Wyobraźcie sobie miksturę Maroon 5, Davida Guetty i ABBY, a otrzymacie "Manię", czyli nowy krążek Fall Out Boy.
OCENA
Fanem Fall Out Boy nigdy nie byłem, ale doceniałem ich punk rockowe korzenie i świetnego wokalistę. Ich pierwsze płyty reprezentujące chyba najbardziej wykluczający się gatunek, czyli pop-punk, nawet bezboleśnie mi "wchodziły". Problem pojawił się wtedy, gdy przyszedł komercyjny sukces i Fall Out Boy stali się gwiazdami. Ich flirt z popem wziął wtedy górę. "Mania" jest tego idealną emanacją.
Start jest interesujący. Otwierający płytę, Stay Frosty Royal Milk Tea odznacza się ciekawą rytmiką, przy której można zarówno solidnie poskakać na koncercie jak i bawić się w klubie.
Niestety w okolicach refrenu kawałek rozjeżdża się w stronę miałkiego i nijakiego popu. The Last of The Real Ones brzmi już z kolei jak jakiś kawałek Maroon 5, który zagubił się gdzieś po drodze i trafił na płytę Fall Out Boy.
Hold Me Tight or Don’t ma spory potencjał na stanie się komercyjnym przebojem, głównie za sprawą udanego refrenu z ciekawe skomponowaną linią melodyjną.
Dopiero jednak Wilson kupił mnie w całości. Dawno już nie słyszałem tak znakomitego miksu rocka z R&B. Świetna linia basu, solidny riff i kapitalny refren. Nie jest to wprawdzie arcydzieło, ale z miłą chęcią wrócę do tego kawałka jeszcze parę razy w najbliższym czasie.
Ciekawe wypada Heaven’s Gate, nastrojowa soulowa ballada, w którym wokal Patricka Stumpa znakomicie wybrzmiewa, z pełnią dramaturgii i tańcząc z finezją po pięciolinii. Stump fantastycznie brzmi też w pełnym energii refrenie Sunshine Riptide.
Z ciekawszych utworów wymieniłbym jeszcze Young and Menace, który zaczyna się obiecująco - wolne, balladowe, indie-rockowe tempo i nastrojowe wokale tworzą całkiem interesującą atmosferę na otwarcie płyty. Niestety całość psuje elektroniczno-dubstepowy refren, bo, jak widać i słychać, panowie nadal nie mogą wyzbyć się szkodliwych nawyków.
"Mania" to nie jest zła płyta. Ma swoje momenty. Z pewnością świetny wokalista i umiejętności kompozytorskie oraz dobra produkcja wysuwają ją trochę powyżej średniej.
Plusem jest to, że nie trwa długo. Trochę ponad 30 minut. To zauważalny powracający trend w muzyce rozrywkowej. Całkiem pozytywny. Nie wiem, czy jest potrzeba tworzenie popowych kolosów trwających około godziny. Płyty komercyjne rządzą się swoimi prawami i mają inne przeznaczenie. Do tego niedługi czas trwania sprawia, że takie płyty są bardziej zwarte, mają mniej tzw. zapchajdziur i słucha się ich o wiele lepiej.
Jeśli jesteście fanami rocka, to "Mania" Fall Out Boy raczej boleśnie was doświadczy, ale w kategoriach popowych nie jest już tak źle. Mimo wszystko, moim zdaniem jest to trochę strata potencjału, szczególnie z tak dobrym wokalistą.