REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD

Europejscy filmowcy wzywają serwisy streamingowe do ujawnienia dokładnych wyników oglądalności

Stowarzyszenie Europejskich Reżyserów postanowiło zawalczyć o uczciwe wynagrodzenie za produkcję filmów w streamingu. W tym celu wzywają platformy VOD do przejrzystego raportowania wyników oglądalności.

17.02.2021
20:34
europejscy filmowcy chca ujawnienia wynikow ogladalnosci serwisow streamingowych
REKLAMA
REKLAMA

Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.

W oświadczeniu Stowarzyszenia Europejskich Reżyserów możemy przeczytać, że domagają się oni prezentowania przez wszystkie platformy wyników oglądalności filmów i seriali, by na tej podstawie twórcy (od ekipy technicznej, po aktorów i reżyserów) byli w stanie prowadzić uczciwe negocjacje dotyczące ich wynagrodzenia.

Bez danych na temat wyników oglądalności twórcy i ich przedstawiciele negocjują na ślepo - stwierdza Stowarzyszenie.

Na ten moment wynagrodzenie aktorom wylicza się, biorąc pod uwagę budżet, ale to jest jedyny wymierny fundament negocjacji. Stowarzyszenie sądzi, że jest to niesprawiedliwe podejście.

Przy każdym projekcie filmowcy ponoszą znaczące twórcze oraz ekonomiczne ryzyko i powinni mieć udział w ewentualnym sukcesie, by móc kontynuować karierę - kontynuuje Stowarzyszenie Europejskich Reżyserów.

Jest to całkiem zasadny argument. Znajdujemy się obecnie w czasach „Dzikiego Zachodu” jeśli chodzi o „reguły gry” w streamingu. Część zasad jest przeniesiona rodem z systemu studyjnego Hollywood, a część to próby dopasowania się do nowej rzeczywistości.

Tym niemniej, od kiedy tylko istnieje kultura i sztuka masowa, artyści i twórcy ją produkujący są wynagradzani przeważnie pod względem tego, ile biletów do kina są w stanie sprzedać, albo jaka liczba widzów usiadła przed telewizorem. Gdy aktor ma już wyrobioną swoją renomę, to bazując na wynikach z przeszłości, negocjowano z nim kontrakt na kolejną produkcję.

Oczywiście dziś występują też przypadki ludzi znanych z innych sfer popkultury, którzy bazując na swojej sławie np. z YouTube’a czy innego medium, mogą dla siebie wynegocjować jakieś stawki „gwiazdorskie”.  Stowarzyszenie Europejskich Reżyserów walczy o ten przeważający standard dla aktorów, którzy budują swą karierę w tej branży od zera i chcą się z niej utrzymywać.

Bo na dobrą sprawę w tej chwili właściwie nie wiadomo, na jakich warunkach serwisy streamingowe negocjują stawki dla twórców.

Zapewne ci najbardziej znani reżyserzy czy aktorzy nie są poszkodowani, ale co z tymi ze średniej półki popularności, albo tymi, którzy stawiają swe pierwsze kroki w filmach czy serialach streamingowych?

Żaden z istniejących obecnie serwisów nie raportuje publicznie wyników oglądalności ichniejszych treści. Wcześniej, zarówno w przypadku kina, jak i telewizji, każdy miał dostęp do takich danych. Gazety bądź serwisy internetowe związane z popkulturą czy mediami publikowały tabelki dotyczące oglądalności topowych kanałów w TV. Jeśli chodzi o finansowe wyniki filmów, to powstawały osobne strony www raportujące codziennie kolejne wpływy. Najbardziej znanym z nich jest obecnie Boxofficemojo.com.

Jedynym serwisem, który raz na ruski rok pochwali się co poniektórymi wynikami jest Netflix. Ale streamingowy gigant niczym paw swoimi piórami przechwala się tylko tymi najchętniej oglądanymi produkcjami. Gdy raz na kilka miesięcy jakiś film zbliży się do netfliksowego topu wszech czasów, to serwis wówczas prezentuje taką listę, tworząc tym samym wrażenie, że cały świat ogląda ich produkcje.

Natomiast poza tymi przypadkami, Netflix nie pokazuje regularnie danych oglądalności.

To firma decyduje co i kiedy pokaże, natomiast media nie mają żadnego dostępu do ich codziennych statystyk. Postulat Stowarzyszenia Europejskich Reżyserów pokazuje, że także i twórcy nie mają. Miejmy też na uwadze też to, że Netflix pokazuje nam dane, które wskazują liczbę użytkowników oglądających dany film bądź serial co najmniej przez 2 minuty. Co nie jest w żadnym razie wiarygodnym i dobrym miernikiem czy barometrem popularności/oglądalności.

Netflix próbuje od jakiegoś czasu odwrócić uwagę od postulatów publikowania swoich danych oglądalności prezentując TOP 10 najchętniej oglądanych filmów i seriali w danym kraju co tydzień. Oczywiście bez podawania danych dotyczących ilości streamów. Jest to na dobrą sprawę narzędzie do miękkiego PR-u, a nie rzeczowe dane. To za mało.

Ale Netflix przynajmniej raz na jakiś czas dzieli się takimi wynikami. Reszta konkurencji nie pokazuje swoich wyników wcale, albo prawie wcale.

REKLAMA

To jest trochę dziwne. Wszystkie te platformy posiadają systemy mierzenia oglądalności, więc dlaczego nie chcą się nimi dzielić? Czy to dlatego, że odbiorcy oglądają w tych serwisach ciągle te same treści? Czy może w większości wyniki oglądalności są rozbite na tysiące różnych filmów i seriali i rzadko kiedy jedna pozycja notuje naprawdę dobre wyniki? A może właśnie dlatego, by twórcy nie mieli solidnych argumentów do negocjowania stawek?

Warto mieć na uwadze fakt, że w Europie reżyserzy otrzymują nie tylko bazowe wynagrodzenie za pracę przy danym filmie czy serialu, ale też procent od zysków uzależniony od skali popularności ich dzieła. Utrzymywanie w tajemnicy wyników oglądalności to jedna z największych tajemnic ery streamingowej. I jak widzimy, nie jest to błaha tajemnica, bo są środowiska, które widzą w tym naprawdę istotną kwestię.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA