Ostatnimi czasy filmy animowane wyrastają jak grzyby po deszczu. Na każdy sezon w kinie znajdzie się więcej niż jedna taka pozycja. Wydaje się, że ta cała mania na animacje to nic innego jak wojna pomiędzy trzema ogromnymi wytwórniami: DreamWorks, Pixar oraz Disney. Wszystkie walczą o to by być najlepszym. Odkąd Shrek pojawił się na horyzoncie, każdy chce mu dorównać. Mamy wrzesień 2006 roku. To właśnie pod koniec tego miesiąca wyszła na dvd w Polsce kolejna animowana produkcja, tym razem spod znaku Disneya - "Dżungla".
Lew Sebastian jest gwiazdą nowojorskiego zoo. Opowieści o jego waleczności i odwadze zna każdy mieszkaniec ogrodu, a najbardziej jego syn Franek. Chcąc dorównać ojcu, uczy się ryczeć jak prawdziwy lew, co niestety, jak na swój młody wiek, nie wychodzi mu za dobrze i staje się pośmiewiskiem. Ta sytuacja powoduje pewien łańcuch zdarzeń, które doprowadzają do sprzeczki między Sebastianem i Frankiem. Zdenerwowany młodzieniec ucieka, by móc się ukryć i przemyśleć parę spraw. Znajduje skrzynię, która z samego rana ma go zabrać do dżungli. Zdesperowany ojciec chce za wszelką cenę uratować swojego pierworodnego. Zaczyna się akcja ratunkowa, w której biorą udział również: żyrafa Bożenka, wąż Ksysiek, wiewiór Benek oraz miś koala Bazyl.
"Dżungla" to pewnego rodzaju odwet za "Madagaskar" od DreamWorks. Były nawet plany, aby oba te fimy zostały wypuszczone do kin jednocześnie. Disney jednak przesunął premierę o rok, w celu dopracowania obrazu. Dzięki temu porównania są jak najbardziej wskazane. Pytanie tylko, po co tworzyć w ogóle film, który swoje pomysły czerpie głównie z innych produkcji.
Na początku spójrzmy na scenariusz. Skoro poprawiano go jeszcze bardziej, to chciałbym widzieć jaki on był przed korektą. Przedstawiono masę absurdalnych sytuacji, które w ogóle nie śmieszą, a niektórych fantastycznych osobowości nie dopracowali, gdyż pojawiają się tylko na chwilę i nawet bywają zabawniejsze od postaci pierwszoplanowych. Drugim grzechem głównym jest brak oryginalności. Scenarzyści pisząc swoje "dzieło" brali pomysły z "Madagaskaru" oraz drugiej części "Epoki Lodowcowej". Podczas oglądania można to automatycznie zauważyć, szczególnie co do pierwszego tytułu. Z "Odwilży" wykorzystano motyw bóstwa oraz składania ofiary, chociaż w "Dżungli" został trochę dopracowany, najwyraźniej by nie zostać posądzonym o kopiowanie.
Od strony technicznej, animacja Steve'a Williamsa prezentuje się znacznie lepiej od pozycji DreamWorks. Gdy "Madagaskar" był raczej stworzony "prostą kreską", tak "Dżungla" ma bogactwo graficznych szczegółów. Wygląd zwierząt, otoczenie, ludzie - wszystko bardzo starannie dopracowane. Sprawia to wrażenie, że nie jest to produkcja groteskowa. Ma mieć wygląd poważniejszej, co nie znaczy, że będzie śmieszniej. Mamy odczucia, że może to być dla dzieci trochę bardziej ambitna trójwymiarowa kreskówka. Szkoda tylko, że całość nie odwzorowuje tego.
Dzięki temu, iż mamy film na dvd, możemy wybrać sobie ścieżki dźwiękowe. Wersja oryginalna, pomimo znanej obsady, jest słaba. Żarty zostały wrzucone na siłę, a styl mówienia takich gwiazd jak Keifer Sutherland czy James Belushi nie pomaga. Nic dziwnego, że krytycy ocenili film tak ostro. Chcieli zobaczyć coś oryginalnego, a dostali marną kopię "Madagaskaru". Najbardziej jednak żal Bazyla, w którego wcielił się Eddie Izzard. Z iście angielskim akcentem oraz tekstami, starał wprowadzić do animacji odrobinę brytyjskiego humoru. I mimo, iż sama postać jest jak najbardziej oryginalna, to napisane dla niej dialogi wołają o pomstę do nieba. Jak można było nie wykorzystać potencjału, który tam tkwił?!?
Na szczęście polski dubbing dodaje trochę życia całości. Jacek Braciak zrehabilitował postać misia koala, tworząc zarazem osobowość, której się nie zapomina. Miłym akcentem było również umieszczenie aktorskiego duetu Agnieszki Dygant oraz Tomasza Kota. Znani z seriali "Na Dobre i Na Złe" oraz "Niania" zaprezentowali, że potrafią sobie zaskarbić sympatię publiczności. W polskiej "Dżungli" poradzili sobie bardzo dobrze dodając tej ledwo trzymającej się produkcji więcej entuzjazmu oraz radości. Oczywiście sukces nie zostałby odniesiony gdyby nie dialogi. Ich twórcą jest Jakub Wecsile, który na swoim koncie ma polonizację "Aut", "Szeregowca Dolota", "Iniemamocnych" czy "7 Krasnoludków: Historię Prawdziwą". Po raz kolejny spisał się na medal.
Wojna pomiędzy wytwórniami chyba nigdy się nie zakończy. Zyskują na tym widzowie, gdyż każda bitwa to kolejne animowane produkcje na ekranach kin. Z jednej strony to nic złego, ale z drugiej zamiast stawiać na jakość, twórcy wolą ilość. Dostajemy tym samym produkty wtórne z marnie napisanym scenariuszem. "Dżungla" jest jednym z nich. Jednakże animacje z reguły przeznaczone są dla dzieci. Nie są to zbyt wymagający widzowie, toteż wystarczy dużo wartkiej akcji w krótkim czasie oraz widoczny morał, z którego maluchy będą mogły wyciągnąć pewne wnioski. Disneyowski "Madagaskar", to wszystko posiada, jednak po ogromnym sukcesie Shreka dorośli też oczekują, że będą się mogli pośmiać z żartów, które ich podopieczni niekoniecznie mogą zrozumieć.
W filmie, miś koala Bazyl skacząc z niewysokiego drzewa , uderzył się w ogrodzenie komentując to zdarzenie: "No i kulą w płot." Ta sytuacja doskonale opisuje "Dżunglę". Była skazana na porażkę, za klonowanie pomysłów z "Madagaskaru". Dostało jej się za to mocno. Patrząc jednak bliżej zauważymy, że nie umarła kompletnie. Żyje, tylko mocno kuleje. Dzieciakom z pewnością się spodoba, starsi odczują niestety ogromny niedosyt.