Wczorajsza decyzja Netfliksa o nieprzedłużeniu serialu „The OA” o kolejny sezon, a także ostatnie skasowanie animacji „Tuca i Bertie” to kolejne niespodziewane decyzje platformy, które sprawiają, że znikają ukochane przez tłumy seriale.
Platforma streamingowa od jakiegoś czasu robi coraz większe porządki w swojej bibliotece i portfolio tytułów. Tegoroczna częstotliwość wydaje się jednak większa niż w poprzednich latach.
Dlaczego Netflix kasuje swoje seriale?
Oficjalnym powodem za każdym razem są pieniądze. Włodarze Netfliksa wielokrotnie podkreślali, że decyzję o kasacji podejmują z ciężkim sercem i po dokładnym przeanalizowaniu danych. Danych oglądalności, których – jako platforma streamingowa – nie podają do oficjalnej wiadomości. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy to robią, ale wtedy chwalą się informacjami o pobiciu kolejnego rekordu. Gdy dany serial zostaje skasowany, za każdym razem pojawia się tylko informacja, że „za mało osób oglądało produkcję, by uzasadnić koszty jej dalszego tworzenia”. Dokładnie takimi słowami platforma zakończyła seriale „One Day at a Time” czy „Sense8”.
Niedawno kilka zagranicznych portali kulturalnych informowało, że:
Netflix „nie widzi sensu w sezonach dłuższych niż 10 odcinków, czy takich które zamykają się w ponad 30 godzinach”.
Wedle portalu Deadline, po tym czasie koszty produkcji wzrastają, dlatego platforma wielokrotnie decyduje się nie wznawiać takiego serialu.
Wynika to pewnie z kwestii kontraktów terminowych z ekipą. Powołanie się właśnie na taką liczbę odcinków, zdaje się świadczyć o tym, że aktorzy kontraktowani są przez Netfliksa na zaledwie kilka sezonów, po czym kontrakty na kolejne należy każdorazowo renegocjować. Członkowie ekip, zdając sobie sprawę z popularności swoich produkcji, naturalnie proszą o podwyżkę. To od razu zwiększa budżet serialu i uruchamia maszynę sprawdzania rentowności danego tytułu. Cindy Holland, vice-szefowa działu treści oryginalnych, zdradziła, że platforma korzysta z różnego rodzaju modeli przepowiadania popularności serialu, które uwzględniają przede wszystkim kwestie zwrotu kosztów z inwestycji. Pomagają one podjąć decyzje przy kolejnych zamówieniach.
Taki stan rzeczy zdaje się potwierdzać też Kiefer Sutherland, który rozmawiał z prasą na temat końca serialu „Designated Survivor”. Aktor podkreślił, że umowa z Netfliksem tak bardzo różniła się od standardowej umowy telewizyjnej, że w wielu wypadkach nie uwzględniała, że przez źle rozpisaną terminowość kontraktu, część ekipy może dostać angaż w innych produkcjach. Aktor tym samym zdradził, że właśnie luka czasowa w zapisie umowy mogła być jedną z (dodatkowych) przyczyn, dla których produkcja nie dostanie nowych odcinków.
Zagraniczni obserwatorzy podkreślają też, że innym powodem, dla którego Netflix preferuje krótsze sezony i seriale, jest fakt, że nie wykluczają one nowego widza.
Mniejsza liczba epizodów sprawia, że nowy użytkownik może łatwiej zapoznać się z premierowymi odcinkami danej produkcji, nie obawiając się, że będzie musiał obejrzeć kilkadziesiąt godzin serii za jednym zamachem.
W rozważaniach na temat kasacji seriali Netfliksa nie wolno też zapomnieć o specyficznym przykładzie serii „Sense8”. Serial skasowano w 2017 roku. Fani szybko jednak okazali swoje wzburzenie w social mediach, a następnie rozpoczęli akcję petycyjną i wysyłania maili do platformy, prosząc włodarzy o ponowne rozważenie swojej decyzji. Petycję o wznowienie serialu podpisało w końcu ponad 50 tys. ludzi, a Netlix zdecydował się wyprodukować specjalny dwugodzinny film, wieńczący wątki serialu. Warto jednak zaznaczyć, że w wypadku tego serialu, również ekipa głośno wypowiadała się na temat chęci kontynuowania dzieła, co na pewno nie uszło uwadze szefów serwisu.
Przykład ten jest jednak specyficzny, także ze względu na tematykę dzieła i sposób, w jaki kasacja została odebrana. „Sense8” opowiada bowiem o grupie ludzi, którzy przedstawiają szerokie spektrum ras, narodowości, orientacji seksualnych czy wyznań. Wycofanie się z kasacji, pod wpływem namowy ze strony przedstawicieli środowiska LGBTQ+, którzy w największym stopniu celebrowali serial, było więc też zagraniem wizerunkowym.
Petycje fanowskie bowiem nieczęsto przynoszą jakikolwiek skutek.
Dość powiedzieć, że tuż po finale „Gry o tron” ponad 800 tysięcy ludzi podpisało petycję (dziś liczba ta wynosi już 1,7 mln), w której domagali się, aby HBO na nowo nakręciło ostatni sezon, „tym razem z kompetentnymi scenarzystami”. Petycja nie przyniosła żadnego rezultatu. Na dodatek finałowe sześć odcinków zyskało rekordową liczbę 32 nagród Emmy. To wprawdzie przykład ekstremalny, gdyż nikt chyba na poważnie nie brał petycji sformułowanej w ten sposób, jednak zasada, wedle której oburzeni fani zbierają podpisy, by przekonać dostawcę treści o sile fandomu, zostaje w mocy.
Jeśli prześledzimy informacje o tegorocznych kasacjach, w większości wypadków Netflix powołuje się właśnie na brak potencjału ekonomicznego stworzenia nowych sezonów. Niestety, bez danych oglądalności, trudno jest w pełni zweryfikować wiarygodność tych doniesień, ani prześledzić, jakie są te „niezadowalające liczby”, o których tyle wciąż słyszymy.
Działania Netfliksa wyraźnie zmieniły styl, w jakim pracują twórcy produkcji telewizyjnych i seriali.
Teraz wszystko wskazuje na to, że czeka nas kolejna zmiana klimatu w platformach VOD, gdy na rynku pojawią się kolejni duzi gracze, decentralizując niemal monopolistyczną pozycję Netfliksa na szczycie piramidy.