„Erotica 2022” jest jak węgierski arthouse, z którego nic nie rozumiesz, ale ma ci się podobać. Widzieliśmy pierwszy polski film Netfliksa
„Erotica 2022” jest jak węgierski arthouse z 1973 roku, nagrodzony na festiwalu w Rumunii. Teoretycznie wiesz, że to kino niszowe i chcesz, żeby ci się podobało, bo podobno tak wypada. Za nic jednak nie możesz powstrzymać ziewania, narastającego z każdą kolejną minutą tego przerysowanego postmodernistycznego spektaklu.
OCENA
Kiedy Netflix zapowiedział swój pierwszy polski film, „Erotica 2022”, mogliśmy mieć przekonanie, że dostaniemy „Black Mirror” po naszemu, z nutką dekadencji. Jak głosi zapowiedź, „Erotica 2022” to: „powiązane historie o kobietach, które próbują się odnaleźć w dystopijnej przyszłości – świecie seksu jako obowiązku, emocjonalnej represji i patriarchalnej dominacji”. Na produkcję składa się pięć nowelek, rozgrywających się w jednym uniwersum, które napisały i wyreżyserowały słynne rodzime artystki. Wśród zaproszonych do współpracy mamy pięć reżyserek i pięć pisarek. Anna Kazejak stworzyła duet z Olgą Tokarczuk („Znikanie pani B.”), Anna Jadowska z Grażyna Plebanek („Niedźwiedź”), Kasia Adamik z Joanną Bator („Mocno”), Jagoda Szelc z Iloną Witkowską („Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy przyjdą do ciebie inne zwierzęta”), a Olga Chajdas z Gają Grzegorzewską („Nocna zmiana”).
Twórczynie serwują nam wizję przyszłości w wersji retrofuturyzm i w konwencji kina artystycznego.
Mamy więc rok 2022, ale świat wygląda bardziej, jak wyjęty z sennego PRL-u. Jest szaro, ponuro, łatwo poczuć się wyobcowanym. Kobiety i mężczyźni żyją osobno w przestrzeni publicznej – nie mogą razem podróżować, państwo ich kontroluje. Prywatne kontakty odarte są z zaufania i prawdziwej bliskości, emocji. Seks nie jest przyjemnością, a obowiązkiem, a przy tym jest mechaniczny, pozbawiony czułości, zatracenia w chwili. Życie rodzinne jest fikcją, w którym każdy pełni rolę milcząco albo wydając sztampowe komunikaty, których celem nie jest porozumienie, a przedłużenie wspólnej agonii. Tak jak bohaterka nowelki „Mocno”, grana przez Agnieszkę Żulewską, która ze swoim partnerem porozumiewa się słowami „happy happy” czy „mniam mniam”.
Ludzie są samotni, a kobiety zdominowane przez mężczyzn, którzy rządzą światem, traktując je niczym podręczne z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood.
Świat chyli się ku upadkowi, a rozkład więzi emocjonalnych współwystępuje z nadchodzącą katastrofą ekologiczną, która coraz śmielej sobie poczyna. Żrący deszcz trawi to, co spotka na swojej drodze, a ubrania ochronne, np. maski, stały się smutną koniecznością i codziennością.
Bohaterki, grane przez Agatę Buzek, Monikę Pikułę, Agnieszkę Żulewską, Sarę Celler–Jezierską i Małgorzatę Belę, próbują jakoś zmienić status quo. Chcą się wyrwać z okowów patriarchatu, beznadziei, braku celowości w życiu. A to może odbyć się tylko dzięki buntowi i poczuciu emocji – pożądania, cierpienia czy chęci zemsty. Paradoksalnie to pozwala im poczuć, że żyją i dzięki temu odzyskują, a przynajmniej próbują odzyskać, kontrolę nad swoim człowieczeństwem.
I o ile na papierze brzmi to całkiem nieźle, o tyle w praktyce okazuje się niezjadliwe.
„Erotica 2022” jest jak węgierski arthouse z 1973 roku, nagrodzony na festiwalu w Rumunii. Teoretycznie wiesz, że to kino niszowe i chcesz, żeby ci się podobało, bo podobno tak wypada. Bo przecież udział w realizacji wzięły uznane polskie autorki i reżyserki, które są nagradzane na świecie i które sama cenisz. Za nic jednak nie możesz powstrzymać ziewania, narastającego z każdą kolejną minutą tego przerysowanego postmodernistycznego spektaklu, który ciągnie się w nieskończoność.
Niby jest poetycko, ale brak tu finezji. Jest łopatologicznie. „Erotica 2022” momentami przypomina jakieś koszmarne przedstawienie kółka teatralnego domorosłych aktorów, którzy chodzą w czarnych obcisłych strojach, wydają z siebie dziwne głoski, waląc na oślep w bębny i mówią, że to taki eksperyment. Słowem: jest nieznośnie i pretensjonalnie. Niby autorki bawią się symbolami i chcą puścić do widza oko, ale filmowi brak lekkości. Jakiegoś twistu, jakiejś puenty, jakiegoś morału. Najlepiej wypadają „Nocna zmiana” i „Znikanie pani B.”. Z kolei „Mocno” jest dla mnie osobiście czymś a-oglądalnym, doprowadzającym do szału. I nawet jestem w stanie uwierzyć, że to efekt zamierzony, ale ja się z tego wypisuję. Mnie to, drogie panie, po prostu wymęczyło!
I może brak mi ogłady, może mam za mało wysublimowany gust, by oglądać filmy, w których na przykład ktoś przez 10 minut patrzy w milczeniu na kozę, ale nie mam zamiaru za to przepraszać. Bo „Erotica 2022” miała ogromny potencjał (zdjęcia bywają świetne, casting jest bez zarzutu), ale gdzieś po drodze ktoś po prostu chciał za bardzo. A dobrze wiemy, co się dzieje, kiedy ktoś za bardzo się stara. Cóż, zwykle nie wychodzi i... jest klapa.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.