Wiemy, ilu widzów obejrzało „El Camino”. Czy taki wynik oznacza, że potrzebujemy nowego serialu o Pinkmanie?
Platforma Netflix lubi chwalić się wysoką oglądalnością swoich produkcji. Teraz ogłosiła, ile osób obejrzało „El Camino: Film Breaking Bad”. Wynik robi wrażenie i prowokuje do ważnego pytania.
Uwaga na spoilery z filmu „El Camino: Film Breaking Bad”.
Netflix pochwalił się na Twitterze, że w pierwszym tygodniu od premiery film Vince’a Gilligana, wieńczący historię Jessego Pinkmana po dramatycznych wydarzeniach z finału serialu, obejrzało ponad 25 mln użytkowników na całym świecie.
El Camino: A Breaking Bad Movie was watched by 25,734,392 households in its first seven days pic.twitter.com/FDyPlYc8YO
— Netflix US (@netflix) October 23, 2019
Mimo że wynik ten nie pobił żadnych rekordów otwarcia, należy zauważyć że jest naprawdę przyzwoity.
Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że rekordem oglądalności serialu był jego finał, który zgromadził przed telewizorami ok. 10 mln Amerykanów.
W tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, wyniki oglądalności serialu na antenie AMC rosły z czasem. 1. sezon, wyemitowany w 2008 roku, notował widownię rzędu 1,5 mln Amerykanów i utrzymywał się mniej więcej na tym poziomie.
Zaskakująca rzecz przydarzyła się natomiast przed premierą 5., finałowego sezonu. Był on podzielony na dwa segmenty, emitowane rok po roku. Po emisji pierwszych ośmiu odcinków 5. sezonu, serial coraz częściej pojawiał się na ustach widzów, którzy zaczęli polecać go sobie nawzajem na niespotykaną wcześniej skalę. Jako że prawie rok dzielił widzów od ostatniego rzutu odcinków, w tym czasie udało się produkcji zyskać naprawdę dużą liczbę nowych fanów. Dzięki temu druga połowa serii zaliczyła już ponad dwukrotny wzrost widowni i jej średnia liczba zaczęła oscylować wokół 5 mln.
Wspomniany już finał, wyemitowany 29 września 2013 roku, obejrzało już ponad 10 mln widzów. Biorąc pod uwagę, że serial zaczynał z widownią na poziomie 1,41 mln w pilotażowym odcinku, ten dziesięciokrotny wzrost jest naprawdę imponujący. Pokazuje to także ogromną siłę przedstawionej przez Gilligana historii, która stała się na tyle popularna, że zainteresowała nawet osoby wcześniej nieoglądające serialu.
Po drugie, warto pamiętać, że wciąż nie wiadomo dokładnie, jak Netflix sprawdza wyniki swojej oglądalności. Teoretycznie serwis zlicza widza danej produkcji po obejrzeniu przez niego ponad 70 proc. danego tytułu, ale tak przedstawione dane łatwe są do manipulacji. Na dodatek są to dane szacunkowe, przedstawiane przez samą platformę, a nie mierzone żadnymi wystandaryzowanymi miernikami, pokroju statystyk Nielsena. Wynik zatem, choć imponujący, może odbiegać od rzeczywistego.
Pomijając jednak metodologię, może warto zastanowić się, czy tak duże wyniki mogą oznaczać, że widzowie potrzebują nowego serialu, poświęconego dalszej historii Jessego?
Wysoki wynik „El Camino” oznacza, że bardzo wiele osób chciało poznać dalsze losy ukochanych bohaterów serialu. Wydaje się, że film zaspokoił ciekawość przynajmniej tych oglądających, którzy chcieli uzyskać definitywną odpowiedź na pytanie: co stało się z Jesse'em po finale „Breaking Bad”, a więc, czy przeżył, czy nie? Otwarte zakończenia mają to do siebie, że pozwalają widzom zastanawiać się nad dalszymi losami bohaterów, snuć różne teorie, domysły. Z kolei domknięcie jakiegoś tematu pozwala nam odłożyć go na półkę.
„El Camino: Film Breaking Bad” jednak w pewnym sensie zdaje się nasycać ową ciekawość i domykać historię. Z jednej strony daje odpowiedź na pytania gnębiące przez lata fanów serii, a z drugiej strony otwiera przed twórcami możliwość stworzenia nowej historii. Oto Jesse odjeżdża samochodem w siną dal. Czy właśnie po to, abyśmy znów mogli rozważać, jak potoczyły się dalsze losy bohatera?
Pytaniem pozostaje jednak, czy jako widzowie potrzebujemy się tego dowiedzieć?
Można założyć, że w tym momencie twórcy powiedzieli nam już wszystko, co mieli do powiedzenia w temacie Jesse'ego, jak i samego świata „Breaking Bad”. Jednocześnie jednak podobnego zdania byliśmy sześć lat temu, gdy wyemitowany został ostatni odcinek kultowego serialu.
Jak pokazuje zaś niedawny przykład świetnego filmu „Toy Story 4” – na który nikt tak naprawdę nie czekał, a który okazał się świetnym dziełem i niesamowitym sukcesem – jeśli twórcy mają ciekawy pomysł na nową historię w ramach znanego świata, z udziałem widzianych już wcześniej bohaterów, to czemu nie spróbować?
Pytaniem pozostaje jednak, czy bylibyśmy zainteresowani oglądaniem prób odnalezienia się Jesse'ego na Alasce?
„Breaking Bad” nie przykuwało uwagi widzów próbą odnalezienia rodzinnego spokoju przez bohaterów, a raczej ekstremalnymi sytuacjami, które wyrywały widzów i postaci z codziennej rutyny. Trudno zatem przewidzieć, czy chęć odnalezienia szczęścia i spokoju przez Jesse'ego byłaby dla publiczności interesująca. Wymagałaby też na pewno wprowadzenia wielu nowych bohaterów i stworzenia świata przedstawionego na nowo. A to zagorzałym fanom „Breaking Bad” mogłoby się nie podobać i w efekcie popsuć odczucia związane z oryginalną serią. Jedno jest pewne: furtka została otwarta i nawet jeśli Aaron Paul twierdzi, że to już koniec, nigdy nie można być niczego pewnym. A fani „Breaking Bad” powinni o tym wiedzieć najlepiej.