REKLAMA

Dziecko na niebie

Za każdym razem, kiedy słyszę, że Jonathan Carrol pisze horrory, nie mogę się z tym nie zgodzić. Jednak brakuje mi tego, iż ludzie nie zauważają, że chodzi tu o inteligentne powieści z misternie skonstruowaną intrygą, z niezwykłymi surrealistycznymi postaciami i sytuacjami, dodatkowo utrzymane w metafizycznym klimacie. Samo słowo horror to według mnie za mało… Może by tak stworzyć nowy gatunek? Albo chociaż podgatunek? Wydaje mi się, że horror carrollowski byłby całkiem wystarczającym określeniem… : )

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

W "Dziecku na niebie" autor opowiada nam historię dwóch przyjaciół - Webera Gregstona i Phila Strayhorna. Obaj jako reżyserzy odnieśli sukces w branży filmowej, zyskując sławę i pieniądze, czyli to, o czym marzyli będąc jeszcze na studiach. Bo to właśnie w college'u zawiązała się ich przyjaźń, a w głowach zakwitły marzenia o zdobyciu Hollywood. Weber nakręcił kilka filmów, które zachwyciły krytyków i publiczność, za jeden z nich zdobył nawet Oscara. Można powiedzieć, że okazał się istnym geniuszem kina i postacią rozpoznawaną i cenioną. Jednak u szczytu sławy zrobił coś nieoczekiwanego - oświadczył, że kończy karierę reżysera filmowego i zajął się teatrem. Tutaj także ujawnił się jako człowiek nietuzinkowy, mianowicie założył trupę teatralną dla ludzi nieuleczalnie chorych. Pracując z tymi ludźmi, pomagał im w tym bolesnym i smutnym czasie oczekiwania na śmierć, której byli już pewni. Nie można też pominąć faktu, że udał się w roczną podróż po Europie, co osobiście kojarzy mi się z pewnego rodzaju schematem - amerykańscy artyści, intelektualiści i ogólnie ludzie wykształceni, prawie zawsze chociaż raz w życiu podróżują do Europy, a niektórzy nawet w niej zostają, czy to nie dziwne? Ale wracając do Webera, można o nim powiedzieć, że jest ucieleśnieniem dobra, złoty człowiek - niemal ideał. Natomiast losy Phila potoczyły się trochę inaczej. Przez długi czas nie mógł nakręcić nic konkretnego, w zasadzie to miał nawet problemy z zaistnieniem w branży. Ten okres jego życia obfitował w nieudane, toksyczne związki. Zadawał się z różnymi ludźmi, eksperymentował z narkotykami. Był zupełnym przeciwieństwem Webera - człowiek bez koncepcji i jakichkolwiek możliwości. Jednak pewnego dnia wpadł na pomysł nakręcenia horroru, którego głównym bohaterem miał być człowiek ucieleśniający zło całego świata - Bloodstone. I tak powstała seria filmów, które przerażały okrucieństwem i brutalnością, u jednych budziły zachwyt, u innych odrazę. Nie muszę chyba mówić, że stały się kasowymi hitami, a Strayhorn jako reżyser i odtwórca głównej roli zdobył rozgłos i pieniądze. Tak więc ich marzenia spełniły się, może w przypadku Phila nie wszystko ułożyło się tak, jak chciał i trochę zazdrościł przyjacielowi jego image'u prawdziwego artysty, ale w końcu osiągnął swój cel. I tak pewnego dnia Weber dowiaduje się o samobójstwie Strayhorna, zaraz po tym dostaje kasety wideo na których jakby kontaktując się z nim zza światów, Phil prosi go o pomoc. Nie zastanawiając się długo wyrusza do jego domu i tam odnajduje kolejne wskazówki. Przy okazji poznaje też anioła stróża swojego przyjaciela - małą dziewczynkę Pinsleepe, która jest wyimaginowanym przyjacielem z dzieciństwa Phila. Od niej Weber dowiaduje się o swoim zadaniu, którym ma być dokończenie trzeciego horroru z Bloodstonem. Jednak samo dokończenie filmu nie wystarczy, ma on w pełni oddać istotę zła - tylko tak Weber może pomóc zmarłemu Philowi i swoim bliskim. Słowem, metafizyka na całego…

REKLAMA

Nie sposób pisać o dalszych losach bohaterów bez zdradzania całej intrygi, więc tyle o treści. Od razu muszę powiedzieć, że nie jest to lektura "lekka i przyjemna", wprawdzie fani prozy Carrolla są już przyzwyczajeni do takiego stylu, ale nowi czytelnicy mogą mieć na początku trudności. Fabuła, jak na horror przystało, rozwija się dynamicznie, a liczne zwroty akcji i szybkie wprowadzanie nowych postaci i wątków nie pozwalają się nudzić i trzymają w napięciu.

REKLAMA

Spotkamy się z typowymi dla autora surrealistycznymi bohaterami, jak choćby szaman Venasque ze swoją świnią i bulterierem. Czy choćby sama kreacja filmowego Bloodstone'a, bezdusznego oprawcy, mordującego swoje ofiary w coraz to wymyślniejsze sposoby - wspomnę tylko o lupie i niemowlęciu, to chyba wystarczy żeby go sobie choć trochę wyobrazić. Książka jest przepełniona surrealistycznym klimatem i w zasadzie można powiedzieć, że realizuje założenie horroru i jest straszna. Cały czas ma się wrażenie, że jest to coś mrocznego, całe to kontaktowanie się ze zmarłymi, pojawiająca się na każdym kroku śmierć - może nie dosłownie, ale gdzieś w tle zawsze możemy ją dostrzec. Również to co robi Weber, to jak poświęca się swojemu zadaniu, to jak poszukuje idealnego obrazu zła, można w nim dostrzec pewną przemianę. A może lepiej nazwać to zatraceniem? To musicie już ocenić sami. Książka kończy się w sposób nagły i nieoczekiwany, ale według mnie autor idealnie odmierzył i wybrał tutaj ten moment, a samą przypowieść o przyjaźni kończącą książkę można uznać za trafną pointę, która pobudza do refleksji o zaufaniu i tym co jesteśmy w stanie zrobić dla drugiej osoby.

Tak więc Carroll po raz kolejny pokazał kunszt pisarski, napisał książkę ciekawą i niezwykłą, ale o własnym specyficznym klimacie. Fanom tego autora nie muszę niczego polecać - wiedzą czego się spodziewać i nie zawiodą się. Natomiast tym co jeszcze się z Jonathanem Carrollem nie spotkali, radziłbym zacząć od jakiejś innej jego pozycji, akurat ten horror może was niepotrzebnie zrazić i odstraszyć…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA