REKLAMA

Millie Bobby Brown jest świetna w tej roli, a „Enola Holmes” to film idealny dla nastolatek. Widzieliśmy już nowość Netfliksa

Już jutro na Netfliksa trafi film „Enola Holmes” z Millie Bobby Brown i Henrym Cavillem w rolach głównych. To nowość, która doskonale pasuje do biblioteki światowego giganta VOD. Dlaczego? Jest co najmniej kilka powodów, dla których „Enola Holmes” może podbić wasze serca.

enola holmes recenzja
REKLAMA
REKLAMA

„Enola Holmes” to film, który został idealnie skrojony pod gust widzów Netfliksa. Po pierwsze, mamy tu wielkie nazwiska w obsadzie i to kojarzone już z produkcjami oryginalnymi platformy (w filmie zagrali m.in. Millie Bobby Brown ze „Stranger Things” i Henry Cavill, czyli serialowy wiedźmin). Po drugie, opowieść o nastolatce, to coś, co zainteresuje młodych widzów, z całą pewnością również ze względu na jej przygodowy charakter. „Enola Holmes” bazuje bowiem na popularnej serii Young Adults. Niestety, skłonność Netfliksa do tworzenia i inwestowania w takie produkcje, aby te wpisywały się w dany schemat („od linijki”), ma swoje wady. I w nich w „Enoli Holmes” nie brakuje.

Enola Holmes” skupia się na historii młodszej siostry Mycrofta i Sherlocka Holmesów.

Dziewczyna wychowywana od małego przez samotną matkę niewiele wie o życiu poza murami domu, ale jej edukacja zdecydowanie przewyższa wszystko, na co mogły liczyć dziewczyny w epoce wiktoriańskiej. Enola potrafi myśleć logicznie, bić się, rozwiązywać łamigłówki, a całą rodzinną bibliotekę ma w małym palcu. Gdy Eudoria Holmes pozostawia ją bez słowa w dzień jej szestanstych urodzin, do głównej bohaterki przyjeżdżają jej starsi bracia. Spotkanie ze słynnymi Mycroftem i Sherlockiem jest zdecydowanie mniej przyjemne, niż oczekiwała.

Na wieść o szybkim transferze do szkoły z internatem, gdzie zostanie wyszkolona na damę z dobrymi manierami, dziewczyna postanawia uciec i odszukać matkę. W trakcie podróży do Londynu natrafia jednak na młodego wicehrabiego Tewksbury'ego i wplątuje się w kryminalną aferę. Cała fabuła dosyć zgrabnie łączy zresztą elementy kryminalne i obyczajowe z opowieścią inicjacyjną, czyli o dorastaniu oraz poszukiwaniu własnej tożsamości. Twórcy oprócz tego flirtują też umiejętnie z kinem akcji.

Bezsprzeczną gwiazdą filmu jest Millie Bobby Brown. I choć to świetnie, że młoda aktorka może rozwinąć skrzydła, reszta obsady po prostu nie ma tutaj wiele do zagrania.

Nie ma oczywiście nic dziwnego w tym, że to właśnie młoda gwiazda „Stranger Things” dostaje zdecydowanie najwięcej czasu na ekranie i większość najlepszych scen. Ma do tego nie tylko wystarczające aktorskie umiejętności i zdobyła już popularność wśród widzów, ale też gra najważniejszą postać filmu.

Henry Cavill kontynuuje stateczne podejście do kreacji swojego bohatera, które znamy z „Wiedźmina”.

Sherlock Holmes w jego wykonaniu wypada więc nieco blado i nijako. Da się go lubić, ale właściwie nic więcej. Niezwykle irytujący jest zaś wykreowany przez scenarzystów portret Mycrofta Holmesa. Mycroft w wersji Sama Calafina jest jednowymiarowym gburem i seksistą pozbawionym właściwie jakichkolwiek pozytywnych cech. Niewiele da się z kolei powiedzieć o matce rodzeństwa (w tej roli Helena Bonham Carter), bo film nie daje w ogóle szans na zbudowanie sobie opinii na jej temat. Jedynym pozytywnym akcentem drugiego planu jest Louis Patridge wcielający się młodego Tewksbury'ego. Każdy moment, gdy Brown i Patridge znajdują się razem na ekranie, obfituje w świetne interakcje i pokazuje wyraźną chemię między dwójką aktorów.

enola holmes recenzja class="wp-image-444853"
Foto: Plakat filmu Enola Holmes/Netflix

I właśnie ten brak głębi, brak wyrazistego dalszego planu, który tutaj można porównać do nieco tekturowej scenografii, jest największą bolączką tego filmu. Tak jakby jedna postać, wyposażona w atrakcyjne cechy, miała nam wynagrodzić wszystko, a więc niespecjalnie skomplikowane postaci na dalszym planie, które zbudowane zostały z zaledwie kilku, nieco obciosanych, klocków.

Nie ma się co oszukiwać – „Enola Holmes” to produkcja dosyć lekkostrawna i skierowana do młodych widzów.

Nie zadowoli raczej żadnego wielbiciela rasowych kryminałów, nawet tych w oldschoolowym stylu. To dosyć dobrze wygładzona fabularnie mieszanka międzygatunkowa, która żadnego ze swoich elementów nie wynosi poza poziom średniej. Ostatecznie ma też bardzo niewiele do powiedzenia na temat ograniczeń nakładanych na kobiety w epoce wiktoriańskiej. Sufrażystki zostają tutaj sprowadzone do współczesnego portretu feministek w hollywoodzkim kinie. Twórcy dosyć szybko zastępują zresztą opowieść o losie kobiet historią o jednostce i pokonanej przez nią drodze.

Na szczęście Millie Bobby Brown na bazie tego dosyć sztampowego materiału kształtuje Enolę, która budzi natychmiastową sympatię, w momentach kryzysowych potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, a przy tym daleko jej do ideału. Netflix nie pokusił się o pójście tą samą drogą co Disney, dlatego najmłodsza z rodu Holmesów nie jest chodzącą perfekcją jak Rey czy Mulan. Nie raz i nie dwa ponosi porażki, a jako osoba mająca zdecydowanie mniej praw od dorosłych często jest zmuszona liczyć na pomoc innych. Fakt, że znajduje chłodną głowę i siłę w członkach, gdy sprawa wisi na włosku, tylko doda jej punktów u wszystkich widzów.

„Enola Holmes” nie jest w żadnym razie złym filmem. Ale wyjątkowo przewidywalny scenariusz w połączeniu ze słabym drugim planem powstrzymują mnie przed zachwytem.

Film, wyświetlany w kinie, pewnie nie mógłby liczyć na taki sukces, jaki ma szansę osiągnąć, trafiając do biblioteki Netfliksa. Użytkownicy serwisu, a wśród nich zapewne wielu fanów „Stranger Things” i „Wiedźmina”, z pewnością będą zadowoleni z dodatkowych dwóch godzin rozrywki na przyzwoitym poziomie. A osoby pragnące bardziej pociągającego kryminału sięgną po prostu po jakiś inny tytuł z pokaźnej biblioteki.

REKLAMA

Film „Enola Holmes” już 23 września w serwisie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA