Jak długo wytrzymasz, zanim zabijesz? "Ene, due, śmierć", M. J. Arlidge - recenzja sPlay
Antagonista o intrygującej motywacji? Jest. Tajemnica z przeszłości? Jest. Zaskakujący zwrot akcji? Jest. Jo Nesbo przywołany na okładce? Jest, a jakże. Wszystkie te zawarte w "Ene, due, śmierć" elementy (no, może Nesbo z okładki nie odgrywa tu szczególnie istotnej roli) składają się na bardzo solidny, niesamowicie wciągający kryminał.
Helen Grace to policjantka z trudną przeszłością, dla której praca jest wszystkim. W domu nikt na nią nie czeka, jej życie towarzyskie praktycznie nie istnieje, nie ma pasji, a wolny czas spędza najczęściej na robieniu nadgodzin na komisariacie. Jest twarda, pewna siebie, nieustępliwa, wiele już widziała i przeżyła. Jednak łańcuch makabrycznych zbrodni w Southampton okaże się wstrząsający nawet dla niej.
Do szpitala trafia ranna, wygłodzona i odwodniona dziewczyna, która przyznaje się do zabicia swojego chłopaka. Okazuje się, że została do tego zmuszona - para została zamknięta w ciasnym pomieszczeniu gdzieś na odludziu, pozbawiona żywności i postawiona przed dylematem: zabić czy umrzeć. Tajemnicza porywaczka pozostawiła im pistolet z jedną kulą i obietnicę, że tylko jedno z nich może ujść z tego z życiem.
Helen i jej zespół rozpoczynają poszukiwania porywaczki, tymczasem wkrótce dochodzi do kolejnych porwań. Wydaje się, że ofiary dobierane są przypadkowo, bez żadnego logicznego klucza. Kryminalistka zmienia tożsamości, a policja nie ma żadnego punktu zaczepienia. Im dłużej trwa ta mordercza gra, tym więcej trupów. Czy porwanych jednak coś łączy? Czy Helen uda się przerwać ten łańcuch zbrodni czy może jej śledztwo zaprowadzi ją prosto w śmiertelną pułapkę?
"Ene, due, śmierć" nie jest kryminałem, który w jakikolwiek sposób odkrywałby ten gatunek na nowo. Niemniej, to kawał porządnego, bardzo solidnego rzemiosła, który ma wszystko, czego potrzeba, by przykuć do lektury już od pierwszych stron i nie odpuścić do samego finału. Akcja jest tu wartka, intryga przemyślana, wiarygodna i wciągająca, a bohaterowie wyraziści. Za sprawą króciutkich, często urwanych w kulminacyjnych punktach rozdziałów, od książki naprawdę trudno się oderwać. Pokusa przeczytania "jeszcze tylko jednego" rozdziału, a potem następnego i kolejnego jest bardzo silna.
I przez to "Ene, due, śmierć" jest pozycją, którą połyka się w zasadzie na jeden raz, w trakcie wolnego wieczoru czy dłużej podróży pociągiem. To lektura satysfakcjonująca i dostarczająca naprawdę dużo zabawy, trzymająca w napięciu, a dodatkowo będąca pierwszą częścią cyklu (druga ukaże się jeszcze w tym roku). Zatem jeśli nie lubicie zbyt szybko rozstawać się z bohaterami, w tym wypadku wam to nie grozi.
Nie ma tu żadnej gry z konwencją, wyjątkowo oryginalnych postaci czy wielopiętrowej intrygi, a wątki społeczno-obyczajowe są jedynie sygnalizowane, co jednak trudno zaliczyć do wad "Ene, due, śmierć". Książka bowiem znakomicie broni się bez tych elementów, będąc niezobowiązującą, ale absolutnie zadowalającą rozrywką. I jako taka zdecydowanie zasługuje na polecenie.