Szukaliście serialowej opowieści z dreszczykiem, ale serwisy VOD was rozczarowały, a telewizja, cóż, tak jak się spodziewaliście? Odpalcie HBO GO, bo dzisiaj wjechał serial, który zjeży włos na głowie.
OCENA
Wiecie, jak to bywa. Jest pomysł na serial. Stacja lub serwis klepią pomysł na serial, kompletuje się obsadę i szuka się głośnego nazwiska, aby przyciągnąć widzów do nieprzesadnie rozpoznawalnej produkcji. Takich przykładów znamy co najmniej dziesiątki. Wielkie nazwiska zapewniają co prawda rozgłos i pewność, że główny bohater utrzyma wysoki poziom gry aktorskiej, ale czasem bywa tak, iż jest on tylko małym plastrem mającym zatamować krwawienie z dziurawego scenariusza czy miernych efektów specjalnych.
Kilka miesięcy temu na HBO pojawiła się produkcja „To wiem na pewno” z Markiem Ruffalo nie tylko w głównej roli, ale też podwójnej - aktor portretujący Bruce’a Bannera gra tam bliźniaków. I udało się, serial nie tylko okazał się bardzo dobry, ale też dał przestrzeń zdolnemu aktorowi, aby ten mógł pokazać swój warsztat.
Z radością donoszę, że „Dzień trzeci” to również serial bardzo udany.
W centralnym punkcie jest tu Jude Law, który wciela się w Sama, człowieka z nożem na gardle. Zupełnym przypadkiem trafia na odciętą od świata wyspę, gdzie ma okazję nabrać dystansu do swojego życia (w pewnym sensie, ale nie chcę mówić nic więcej, żeby nie psuć wam zabawy). Ze względu na to, że na wyspę można dostać się tylko wtedy, gdy pływy odkryją drogę, bohater ma ograniczone możliwości manewru. To, co spotka go na wyspie, będzie ogromnym testem dla jego psychiki.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyjątkowa wręcz strona wizualna serialu. Kadry są tu tak skomponowane, aby budzić bardzo konkretne skojarzenia. Czasem przywodzą na myśl grozę, czasem malarski kicz, rodem z landszaftów malowanych ręką niezbyt wprawionego malarza. Każdy kadr jest przemyślany, dosadny. Dużo czasu ekranowanego jest poświęconego właśnie prezentacji przyrody, miejsc. Na myśl przyszła mi brytyjska „Utopia”. Serial, który nawet gdy kulał fabularnie, miał tak doskonale skręcone sceny, że wystarczyło zmiksować je z muzyką i już wyświetlacz telewizora ociekał klimatem. W produkcji HBO ocieka nienachalną grozą.
„Dzień trzeci” to w dużej mierze teatr jednego aktora.
Jude Law kreuje postać, która jest w centrum wydarzeń, to jego reakcje na otaczający świat klaustrofobicznej wyspy będziemy obserwować. Aktor świetnie radzi sobie z dźwiganiem na barkach tej opowieści i widać, że sprawia mu to frajdę. Spektrum emocji, które musi pokazać, jest tak szerokie, że niemal co chwila żongluje swoimi atutami aktorskimi.
Jeśli widzieliście „Midsommar” to pamiętacie pewnie, jak tam kreowane było napięcie między bohaterami, którzy znaleźli się w środku niebezpiecznej, dziwnej i pierwotnej społeczności. „Dzień trzeci” gra na podobnych tonach. Ja jednak mam wrażenie, że nawet bliżej mu do „Kultu”, wybitnego horroru z 1973 roku. Tam mieliśmy do czynienia z detektywem, który przypływa na wyspę, aby odnaleźć pewną dziewczynkę. Sama warstwa fabularna to drobiazg, ale jeśli zobaczycie, jak konstruuje się tam grozę i jak powoli rozkrawa się fabularny owoc, aby przekonać się, co jest w środku, to szybko zauważycie, że „Dzień trzeci” inspiruje się tym brytyjskim obrazem.
Inspiracja, ale bez plagiatu.
W ramach dość mocno schematycznej opowieści o przybyszach konfrontujących się z zamkniętą i odciętą od świata grupą, „Dzień trzeci” radzi sobie świetnie. Nie przeciera jednak nowych dróg. Nie jest to odkrycie roku, nie powala na kolana spektakularnymi pomysłami. Jednocześnie jest tak świetnie nakręcony, napisany i zagrany, że zignorowanie go byłoby błędem.
„Dzień trzeci” obejrzycie w HBO GO.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.