REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Dynastia Tudorów

Będąc pewnego razu w kinie trafiłem przed filmem na zwiastun "Kochanic króla". I od razu jakiś widz westchnął coś w rodzaju "O nie, znowu Henryk VIII!". Po obejrzeniu "Dynastii Tudorów" ja natomiast rzeknę "Wreszcie Henryk VIII!"

11.03.2010
22:32
Rozrywka Blog
REKLAMA

"Kochanic króla" i tak w końcu nie obejrzałem, ale po dwóch sezonach serialu stacji Showtime, jestem pewien, że jeśli film ten nie zasługuje choćby na kilka oscarów, to nie jest lepszy od "Tudorów". Takie stwierdzenie, rodem z reklamówek, może razić, ale biorę za nie pełną odpowiedzialność. Szczególnie, że głównym atutem hollywoodzkiej produkcji ma być pojedynek "najseksowniejszych" gwiazd kinematografii. Cóż, dość podobny zabieg zastosowano przy Catwoman, chcąc ukryć wady filmu.

REKLAMA

Z drugiej strony "Tudorowie" nie robią z tego tematu tabu i, podobnie jak "Rzym", nie raz i nie dwa będziemy świadkami scen łóżkowych. Ogólnie serial o Henryku VIII czerpie niesłychanie dużo z produkcji HBO/BBC. Kontrowersyjne ukazanie niektórych postaci, niestronienie od drastycznych zabiegów, ukazywanie ciemnych stron historii, to wszystko już spotkaliśmy w produkcji o antycznym Rzymie. I są to elementy bardziej interesujące niż sceny łóżkowe, których temat po raz kolejny (po recenzji "Rzymu") poruszam na samym początku, bo to zazwyczaj pierwsze skojarzenie przy rozmowach o tych produkcjach. I ewenement nawet w światku seriali.

Wielka historia

Fabuła kręci się wokół wydarzeń historycznych, a konkretnie panowania Henryka VIII. I można powiedzieć, że "Tudorowie" znacznie bardziej naginają fakty historyczne, niż "Rzym". Mamy m.in. kompletnie zmienioną imiennie i historycznie siostrę króla, Małgorzatę, której pierwowzór nieoceniona Wikipedia wskazuje w postaci Mary Tudor. I punktuje masę sprzeczności historycznych, jak choćby takie, że żadnego ślubu z portugalskim królem nie było, jedynie z francuskim. Zmieniono też sposób śmierci kardynała Wolseya. Wymieniać można by jeszcze długo, wszystko jednak sprowadzi się do wniosku, że trudno będzie się uczyć jedynie z serialu historii tego okresu.

A historia to z pewnością fascynująca, Henryk VIII i jego sześć żon. Odłamanie się od kościoła katolickiego i przeprowadzenie reformacji. Opór lordów i Tomasza Morusa, bezkompromisowa postawa króla i związane z nią represje. W końcu wielka polityka, czyli sojusze raz to z Cesarstwem, raz z Francją. Ogółem jest tego sporo i starczy na kilka sezonów. Na razie mieliśmy okazję obejrzeć dwa z nich, poznaliśmy więc historię rozwodu Henryka z Katarzyną Aragońską, poślubienie Anny Boleyn i popadnięcie jej w niełaskę na rzecz Jane Seymour, o której będzie trzecia seria.

Każdy sezon to swoje własne, unikalne kreacje. W pierwszym mogliśmy podziwiać grę Sama Neilla jako kardynała Wosleya i Marii Doyle Kennedy grającej Katarzynę Aragońską. Drugi natomiast to kreacja papieża Pawła III Petera O'Toole'a, który dodał jej niesamowicie dużo charyzmy, co widać choćby w przemowie dotyczącej "dryfowania". W obu sezonach zaś można podziwiać kreacje Jonathana Rhys-Meyersa jako Henryka VIII, Jeremy Northama jako Tomasza Morusa, Jamesa Fraina jako Tomasza Cromwella, czy Natalie Dormer grającej Annę Boleyn.

Dużo nazwisk, które zapewne w większości niewiele mówią, ale które z pewnością zapamiętacie po obejrzeniu serialu. Tak jak i "Rzym" tak "Tudorowie" mają wiele wyjątkowych scen, które zapadają w pamięci, jak choćby spotkanie królów Anglii i Francji, epidemia angielskich potów, śmierć Katarzyny Aragońskiej, przemowy papieża Pawła III, wiezienie i ścięcie Tomasza Morusa, przeprowadzanie reformacji i proces wymierzony przeciw królowej Annie Boleyn.

Krótko mówiąc sporo zostaje w głowie po obejrzeniu. Sceny zaś układają się w wątki, które ciągną się często przez obydwa sezony. I tak poznamy wyrachowanie głowy rodziny Boleyn i jego rozgrywki na dworze. Będziemy świadkami podzielenia się dworu w obliczu rozwodu króla, na stronników tego rozwiązania i zagorzałych przeciwników broniących Katarzynę Aragońską. W końcu ujrzymy rozgrywki pewnego siebie Watykanu, który nie zawaha się użyć wszelkich środków do osiągnięcie swego celu, acz wykaże także sporo cierpliwości wobec młodego króla.

Mała historia?

Dotąd było o zaletach, teraz o wadach. Dla wielu olśnionych "Rzymem" wadą "Tudorów" może być kompletne pominięcie tzw. "małej historii". Nie uświadczymy tu za wiele scen, których tematem przewodnim będą mieszczanie i ich życie. Brak szerszego ukazania miast, choćby Londynu. Najczęściej jakieś szersze krajobrazy to dwory lordowskie, pałace lub kilka renderów. Niuanse dotyczące życia w tamtych czasach ograniczają się więc jedynie do wyższych sfer społecznych, a nie "dołów". Tym samym nie raz i nie dwa zobaczymy pojedynek rycerski czy wizytę ambasadorów, ale karczmę już niezwykle rzadko.

Kuleją też czasami wątki wprowadzone przez scenarzystów. Niektóre, choć są nieźle poprowadzone, sprawiają wrażenie całkowicie zbędnych i nieistotnych, jak choćby owa ahistoryczna historia z księżniczką Małgorzatą. Niektóre wydają się być wprowadzone na siłę, bardziej w celu podwyższenia kontrowersyjności, niż dla wzbogacenia fabuły. Skutkuje to dość szybkim rozwinięciem wątku i jego równie szybkim zakończeniu, co widać choćby w przypadku pierwszego wątku homoseksualnego.

REKLAMA

W kwestiach technicznych wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Kostiumy, przedstawienie dworu itp. rzeczy nie wzbudzają wątpliwości, a wręcz przeciwnie. Warsztat aktorski w zdecydowanej większości przypadków jest przynajmniej dobry. Choć oczywiście niektórych mogą razić pewne kreacje, jak choćby Henryka VIII, który w tym serialu został przedstawiony jako wybuchowy młodzik. Muzyka również jest dobra, może nie wybitna, ale bardzo dobrze współgra z obrazem. Dodatkowo sezon drugi wydaje się wykazywać tendencję zwyżkową pod tym względem.

"Tudorowie" nie mogą się wymigać od porównań z "Rzymem". Naśladownictwo tego wyjątkowego serialu o upadającej republice zbytnio rzuca się w oczy, by przejść nad tym do porządku dziennego. Równie kontrowersyjny i łamiący utarte schematy, czasami drastyczny, czasami wzruszający. Są oczywiście różnice, jak stosunkowo większa ahistoryczność i skupienie się na "wielkiej historii", niemniej główna linia pozostaje ta sama. I mogę powiedzieć, że to naśladownictwo się wyśmienicie udało, dając nam kolejny bardzo dobry serial (a)historyczny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA