.

REKLAMA

„Dexter: Grzech pierworodny” to kolejny serial, który debiutuje u nas z opóźnieniem.

Dzięki globalnej sieci informacje możemy przesyłać błyskawicznie, ale nadal w kontekście seriali i filmów w wielu przypadkach jesteśmy dzieleni na widzów pierwszej (zazwyczaj są to mieszkańcy Stanów Zjednoczonych) i drugiej kategorii (Polacy i inni europejczycy). Ci na anglojęzycznym rynku mogą od razu o nich żywo dyskutować, a my musimy czekać ze względu na nałożone na nas geoblokady. „Dexter: Original” w SkyShowtime jest tego kolejnym przykładem.

Czytaj inne nasze teksty poświęcone serwisom VOD:

Pierwsze odcinki serialu, który opowiada o młodości tytułowego bohatera, pojawią się u nas pod koniec stycznia 2025 r., podczas gdy emisja w USA rozpoczęła się jeszcze w grudniu. W chwili, gdy piszę te słowa, wyszło zresztą już pięć z dziesięciu zaplanowanych odcinków. Tyle dobrego, że w tym przypadku mamy do czynienia z prequelem i wiemy, do czego to wszystko prowadzi, ale spodziewam się, że to samo będzie z kontynuacją, czyli „Dexter: Resurrection”…

Do tego SkyShowtime nie jest jedynym serwisem, który pod tym względem leci w kulki. W przypadku produkcji udostępnianych w serwisie Max często również musiałem czekać po kilka dni na polską premierę, jak to miało miejsce w przypadku „Superman & Lois” czy też „Młodego Sheldona”. Wynika to pewnie z jakichś układzików pomiędzy dystrybutorami treści na różnych rynkach, no ale szczerze mówiąc, to mało mnie to obchodzi. To jest po prostu głupie.

Mamy też łyżeczkę miodu: amerykańskie Showtime udostępniło za darmo pierwszy odcinek „Dexter: Original Sin” na YouTubie i w tym przypadku geoblokady nie ma

Klient może teraz zadać sobie pytanie, po co za te serwisy wideo na żądanie płaci

No nie oszukujmy się, że usługi typu VOD spodobały się ogółowi społeczeństwa wyłącznie dlatego, że zapewniają legalny dostęp do treści. Są pewnie osoby, które lepiej się z tym czują, gdy płacą za filmy i seriale (sam zresztą się do nich zaliczam; pewnie dlatego, że zarabiam na pisaniu do sieci…), ale stawiam dolary przeciw orzechom, że dla większości z nas liczy się to, że są wygodne. Chcemy płacić, by razem z całym światem klikać Play i cieszyć się nowościami.

Takie produkcje jak „Squid Games” i „Gra o tron”, a także te wszelkie „Star Warsy” i Marvele przebijają się zresztą do mainstreamu, bo ogląda je na tyle dużo osób naraz, że osiągamy masę krytyczną. W chwili, gdy „Dexter: Original Sin” najpierw oglądają Amerykanie, a potem dopiero europejczycy, to ten naturalny buzz się rozmywa. Z kolei najwięksi fani mają dylemat: karnie czekać te dni lub wręcz tygodnie, albo popłynąć do słynnej zatoki piratów.

Trudno mi się dziwić, że część osób przechodzi na ciemną stronę Mocy, zakłada na oko przepaskę i krzyczy „chowaj rum!”. Ściągnięcie nowego odcinka serialu z angielskimi napisami niecałą godzinę po premierze to żaden problem i kwestia paru kliknięć (a z polskimi coraz lepiej radzi sobie AI). No i tak jak przesłanie odcinka na telewizor bezprzewodowo wymaga obycia z komputerami, tak ze zgraniem na pendrive’a i podpięciem do USB w Smart TV poradzi sobie każdy.

A do tego serwisy streamingowe połasiły się na reklamy.

Trafiłem ostatnio na mem traktujący o tym, iż żyjemy w ciekawych czasach, gdy na YouTubie jest teraz więcej reklam niż na stronach z pirackimi materiałami i coś w tym w sumie jest. W przypadku serwisu Google’a jednak trudno mi pomstować na to, że chce zarabiać na reklamach, skoro jest dostępny bez opłat, a opcja płatnego usunięcia reklam jest. Traf jednak chciał, że dostaliśmy reklamy w płatnych serwisach wideo na żądanie i to takie, których nie sposób się pozbyć.

Ten nowy i dwukrotnie droższy pakiet SkyShowtime wykupiłem w wyższej cenie nie tylko dla treści w 4K, tylko po to, ale również po to, by pozbyć się reklam przed filmami i serialami. Dopiero później się okazało, że owszem, serwis nie będzie mi pokazywał treści od partnerów, ale nadal będzie mnie zmuszał do oglądania zajawek innych swoich treści, które do tego są niepomijalne. Powiedzieć, że jestem tym rozczarowany, to jak nic nie powiedzieć.

REKLAMA

Oczywiście są usługi, które nie męczą nas trailerami innych pozycji programowych, a jeśli już stawiają reklamy, to tylko w tańszych pakietach. Do tego dbają o to, żeby nie opóźniać premier, a prym wiodą tutaj Disney+ z Netfliksem. Szkoda jednak, że jest to standardem. W przypadku Apple TV+ z kolei otrzymujemy dostęp do seriali i filmów równo z Amerykanami, ale i tutaj męczeni jesteśmy reklamówkami. A wiecie, kto tego problemu nie ma? Piraci.

Historia zatoczyła tutaj zresztą koło. Pamiętam, że pół życia temu narzekałem na to, że piraci oglądają filmy od razu, a czekać na seans muszą ci, którzy kupili za ciężkie pieniądze płyty DVD. To te osoby, które i tak już płaciły za dostęp do treści, musiały najpierw wysłuchać tyrady o tym, jakie to piractwo jest złe i okropne. Przekonywanie już przekonanych to zaś dobry sposób na to, by osiągnąć skutek odwrotny do zamierzonego. I tak też może być w erze VOD.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA