Pierwszy sezon "Detektywa", "Gomorra", "The Knick"... Rok temu rewelacyjny serial "Fargo" miał wielu kontrkandydatów w wyścigu o tytuł najlepszego serialu roku. W tym roku jest absolutnie bezkonkurencyjny.
I żebyśmy mieli jasność w tej kwestii - bezkonkurencyjność drugiego sezonu "Fargo" nie wynika wcale z niskiego poziomu pozostałych produkcji, które mogliśmy oglądać w 2015 roku. Choć nie obyło się bez rozczarowań (mam tu na myśli przede wszystkim ogromny zawód w postaci drugiej serii "Detektywa"), w ostatnich dwunastu miesiącach byliśmy świadkami wielu ciekawych premier: "Narcos", "Blindspot", "Imperium", "Master of None", "Pot i łzy", drugi sezon "Transparent" czy piąty "Gry o tron", żeby wymienić tylko te najgłośniejsze.
Było więc w czym wybierać, w związku z czym - jest z czym porównywać. Nowa odsłona "Fargo" mimo tego jest najlepszym, najdoskonalszym serialowym dziełem tego roku.
Drugi sezon "Fargo" jest bowiem jeszcze lepszy niż pierwszy, co - umówmy się - samo w sobie jest niesamowicie imponujące. Poprzeczka była przecież zawieszona wysoko, bardzo wysoko, i tylko produkcja naprawdę wybitna miała szansę powtórzyć wrażenie wywołane przez pierwszą odsłonę tego serialu, nie wspominając już o przyćmieniu jej. A to się najnowszemu dziełu Noaha Hawleya udało.
Wymieniać zalety "Fargo" można by długo, a i tak zapewne nie udałoby się wskazać ich wszystkich. Skupię się zatem na trzech najistotniejszych, które - w mojej opinii - w największym stopniu determinują wysoki poziom tego serialu.
Po pierwsze - fabuła. Opowiedziana tu historia jest prequelem tego, co mogliśmy zobaczyć w pierwszym sezonie. Prequelem dość odległym w czasie, bo akcja rozgrywa się w nim trzy dekady przed pojawieniem się Lorne'a Malvo w miasteczku Fargo. I na pierwszy rzut oka fabuła drugiej serii mocno różni się od tej z pierwszej. Inne czasy, kompletnie inne postaci i różne problemy. Nie ma mowy o odgrzewaniu kotleta. Scenariusz, choć wielowątkowy, jest klarowny i zwarty, idealnie dopasowany do dziesięcioodcinkowej formuły serialu.
Po drugie - narracja. Choć w drugim "Fargo" mamy do czynienia z kompletnie nową opowieścią, bez trudu odnajdziemy w niej te same elementy, które zadecydowały o sukcesie pierwszego sezonu. Mowa chociażby o tempie akcji, budowaniu napięcia, przyjętej konwencji i sposobie jej prezentowania. Wątki kryminalne, obyczajowe i komediowe przeplatają się ze sobą w misternie splecionej mozaice, a ich proporcje są idealnie wyważone.
Po trzeci - bohaterowie i aktorzy. Billy Bob Thornton, Martin Freeman czy Colin Hanks w pierwszym sezonie odegrali swoje role po mistrzowsku i wydawało się, że - szczególnie w tym właśnie aspekcie - niewiele dało się w "Fargo" ulepszyć. I rzeczywiście, w drugiej serii być może nie jest "lepiej", ale z całą pewnością jest równie rewelacyjnie. Kirsten Dunst, Jesse Plemons, Patrick Wilson, Bokeem Woodbine, Zahn McClarnon, Jeffrey Donovan - w zasadzie wszyscy członkowie obsady spisali się na medal, w sposób genialny tworząc postaci charakterystyczne, żywe i rewelacyjnie oddając ich psychologiczną głębię.
Świetne dialogi, wstrząsające akty bezwzględnej przemocy, dramatyczne wydarzenia, w które bohaterowie wikłają się niejako przypadkiem - niby już w pierwszym sezonie "Fargo" byliśmy świadkami tego wszystkiego, niby niewiele tu było do dodania czy poprawienia, a jednak w sezonie numer dwa udało się twórcom opowiedzieć to na nowo, jednocześnie udoskonalając doskonałe. Jeżeli miałbym wybrać tylko jeden serial wyprodukowany w 2015 roku, który bezwzględnie warto obejrzeć, byłoby to właśnie "Fargo".