Po ogromnym sukcesie BoJacka Horsemana Netflix poszedł za ciosem i w 2015 wypuścił sześć odcinków animowanego serialu Nie ma jak w rodzinie. O kontynuacji nie mówi się prawie wcale, a szkoda bo drugi sezon, który pojawił się dwa lata po debiucie produkcji, jest naprawdę rewelacyjny.
OCENA
F is for Family (wdzięcznie przetłumaczone jako Nie ma jak w rodzinie) opowiada historię dysfunkcyjnej rodziny mieszkającej na przedmieściach. Powiedzmy sobie jasno, kolejny serial o amerykańskiej klasie średniej nie byłby niczym odkrywczym. Zapewne dlatego twórcy postanowili umieścić akcję w 1973 roku - u schyłku prezydentury Nixona, w czasie rozwoju ruchu hipisów i w trakcie złotej ery kapitalizmu.
W F is for Family nie chodzi jednak o politykę czy o gospodarkę. To serial o niespełnionych ambicjach, gniewie i o tym jak trudne potrafi być życie w rodzinie.
Głowa rodziny, kiedyś dobrze rokujący kandydat na pilota, weteran wojny w Korei, Frank Murphy, nie ma łatwego życia. Nie cierpi swojej pracy, nienawidzi, gdy telefony odrywają go od obiadu, nie potrafi kontrolować gniewu i straszliwie przeklina. Jego żona, Sue, jest do bólu stereotypową kurą domową z aspiracjami, przeklina mniej, ale nie można jej odmówić silnego charakteru. Napięcie budowane przez trzeszczące i znudzone małżeństwo podkręca najstarszy syn - niezbyt inteligentny nastolatek marzący o karierze muzycznej.
Sytuacja staje się bardzo trudna, gdy Frank - pracownik linii lotniczych - traci pracę, a żywicielką rodziny zostaje Sue. Komediowy nastrój ustępuje opowieści o kryzysie męskości w konserwatywnym społeczeństwie. Frank nie może pogodzić się z brakiem zajęcia, popada w depresję i apatię. Z agresywnego pana domu staje się niepewnym siebie wrakiem człowieka. Jego kryzys podkręcany jest przez to, że musi przejąć wszystkie domowe obowiązki, gdy Sue idzie do pracy w Plast-a-ware (podobieństwo do Tupperware jest nieprzypadkowe).
Serial jest zabawny, ale podobnie jak w przypadku mojego ukochanego BoJacka Horsemana, radość i śmiech szybko znikają. Na scenie pojawiają się niepewność, smutek i refleksja. Tyle tylko, że w opowieści o podstarzałym aktorze na pierwszy plan wysuwają się pytania o sens życia, a F is for Family dotyka marzeń, aspiracji i satysfakcji płynącej z posiadania rodziny.
Bo czy można być spełnionym, gdy poświęciło się wszystko dla rodziny, a to i tak nie wystarcza?
Jeśli ten depresyjny nastrój nie zachęcił was jeszcze do odpalenia Netfliksa, to dodam, że lata siedemdziesiąte pozwalają wyostrzyć bolączki dzisiejszego świata. Rasizm, szowinizm, narkotyki i rozwiązły styl życia są tu w niemal każdej scenie. Główny bohater nie słyszał nigdy o bezstresowym wychowaniu, a sąsiad-playboy o bieliźnie i wstrzemięźliwości (w czymkolwiek). Niestosowne żarty pojawiają się tutaj tak często, jakby twórcy rozkładali ramiona i mówili: to nie nasza wina, takie były lata siedemdziesiąte.
Niestety, nie wszystko jest tak piękne. Animacja jest jaskrawa, pełna kolorów i bardzo żywa. Szkoda tylko, że na twarzach bohaterów nie widać emocji, a ich ruchy są bardzo powtarzalne i mało płynne.
Czasem odnosiłem wrażenie, że głosy postaci nie pasują do tego, co dzieje się na ekranie.
Jednak największym przewinieniem serialu jest polskie tłumaczenie. Nie mam w zwyczaju narzekać na jakość napisów, ale obok tego przypadku nie da się przejść obojętnie. Dialogi są wręcz wykastrowane z wszelkich przekleństw, wyzwisk i aluzji. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Serial nawet w warstwie wizualnej nie nadaje się dla dzieci, po co więc było wycinanie z niego najważniejszego elementu - ekspresji?
Mimo wszelkich zarzutów, których mogę się doszukiwać, Nie ma jak w rodzinie to serial wybitny. Fabuła osadzona w nieodległej przeszłości, pozwala z innej perspektywy spojrzeć na teraźniejszość. Ostrzegam jednak: może się okazać, że wcale tak wiele się nie zmieniło.