REKLAMA

Polacy i dobre wojenne kino? Dywizjon 303. Historia prawdziwa może was bardzo zaskoczyć

Historia Dywizjonu 303 przez lata aż prosiła się o filmową adaptację. Niespodziewanie okazało się, że w podobnym czasie do kin trafią aż dwie produkcje opowiadające o Bitwie o Anglię. Jak poradził sobie polski Dywizjon 303. Historia prawdziwa?

Dywizjon 303. Historia prawdziwa to najwieksze pozytywne zaskoczenie sezonu
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy okazało się, że w sierpniu do kin trafią dwa filmy o Dywizjonie 303, wiele osób nie ukrywało swojego zdziwienia. Dystrybutorzy obu produkcji zdecydowali się na walkę twarzą w twarz, choć nie zawsze robili to w równie udany sposób.

Najważniejsza była jednak jakość samych widowisk. Jako pierwsza do polskich kin trafiła polsko-brytyjska koprodukcja, 303. Bitwa o Anglię. Ale nie zrobiła wielkiego wrażenia swoim poziomem. Dzisiaj do walki włączył się konkurencyjny obraz.

Na szczęście po premierze filmu Dywizjon 303. Historia prawdziwa można śmiało powiedzieć, że nie taki obraz słaby, jak sądzono po jego reklamach.

Film w reżyserii Denisa Delicia opowiada historię najważniejszych członków Dywizjonu 303, od początkowego szkolenia, przez dopuszczenia do zadań bojowych, aż po kluczową bitwę powietrzną tamtego konfliktu. Obraz nie bez powodu nosi podtytuł „historia prawdziwa”. Twórcy filmu chwalą się, że fabuła powstała na bazie słynnej książki Arkadego Fiedlera, który odwiedzał lotników w ich bazie w Northolt. Film na każdym kroku (czasem aż do granicy fetyszyzacji) podkreśla swoje historyczne korzenie, w jasny sposób zaznaczając umiejscowienie i czas rozgrywania się co ważniejszych scen.

W normalnych okolicznościach można to uznać za swego rodzaju błąd, który wyrywa widza z opowiadanej historii, ale w tym wypadku jestem gotów wybaczyć to twórcom Dywizjonu 303. Z narzuconego przez nich warunku zachowania wiarygodności wynika znacznie więcej pozytywów niż negatywów. Zbudowany w filmie świat jest pełnokrwisty i daje widzom poczucie umiejscowienia scen w warunkach większej historii.

dywizjon 303 piotr adamczyk class="wp-image-197101"

Główni bohaterowie filmu są oczywiście znani. To polscy lotnicy z pierwszoplanowymi rolami Witolda Urbanowicza (Piotr Adamczyk) i Jana Zumbacha (Maciej Zakościelny). Nie myślcie jednak, że skoro Dywizjon 303. Historia prawdziwa jest polską produkcją, to nie uświadczymy tu zagranicznych aktorów. Wręcz przeciwnie – obok historii polskiego dywizjonu rozwijane są wątki angielskiego dowództwa i co ciekawe... dwóch niemieckich lotników.

To bardzo dobry wybieg scenariuszowy, który pozwala nie tylko dalej uwiarygodnić przedstawiony w filmie świat, ale też uciec przed oskarżeniami o sztuczne unarodowienie tej historii. W Dywizjonie 303 nie brakuje scen o szeroko pojętym zacięciu patriotycznym, lecz to zdecydowanie nie jest film próbujący na siłę uświęcić Polaków. Jeżeli mówi się w nim o ojczyźnie, to równie dobrze może chodzić o Polskę, Wielką Brytanię czy III Rzeszę.

Wszystko to nie miałoby jednak wielkiego znaczenia, gdyby Dywizjon 303. Historia prawdziwa nie był sprawnie zrealizowanym dziełem filmowym.

 class="wp-image-197104"

Na szczęście ten czarny scenariusz się nie sprawdził. Fabuła produkcji polega na wielu skrótach i siłą rzeczy musi wybierać niektórych lotników częściej niż innych. To jednak sprawna opowieść z paroma zaskakującymi wątkami. W całej historii najbardziej kuleje wątek romansu Jana Zumbacha i Victorii Brown. Głównie dlatego, że między aktorami nie czuć wybitnej chemii. Na plus zaprezentował się z kolei Piotr Adamczyk, który rolą Urbanowicza przypomniał, dlaczego był kiedyś uważany za jednego z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia.

Jeszcze lepsze wrażenie sprawiają efekty specjalne. Mimo znacznie mniejszego budżetu od konkurencji pojedynki powietrzne w Dywizjonie 303 są efektowne i udramatyzowane. Momentami widać drobne problemy z animacją lotu myśliwców, ale też nie ma sensu porównywać się w tym aspekcie do hollywoodzkich produkcji. I tak jest zaskakująco dobrze.

Twórcy filmu wymieszali grafikę komputerową z makietami i scenami kręconymi w kokpicie prawdziwego Hurricane'a. Gdy lotnicy Dywizjonu 303 ruszają do boju, to słychać siłę silnika tej maszyny, a gdy robią zwroty i akrobacje, to widz niemal czuje napór powietrza i drgania kabiny.

Jeżeli Dywizjonowi 303 czegoś brakuje do bycia naprawdę doskonałym filmem, to lepszego wyczucia dramatyzmu.

REKLAMA

Patos został tu względnie ograniczony (i dobrze), ale między przesadnymi emocjami i ich brakiem jest szeroka sfera do wykorzystania. W filmie Delicia niemal nie czuć tragedii II wojny światowej. Ogrom zniszczeń, śmierci i cierpienia, również samej eskadry zostaje odsunięty gdzieś na bok. Miejscami czuć jakby polscy lotnicy przebywali w Northolk na wycieczce, a nie wojnie.

Twórcy starają się pokazać dramat za pomocą skromnych, cichych środków, ale to nie zawsze działa. Między martyrologią a sielanką jest realny ludzki dramat. Szkoda, że w Dywizjonie 303 nie udało się tego wykorzystać. Ale przecież film Delicia to i tak ogromne pozytywne zaskoczenie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA