William Foster (Michael Douglas) siedzi w swoim samochodzie, który posiada nadto dziwną tablicę rejestracyjną z napisem D - Fens, utkwiwszy w dość sporym korku. Na dodatek w Los Angeles słońce niemiłosiernie grzeje i daje nieźle o sobie znać. Pan William, nie wytrzymując, panującej - akurat w tenże dzień - niesamowitej gorączki, wysiada z wozu lekko pokaszlując i ocierając chusteczką pot, spływający z czoła.
Bierze ze sobą tylko teczkę (w której jak się później okazuje nic specjalnego nie ma ;)) i rusza przed siebie. Wcześniej pan Foster stracił pracę, rozwiódł się z ukochaną żoną i zmierza właśnie w kierunku jej domu, po to, żeby przyjść na urodziny córeczki. Dochodzi do budki telefonicznej, zdzwoni do byłej kobiety, próbując z nią porozmawiać, jednak kiedy ona odbiera słuchawkę nie wydobywa z siebie ani jednego słowa. Kiedy zabrakło mu żetonów, zmierza ku małemu sklepikowi. Próbując rozmienić "grube", sprzedawca każe mu coś kupić. Ten lekko zirytowany postanawia wziąć coca - colę. Wysoka cena napoju bardzo denerwuje Fostera, który wpada w furię. Spanikowany (choć na takiego nie wyglądał) sklepikarz sięga ręka po kij baseballowy. Rozwścieczony William siłą wyrywa mu ów narzędzie i demoluje mu sklep. Następnie płaci za colę i wychodzi spokojnie ze sklepu…
Tak się rozpoczyna, dość specyficzny film, jakim jest Falling Down (Upadek) reżyserii Joel Schumachera. Z początku wydawał się dziwny i nie bardzo ciekawy, jednak z czasem coraz bardziej przekonywał mnie do siebie. A że na nudę narzekałem, to nie pozostało mi nic innego jak siedzieć spokojnie na moich czterech literach i oglądać "upadek" zwykłego mieszkańca Ameryki, który po trochu traci panowanie nad sobą. Oczywiście bez jedzenia obejść się nie dało, a że krótki nie był, więc inaczej być nie mogło ;)
Filmem zajął się na pewno znany jak już wyżej wspomniałem - Joel Schumacher, który napisał scenariusze do m.in. Upiór w operze (i nie tylko napisał - patrz niżej) czy Czarnoksiężnik z krainy Oz. I wyreżyserował dwie części Batmana (Batman Forever i Batman i Robin), a także "Upiora". Historię Falling Down wymyślił James Newton Howard, który ma nie lada doświadczenie w tych sprawach. A za zdjęcia odpowiadał nasz rodzimy Andrzej Bartkowiak.
A jak wypadli aktorzy? Michael Douglas spisał się na medal. Odegrał rolę - sfrustrowanego życiem głównego bohatera - świetnie. Po prostu nie mam mu nic do zarzucenia. Ale co się dziwić, aktor nie jest żadnym nowicjuszem. Policjanta - przechodzącego na emeryturę - i próbującego dorwać Williama Fostera zagrał Robert Duvall - jemu również należą się oklaski.
Ostatnio dobrych filmów wychodzi niewiele (poza paroma wyjątkami). Po obejrzeniu jakiekolwiek (no prawie…) czuję się rozczarowany po wyjściu z kina albo odejściu od TV. Czasem leżę na kanapie i rozmyślam sobie: czemu tak jest? Może dlatego, że teraz już nikomu nie chce się tworzyć dobrych produkcji? Wystarczy dobrze, zareklamować swoje dzieło, ażeby zaciągnąć do kina ludzi. I tak nieraz bywało z niektórymi klapami, które zarobiły krocie. A natomiast te rzeczywiście bardzo dobre z wyższej półki filmy nie zarobiły tyle, ile by tego producenci zapragnęli. Falling Down swą premierę miał na początku roku 1993, więc swoje lata już ma. Ludzie teraz idąc do kina, wybierają filmy, które są super efekciarskie albo zrobione całkowicie komputerową technologią (czyt. Shrek i shrekopodobne ). Takich produkcji jak Upadek wiele już nie ma, teraz na modzie są właśnie wyżej wymienione twory (fantasy, science - fiction królują w dzisiejszych czasach). Szkoda, szkoda, bo czasem człowiek ma ochotę obejrzeć bardziej normalny i w naszych realiach osadzony film. A dodam jeszcze, że zakończenie nie usatysfakcjonowało mnie, wręcz pozostawiło pewien niedosyt.
Ten dramat - kryminał ocierający się o thrillera (choć sam bym w tę "paczkę" nie wrzucił) nieźle krytykujący styl życia amerykańskiego ogólnie nie jest złym obrazem. Dobry dla osób, które chcą zobaczyć po prostu zwykły, normalny film, w którym nie występują żadne "potworasy" i inne dziwadła ;), a nie mają niczego lepszego pod ręką.