Od premiery „Króla Lwa”, czyli kuriozalnego animowanego komputerowo remake’u animacji rysowanej, minęło już trochę czasu. I choć film stał się ogromnym finansowym sukcesem dla Disneya, to nadal nie brakuje negatywnych opinii na jego temat. Tym razem swoje trzy grosze dołożył Elton John.
„Król Lew” w wersji z 2019 roku to istny fenomen. Film zarobił w kinach na całym świecie imponującą kwotę ponad 1,6 mld dol. W chwili obecnej zajmuje 7. Pozycję na liście najbardziej kasowych filmów wszech czasów (nie licząc inflacji). Wszystko to pomimo faktu, że jest to ta sama historia, znana z animacji z 1994 roku i podana drugi raz. Właściwie niczym znaczącym nie różniąca się od kultowej animacji sprzed 25 lat. Więcej, nowa wersja zatraciła gdzieś całą magię i emocje, które towarzyszyły oryginałowi. Jest to więc absolutnie krok w tył pod względem czysto filmowym, a jedynym jasnym punktem jest fotorealizm animacji, ale to sztuka dla sztuki.
Jak na film, który był tak popularny, jestem szczerze zdziwiony, że mamy do czynienia z tak dużą liczbą negatywnych opinii.
Czyżby ludzie poszli na niego (tłumnie) do kin z czystej ciekawości? Nawet jeśli, to jest to dla mnie trochę niepokojące zjawisko, bo sankcjonuje ono tego typu pomysły danej wytwórni, która potem, pomimo złych opinii widzów, zarabia na tym i tak ogromne pieniądze.
A „Króla Lwa" z 2019 roku krytykują nie tylko dziennikarze i widzowie, ale też ludzie związani z oryginalną animacją. Jednym z nich jest Elton John, współautor ścieżki dźwiękowej do animowanego „Króla Lwa”.
Elton John napisał muzykę do wszystkich piosenek, które usłyszeliśmy w animacji (słowa napisał Tim Rice). Te same piosenki słyszymy w wersji z 2019 roku i siłą rzeczy ich autorstwo także należy się Johnowi i Rice’owi.
Niestety muzyk nie ma zbyt pochlebnych słów do powiedzenia pod adresem nowego „Króla Lwa”.
Muzyka była tak ważną częścią oryginału, a w nowym filmie nie ma takiego znaczenia. Magia i radość przepadły. 25 lat temu muzyka z filmu była najlepiej sprzedającym się albumem roku. Nowa ścieżka dźwiękowa szybko wypadła z list przebojów, pomimo ogromnego sukcesu kasowego samego filmu. Liczyłem na to, że zostanę zaproszony do pracy przy muzyce, ale wizja muzyki była inna, tym razem nie byłem mile widziany, ani traktowany z szacunkiem. Bardzo mnie to zasmuciło – powiedział Elton John w wywiadzie dla GQ.
Z jednej strony to smutne, ale z drugiej wpisuje się poetykę tego filmu, który może wygląda olśniewająco od strony wizualnej, ale poza tym zabrakło mu właśnie tej „magii”, o której wspomina Elton John.
Nie tylko w muzyce, ale całym dziele, od fabuły, przez sekwencje wykonywania piosenek, po bohaterów i dramaturgię całości. Podejście Disneya od samego początku było odtwórcze, świadczy o tym sam, fakt, że mamy do czynienia z nową wersją filmu, który jej nie potrzebował, gdyż nie miał brzydkiej kreski, nie był czarno-biały, nie wymagał żadnej „poprawki” ani aktualizacji względem 2019 roku.
Tylko co z tego? Wszyscy narzekają, przyznają, że „Król Lew” z 2019 roku jest słabym filmem, pustym, wtórnym, a i tak zarobił ogromne pieniądze, widzowie natomiast czekają na kolejne nowe wersje animacji Disneya sprzed paru lat i biznes się kręci. Czy casus „Króla Lwa” pozwoli widzom i hollywoodzkim studiom wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski? Naiwność karze mi wierzyć, że tak.