REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Kevin sam w domu” to fenomen, bez którego Święta nie są takie same. Film obejrzycie już dziś na Polsacie

Oglądanie „Kevina samego w domu w Święta” u niektórych rodzin staje się równie istotnym rytuałem, co dzielenie się opłatkiem. Dlaczego właściwie ta komedia o wolnej chacie stała się takim fenomenem? „Kevin sam w domu” do dziś zarabia ogromne pieniądze.

24.12.2018
10:00
kevin sam w domu polsat
REKLAMA
REKLAMA

„Kevin sam w domu” z początku miał być dziełem wytwórni Warner Bros. Ta jednak z bliżej nieznanych przyczyn zdecydowała się sprzedać go wytwórni 20th Century Fox, która była znacznie bardziej zainteresowana projektem. Z miejsca też zwiększyła na niego budżet: z planowanych 14 mln dol. do 17 mln.

Sam pomysł na film pochodzi od Chrisa Columbusa, który jest jego reżyserem. Nie jest on jednak autorem scenariusza. Ten wpadł w jego ręce podczas pracy nad filmem „W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju”. Bardzo frustrującej pracy: nieustanne kłótnie pomiędzy reżyserem a grającym główną rolę Chevym Chase’em doprowadziły do rezygnacji Columbusa z dalszej pracy nad filmem. John Hughes – producent filmowy – chcąc dać przyjacielowi nowe zajęcie, przekazał mu wspomniany scenariusz.

Pomysł od razu przypadł mu do gustu.

Hughes zasugerował też Columbusowi młodziutkiego Macauleya Culkina do głównej roli. Argumentował, że dzieciak zdobył już doświadczenie i uznanie w związku z pracą nad filmem „Wujaszek Buck”. Reżyser chciał jednak mieć jakieś alternatywy. Dopiero po przesłuchaniach 200 kandydatów do roli Kevina spotkał się z Culkinem. I od razu go zatrudnił.

Culkin faktycznie okazał się wymarzonym aktorem do tej roli, o czym wiedzą wszyscy fani filmu. Praca z młodym aktorem nie była jednak łatwa – z uwagi na swój wiek, Culkin nie mógł pracować na planie dłużej, niż do 22:00. Co było sporą przeszkodą, biorąc pod uwagę fakt, że wiele scen ma miejsce w nocy.

Z resztą obsady było o wiele trudniej

Rolę Harry’ego Lime’a – jednego z bandziorów starających się obrobić dom Kevina – proponowano wielu aktorom. Na liście kandydatów znaleźli się Robert De Niro, Rowan Atkinson, Bob Hoskins, Danny DeVito, Christopher Lloyd, Dudley Moore, Phil Collins i Jon Lovitz. Wszyscy odmówili. Dopiero Joe Pesci w końcu przyjął propozycję współpracy.

Zadanie to okazało się dla aktora wymagające, choć z bardzo nieoczywistych powodów. Pesci lubi przeklinać, nie stroni na planie od wulgaryzmów. Konieczność ciągłego gryzienia się w język z uwagi na obecność na planie Culkina była ponoć dla aktora bardzo stresująca.

Stresujące były też wszystkie sceny kaskaderskie. Jak po latach wspominał Columbus, niemal każda scena wzbudzająca śmiech u widzów podczas seansu na planie była realizowana w maksymalnym skupieniu. I z modlitwą, by ten biedny kaskader przeżył kolejne z ujęć.

Nie tylko polskie Święta. „Kevin sam w domu” jest hitem box office.

Na samej tylko emisji w kinach na całym świecie film przyniósł wytwórni 476,7 mln dol. przychodu. Cieszył się na tyle dużym popytem, że znajdował się w kinowej ofercie nawet długo po Świętach. Przez 12 tygodni od premiery 16 listopada 1990 roku znajdował się na pierwszym miejscu w amerykańskim box office. Jego kinowa popularność utrzymywała się aż do Wielkanocy. W efekcie stał się trzecim najbardziej dochodowym filmem w historii (stan na rok po premierze) – lepsze wyniki odnotowały tylko „Gwiezdne wojny” oraz „E.T”.

Film nie spodobał się jednak krytykom. Średnia jego ocena to około 6/10. Dziennikarze chwalili obsadę i niektóre gagi, cały film nazywali jednak płytkim, głupim i przewidywalnym. Krytykowano też jego scenariusz za bycie absolutnie niewiarygodnym. Doceniono jednak jego muzykę, za którą film otrzymał dwie nominacje do Oscara.

O Kevinie świat nie zapomniał. Polacy mają jednak do niego jeden z największych sentymentów.

Świadczyć może o tym chociażby zabawna sytuacja z 2010 roku, kiedy film nie trafił do świątecznej ramówki telewizji Polsat. Fani się wściekli: społeczność 90 tys. zgromadzonych na Facebooku entuzjastów skłoniła telewizję do zmiany decyzji. Tej zresztą Polsat nie żałował. „Kevin sam w domu” co roku przed polskimi telewizorami gromadzi wielomilionową publiczność. Rekord padł w Wigilię dwa lata temu: Polsat oglądało wtedy 4,44 mln widzów.

Nie jest jasne skąd tak wielka fascynacja tym filmem wśród naszych rodaków. Bo – umówmy się – nawet najwięksi fani Kevina nie określą tej produkcji mianem wybitnej. Czy chodzi o slaptickowy humor rodem z Toma i Jerry’ego? A może – jak w ciekawym wywiadzie dla Gazeta.pl sugeruje Wojciech Orliński – chodzi o archetyp głównej postaci oraz o fakt, że film pokazał piękną Amerykę w czasach raczkującej po PRL-u polskiej telewizji?

REKLAMA

Osobiście przypuszczam, że ta sympatia wynika z naszego wielkiego przywiązania do tradycji. Lubimy co roku celebrować święta i wydarzenia w podobny sposób. „Kevin sam w domu” jest przecież od zawsze emitowany. Boże Narodzenie bez niego to jak święta bez barszczu z uszkami. Nie każdy go lubi, ale nie wyobraża sobie jego braku.

Film obejrzycie już dziś, 24 grudnia, o godz. 20:05 w telewizji Polsat.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA